środa, 14 stycznia 2015

O raku piersi na poważnie

Kiedy zachorowałam jedna myśl pozwoliła mi przetrwać ten pierwszy szok i niedowierzanie - "to nie mogło wydarzyć się bez powodu". Pomyślicie "Jaki cel może mieć rak?" "Do czego może się przydać?". Ja zawsze, kiedy przydarzały się złe rzeczy, powtarzałam sobie, że są one po to, żeby się czegoś nauczyć, wyciągnąć wnioski i żyć lepiej. Dlatego wymyśliłam sobie, że mój bu-rak jest moją grą, w której ja- postać z krwi i kości będzie się uczyć, ale postara się też z wami podzielić doświadczeniem. 

Przeważnie staram się was rozśmieszyć, pokazywać, że można z uśmiechem przechodzić przez chorobę (oczywiście nie zawsze - kiedy ból doskwiera bywa ciężko). Staram się wspierać wszystkich, którzy do mnie piszą o swoich problemach, pomóc chociaż słowem, jeśli inaczej nie mogę. Dzisiaj będzie o raku piersi na poważnie.
 Ostatnio pisałam wam o tym, że kiedy byłam w szpitalu pojawiła sie tam WROCŁAWSKA TVP. Udzieliłam "wywiadu" Pani redaktor przed kamerą. Właściwie to wypowiedziałam kilka zdań na temat mojej choroby - opowiedziałam, że rak urósł bardzo szybko, że rok wcześniej byłam u lekarza i w piersi nic nie było a po roku okazało się że mam 6cm guza. Niestety - TV wszystko zmontowali i przekręcili - wyszło na to, że poszłam do lekarza on nic nie wyczuł a ja sama sobie usg zrobiłam i wyszło że mam guza. JUŻ NIGDY NIE POWIEM NIC W TV BEZ ZATWIERDZANIA. I co z tego, że "jestem nikim"? Pie*dolę taką telewizję, która nie mówi prawdy. Wiecie dlaczego tak się zdenerwowałam? BO CHCIAŁAM, ŻEBY W KOŃCU KTOŚ POWIEDZIAŁ GŁOŚNO, ŻE RAK PIERSI BARDZO SZYBKO SIĘ ROZWIJA.
To co możemy przeczytać na temat raka w internecie, o czym informują nas plakaty, ulotki i inne materiały propagujące walkę z rakiem piersi JEST W DUŻEJ MIERZE NIEPRAWDĄ. Duże słowa jak na kogoś kto nie jest autorytetem w dziedzinie medycyny, prawda? Nie boję się tego powiedzieć głośno. Mój lekarz powiedział mi przy pierwszej wizycie "dziś coraz młodsze kobiety chorują i nie ma reguł". Przez moją chorobę poznałam dziesiątki kobiet chorych na raka piersi - większość z nich to były młode kobiety, których profilaktyka mammograficzna nie dotyczy (przed 50 r.ż.), albo takie które chadzały do lekarzy, samobadały się, "obserwowały niegroźne zmiany w piersiach". Powtarza się mit, że 1 cm guz rośnie 8 lat! Nic bardziej bzdurnego.
 Nie jesteśmy lekarzami, żeby wam mówić jak macie postępować - to fakt. Ale wszystkie mamy raka piersi i każda z nas w jakimś stopniu zawierzyła lekarzowi i znalazła się tam, gdzie się znalazła - w szpitalu, na operacji, na chemii, z diagnozą raka piersi. 
Z góry mówię - nie uważam, że lekarze to partacze, że się nie znają, że nic nie wiedzą - nie o to mi chodzi, żeby podważać ich decyzje, jednak chciałabym Was - Kobiety - uczulić! Lekarz to też człowiek - ludzki czynnik, który nie jest WRÓŻKĄ. Po badaniu palpacyjnym ciężko stwierdzić czy dana zmiana jest czy nie jest rakiem. Nie daje tego również pewności usg. DBAJĄC O SWOJE ZDROWIE MUSIMY PAMIĘTAĆ, ŻE MAMY JE JEDNO I NIE BAĆ SIĘ PROSIĆ O DODATKOWE BADANIA (BIOBSJĘ) A LEPIEJ DOMAGAĆ SIĘ WYCIĘCIA ZMIANY, PÓKI JEST ŁAGODNA. BĄDŹ NIEPOKORNĄ PACJENTKĄ!
Chcę żebyście przez te kilka historii zobaczyli (mężczyźni również:)), że rak przychodzi nagle i właściwie tylko regularne samobadanie może pozwolić nam szybko zareagować i przede wszystkim - nie pozwalajcie się dać odesłać "z kwitkiem".  
Tyle ode mnie słowem wstępu. Resztę opowiedzą wam moje koleżanki z forum amazonki.net, które poprosiłam o kilka słów. Dziewczynom bardzo, bardzo dziękuję i mam nadzieję, że jeszcze do was przemówią większą ilością historii. Zgodziły się na opublikowanie ich u mnie, ponieważ wierzą tak jak ja, że możemy pomóc kobietom, które nie wiedzą z czym to się je. My też nie wiedziałyśmy przed chorobą NIC. Nikt nas nie ostrzegał, dzisiaj My chcemy ostrzec Was.

Naomi (wiek w chwili wykrycia raka: 34 lata)
Zacznę od tego, że funkcjonowałam przez prawie 1,5 roku (o zgrozo !) w przeświadczeniu, przekonaniu , że mój guzek to gruczolakowłókniak ...A zaczęło się tak ( w dużym skrócie) :W 2011 r. po wielkim trudzie donoszenia ciąży , urodziłam wspaniałą , zdrową córeczkę. Postanowiłam ją karmić jak najdłużej piersią, co też czyniłam przez 13 miesięcy :) W końcu nadszedł czas odstawienia już biegającej małej Zuzi od tzw. cyca , co nie było łatwe , ale udało się ...To był sierpień 2012 r.Zakończyłam laktację i właściwie natychmiast wyczułam niewielki guzek w prawej piersi. Prawie natychmiast umówiłam wizytę u ginekologa, który wykonał USG i stwierdził, że to jakiś węzeł chłonny. Nic strasznego , nic wielkiego ale trzeba sprawdzić.Następna wizyta u radiologa , która twierdzi ,że to gruczolakowłókniak z całym swoim przekonaniem. Nic wielkiego , gdyby rósł należy go usunąć. Zaleciła ewentualna biopsję mammotomiczną gdyby tak było, ale dopiero za pół roku ze względu na niedawną laktację.Uspokojona, że nic mi nie jest wróciłam do domu do obowiązków, do pracy i tak się przebujałam , wręcz nawet zapomniałam o włókniaku, którego muszę usunąć jak zacznie rosnąć.Więc zaczął rosnąć pod koniec 2013 r. jak już byłam pewna, że jest większy, a był to styczeń 2014 r wykonałam telefon do chirurga i umówiłam się na usunięcie włókniaka, jak na usunięcie brwi u kosmetyczki... prywatnie się leczyłam jak do tej pory, więc i tu również stwierdziłam, że nie będę czekać na terminy jakie są u nas w szpitalach i poradniach. Chirurg zaleca jednak biopsję cienkoigłową. Luty 2014r. wynik biopsji - obraz budzi podejrzenie raka !!! Szok!!! Jak to rak??? Niemożliwe , przecież włókniak to nie rak !!!Weryfikacja biopsji już w IO w Gliwicach czekam dwa tygodnie , ale już wiem, że tamto życie już było i teraz zaczyna się inne...Wynik biopsji gruboigłowej potwierdza się : rak rdzeniasty, inwazyjny , trójujemny G3. T2NOMOWpadam w otchłań czarnej rozpaczy, żeby szybko się z niej podnieść i walczyć o życie. Walczę!Plan leczenia: 4x AC , 4x Paklitaksel, operacja radykalna , radioterapia.Guz zmniejszył się bardzo więc chirurg decyduje o operacji oszczędzającej.  13 sierpnia 2014r. operacja oszczędzająca, węzły chłonne bez przerzutu. Szybko wracam do formy.wyniki hist - pat - jednak przewodowy( nie rdzeniasty) reszta jak wyżej.

Magda (wiek w chwili wykrycia raka: 39 lat)
Byłam badana w maju i październiku 2006 r ...było wszystko w porządku...kwiecień GUZ wielkości 4,5 na 5 cm

Kass (wiek w chwili wykrycia raka: 37 lat)
Co do mojego przypadku.. trafił mi sie przedinwazyjny, w wieku 37 lat. Na mammo dostałam skierowanie od lekarza pierwszego kontaktu, choć każdy jeden lekarz, z którym przez ostatnie kilka miesiecy rozmawiałam dociekał, dlaczego prosiłam o mammo, skoro jestem przed 40-tka... a ja tylko pamiętałam, że jak miałam 28 lat to mi onk powiedział, żebym regularnie piersi badała, ponieważ mam naturalne nieregularności i trzeba to kontrolować.. a że przez ostatnie kilka lat leczyłam niepłodność i przyjmowałam kupę hormonów, po których - szczególnie pod koniec - strasznie źle się czułam - chciałam mieć pewność, że te hormony nie spaprały mi czegoś w życiorysie.. i chociaż jest to moje prywatne zdanie - to w/g mnie te hormony były czynnikiem, który przyczynił się do mojego DCIS - ale glośno żaden lekarz tego nie potwierdzi (mimo tego, ze po cichu polowa lekarzy, z którymi się spotkałam przyznała mi rację, że jest taka możliwość)

Elapl (w chwili wykrycia raka 57 lat)
Ja należę do tych kobiet ,które się systematycznie badały . Byłam pod kontrola lekarza onkologa-prywatnie. Niestety jakieś 5 lat temu zmarł mój onkolog i przeszłam jako pacjentka do innego prywatnego gabinetu. Raz na rok USG,Co dwa lata MM i raz na rok macanko. W kwietniu 2012r wynik MM super - nie stwierdza sie zadnych niepokojacych zmian- nawet USG nie zalecili.Jaka bylam szczesliwa....... W lutym 2013r. normalna kontrola w gabinecie- macanko i USG- cos tam jest w lewej piersi ale to torbiel nie ma czym sie przejmowac. Znowu jestem szczesliwa...... W związku z tym ,ze planowałam wyjazd (USA) do córki taki dłuższy -8 m-c coś mnie tknęło i 1 lipca wrócilam do gabinetu aby pan doktor raz jeszcze zobaczył tą niby torbiel. Zobaczyl ale juz nie byl taki pewny . Zrobil biopsje cienkoiglowa i 6 lipca usluszalam -rak zlosliwy. (1 cm)Jak to panie doktorze w lutym torbiel a teraz rak????? No, wie pani -- uslyszalam- diagnostyka raka jest bardzo trudna.Myslalam ,ze zemdleje.Maz mnie wyprowadzil z gabinetu bo chyba bym sie na niego rzucila. 2 sierpnia mialam operacje ( 29mm) w tak krotkim czasie -1 miesiac- taka roznica w okresleniu przez lekarzy wielkosci guza??? a wspomnianego lekarza nie chce na oczy widziec.

Mea (wiek w chwili wykrycia raka: 36 lat)
czerwiec 2012 mammografia, nic niepokojącego nie było, wynik prawidłowy. 
Pod koniec roku zauważyłam, że coś zaczyna się dziać, ale wszystko zwalałam na hormony ( pół roku wcześniej zmieniłam pigułki antykoncepcyjne). 
luty 2013 - odstawienie proszków 
13 marca 2013 biopsja i mammografia - guz 32x28mm - lekarz badający powiedział cytuję: "nie wyglada to dobrze"... 
25 marca 2013 wyniki: rak!!! 
05 kwietnia 2013 wizyta w szpitalu, chirurg stwierdza palpacyjnie, ze guz jest większy 
najpierw chemioterapia i we wrześniu 2013 operacja...to co wycieli miało obszar 6cm... 
Jak o tym myślę, robi mi się słabo

Ania_soWhat (wiek w chwili wykrycia: 33 lata)
Guzka maluśkiego znalazłam u siebie niecałe 2 miesiące temu, jednakże przy USG doktorek powiedział: "tam nic nie ma, i to pewnie hormonalnie przy cyklu, proszę przyjść za rok..." 
Dwa tygodnie później zaczyna pierś boleć znienacka jak cholercia... 
Łapię się na szybko ginekologa... on wykrywa guzka z łatwością wg niego na 1,67cm następnego dnia ten sam doktorek co wcześniej mówił że "nic nie ma" w tej piersi (lewa), znajduje wg zdjęcia od gina guzek na godzinie drugiej wielkości 1,74cm... 
Następnego dnia zgłaszam się do niego na biopsję cieńkoigłową, boli jak cholercia, treść gęsta okropnie także udaje mu się pobrać tylko parę kropelek przy pięciu (!!!) wkłuciach... (i tu już jakoś "czuję" że to nie będzie nic "lekkiego" ) 
Po tygodniu wynik, niestety znalezione komórki rakowe. 
Dodam że guzek naprawdę szybko rósł aż do pierwszej chemii.. ale to już dłuższy temat... 
Co do stwierdzenia że guzy to dopiero po pięćdziesiątce to jest niemoralny żart... na te wszystkie kobitki które spotkałam w czasie swojego leczenia to tylko dwie były po 50... 

Małgonia (wiek w chwili wykrycia raka: 51 lat)
Ja w listopadzie 2011 miałam mammografię robioną prywatnie i wszystko było OK a w sierpniu następnego roku był już rak na 3 cm!

Aquila (wiek w chwili wykrycia raka: 29 lat)
mnie z diagnozą: liczne łagodne torbiele (powstałe na tle hormonalnym) odesłali najlepsi spece z CO. Po kilku miesiącach wróciłam tam już z wynikiem prywatnie zrobionej biopsji. Radiolog, który skierował mnie na biopsję, też nic podejrzanego nie widział, biopsja była "dla pewności". Nie uważam tych wszystkich lekarzy za konowałów, trochę sobie poczytałam na temat swojego przypadku i wiem, że on często wygląda jak zupełnie niepodejrzane torbiele, a ekstremalnie rzadko się zdarza u kobiet w młodym wieku, mieli prawo tego nie podejrzewać, ale ci z CO mogli mi chociaż zasugerować wtedy zrobienie rezonansu, nawet prywatnie, ja wówczas byłam kompletnie zielona w temacie raka piersi, diagnostyki itp.; nie miałam pojęcia, że mammografia i usg są tak niemiarodajne przy "gęstych" cyckach 
z tym że trzeba mieć pieniądze żeby tę w/w "pewność" uzyskać/stracić już się pogodziłam, nie mogę pogodzić się z tym, że pacjent musi wiedzieć dużo więcej niż lekarz mu mówi

Magenta (wiek w chwili wykrycia raka: 36 lat)
Wrzesień 2013r: usg i guzek ok 1cm - zapewniono mnie, że zmiana łagodna i zalecono usg po 6 miesiacach. Marzec 2014r guzek w stabilizacji taki jak byl wczesniej. ( jestem wtedy juz w ciazy) Wrzesien 2014r usg i znow zmiana lagodna z tym, ze ma juz prawie 3cm - zalecono kontrol za 6 miesiecy. Ja jednak poszlam do onkologa... Cytuje: zle to wyglada. Potem biopsja cienka igla potem gruba igla - RAK! 2 pazdziernika cc a 13 listopada mastektomia. Lekarze ogólnie mówili, że w ciąży nie ma co się badać, bo są zmiany hormonalne i po co siać panikę!

Ikka (wiek w chwili wykrycia raka: 42 lata)
Radiolożka na usg zapewniała mnie , że moje guzy sztuk 2 to zwykłe gruczalowłókniaki, chirurg w badaniu palpacyjnym tez nie widział nic podejrzanego, dopiero wyniki biopsji zrobiona tak naprawdę dla potwierdzenia tych przypuszczeń były jak grom z jasnego nieba : RAK!!! Chirurg zapytany jak to możliwe? odpowiedział, że dla wykrycia raka można stosować tylko: 
- mammografię - jej skuteczność zależy jednak od budowy piersi ( w przypadku struktury gruczołowej wartość diagnostyczna jest mocno ograniczona ) i umiejętności robiącego mammografię : 
- badanie palpacyjne - i tutaj znaczenie ma samobadanie , żeby znać swoje piersi i dzięki temu zauważyć niepokojące zmiany 
- usg - które jest badaniem bardzo obiektywnym i zależy od umiejętności radiologa 
I tylko tyle - w każdym przypadku pojawia się czynnik ludzki , który jest omylny niestety smutny 
A do tego raczysko jest złośliwym stworzeniem i próbuje się kamuflować - dlatego trzeba czujnym i drążyc temat jeśli są jakies wątpliwości... 
W moim przypadku guza wychwyciłam sama mammografia nic nie wykazała, usg wykazało zmiany ale w ocenie radiologa miały być łagodne 
Tutaj na forum są same "specjalistki" od raka ale teraz kiedy temat ten przewija się wśród moich znajomych wiem ,że należę do zdecydowanej mniejszości...Kobiety lekceważą temat profilaktyki, badań nie dopuszczając do siebie myśli , ze im tez może przydarzyć się niechciany sublokator... 
Teraz jeśli zorientuje się , ze jakaś moja znajoma/ kolezanka jest na bakier z profilaktyką daję jej zadanie domowe : idż i zrób usg..Zresztą podejrzewam, że moja historia dała co niektórym do zrozumienia żeby to zrobić.

Agaba ( wiek w chwili wykrycia raka: 46 lat)
2001 rok -styczeń , wyczułam zgrubienie pod piersią. Prywatne badanie USG - diagnoza tłuszczak. 3 lata macałam sobie tego tłuszczaka pokazując go dwa razy ginekologowi i dwa razy endokrynologowi. Nic z tym nie zrobili, powtarzali jak mantrę - tłuszczak . Pani endokrynolog to nawet powiedziała (pamiętam to do dziś :" a co, czy ja jestem od diagnostyki piersi". Wreszcie poszłam w 2004 roku prywatnie na biopsję. Wynik rak. Po operacji okazało się, że 2 węzły zajęte + nacieka okoliczne tkanki. 
A teraz żeby było zabawnie: Z wynikiem biopsji wizyta w CO. Zlecono mammografię - nic nie wyszło, bo guz wysuwał się z aparatu. Zlecono USG - próbowałam zasugerować gdzie ma tą głowicą jeździć, ale "przesympatyczna" pani radiolog nie pozwoliła sobie nic zasugerować, po prostu kazała mi milczeć. Wynik USG - nie ma zmian. Dopiero jak moja lekarka, wściekła jak cholera, przyleciała do gabinetu USG i nakrzyczała na wykonującą badanie, to znaleźli tę zmianę. 
Wg mnie już w 2001 roku to był rak, tylko trafiłam na niedouczonych lekarzy. Gdyby wycięli go 3 lata wcześniej, to być może węzły byłyby czyste.

Endżi (wiek w chwili wyrycia raka: 31 lat)
Od kilku lat w prawej piersi miałam zmianę łagodną, dwukrotnie weryfikowaną w biopsji, która choc niegroźna (fibroademona) wymagała kontroli co pół roku. Zgodnie z zaleceniami lekarza karnie co pół roku stawiałam się na usg. I tak 29.11.2013 poza wspomnianą zmianą w prawej piersi nic nie budziło podejrzeń i zastrzeżeń lekarza. Pięć miesięcy później (pierwsze dni kwietnia 2013) podczas kolejnego usg okazało się że owszem zmiana w prawej piersi jest jak była, ale w lewej pojawiło się coś co od razu zostało zaklasyfikowane jako "zmiana podejrzana" (w obrazie usg 17mm, po operacji 14mm). Do momentu biopsji mialam jeszcze złudzenia że to kolejny gruczolakowłókniak (no przecież na raka piersi nie choruje się w wieku 31 lat??!!). 8 maja zrobiłam biopsję, a dzień później zadzwoniła do mnie położna i mój świat przewrócił się do góry nogami...

Nikulam (wiek w chwili wykrycia raka: 35 lat)
Piersi badałam regularnie od jakiś 12 lat u tej samej pani doktor.Luty 2013 lewa pierś czysta a w prawej coś nie budzącego podejrzeń, prawdopodobnie poszerzone przewody mlekowe, może uraz po zabawach z córka. Dla pewności prywatnie biopsja i wszystko ok. Zalecenia by zbadać za rok dostaję od chirurga onkologa do którego pognałam z wynikiem. 
Wrzesień 2013 mam wracać do pracy po wychowawczym więc pomyślałam że zbadam teraz już piersi bo nie będzie po powrocie do pracy czasu i znowu na rok będzie spokój. Leżę u mojej pani doktor, bada prawą i ok.nic nie ma po tym dziwnym czymś sprzed 6mc ale zaraz zaraz w lewej piersi za to aż 2 albo 3 guzy! W panice wciska mnie na biopsję do swojej znajomej na drugi dzień, oczywiście prywatnie.Przed biopsja robię jeszcze mamografie, która potwierdza 3 guzy. 16 września kończę 35 lat a 17 września odbieram diagnozę-rak 
Po biopsji niewyczuwalne wcześniej guzy rosną jak szalone, pierś robi się wklęsła, moja pani dr na usg widzi 4-ego guza.....10.10 po operacji okazuje się że były 3 które przez ten krótki czas od biopsji do operacji potroiły swoją wielkość. ...


Ewka (wiek w chwili wykrycia raka: 36 lat)
Ja miałam 36 lat,a w tym wieku nie choruje się na raka piersi.Znaleziony guz mnie bolał,a przecież nie powinien,bo rak piersi nie boli to zmiany hormonalne.Głupia i naiwna byłam słuchając tych bredni. Prawda była zupełnie inna: miałam raka i wcale w tej "bajce" nie byłam taka młoda,przekonałam się o tym wkrótce tu na forum. Mastektomia (16mm guz, usunięte węzły w tym 3 zajęte,6x AC brrr. Według mądrych głów rak piersi dotyka kobiety po menopauzie i im każe się baczniej obserwować.A w rzeczywistości jest zupełnie inaczej,bo skurczybyk czyha za plecami dużo młodszych kobiet,a menopauzę daje im w gratisie,taki jest rozrzutny

To tylko kilka historii i nie są jakoś specjalnie przeze mnie "wybrane". To wierzchołek góry lodowej. To nie są wyjątki, to jest właśnie reguła, którą możemy zaobserwować wśród pacjentek leczących się na raka piersi. Nie wiem gdzie te wszystkie kobiety, które się nie badały, którym rak rósł kilka lat. Jeżeli takie znajdziecie to napiszcie. Tymczasem wszystkie, które to dzisiaj przeczytałyście - zbadajcie swoje piersi już dzisiaj! Rak to burak i przychodzi nie proszony!

Zdrowia i mam nadzieję, że dotrę do was jeszcze z innymi historiami!
Anuk


I jeszcze jedna wiadomość: Z obecnie żyjących, co 14 Polka zachoruje na raka piersi w ciągu swojego życia. Biorąc pod uwagę wzrostowy wskaźnik zachorowalności, istnieje realne zagrożenie zwiększenia się liczby Polek, które zachorują w najbliższej przyszłości na ten nowotwór. Nowotwory złośliwe są pierwszą przyczyną zgonów u kobiet do 65 roku życia w Polsce, a rak piersi jest pierwszą przyczyną zgonów u kobiet w wieku 40-55 lat.(źródło: http://portal.abczdrowie.pl/wystepowanie-raka-piersi-w-polsce)




niedziela, 11 stycznia 2015

Level 5 - RAK W WIELKIM MIEŚCIE

Gdyby na googlu można było publikować prosto z mózgu, ten blog wyglądał by zgoła inaczej. Byłoby na nim mnóstwo wpisów, połowa zupełnie bez sensu i nikt by tutaj nie zaglądał prócz wielbicieli "nawiedzonych ludzi". 
Dziękuję Ci google, że nie masz jeszcze takiej opcji!

Rok zaczął się dla mnie tak jak planowałam - miło, przyjemnie, w gronie przyjaciół, pośród gier towarzyskich i planszowych w niebieskiej peruce na łysej głowie. Tak właśnie wyglądał mój "Rak w wielkim mieście" w Sylwestra 2015. Dla was może nic specjalnego, ale ja miałam masę zabawy z nie-rzygania w ten wieczór. Wszystko dzięki doktorkowi, który dał mi odroczenie od NOWEJ CHEMII z 31.12 aż do 5.01, za co jestem niezmiernie wdzięczna. Moja wdzięczność rośnie dziś, kiedy już wiem z czym to się je. 

Otóż kochani, NOWA CHEMIA brzmi jak nazwa super-modnego klubu w centrum miasta i patrząc na świat z lekką nutką ironii można by było przy tym zostać, ale nie wiem jakim trzeba by było być "lanserem", żeby bez przymusu wstąpić do tego klubu i pląsać "popijając drinka". Ja w każdym razie chciałabym ominąć z dala ten klub chemoholika i zostać wśród przyjaciół w swojej niebieskiej peruce za 14,99 zł z Lidla, choćbym miała pozostać łysa jeszcze przez 20 lat. Ale zacznijmy od początku.
Zachęcona gadaniem doktorka o NOWEJ CHEMII poszłam do szpitala pełna nadziei  na spokojne dni "po" (+50 do naiwności). Miałam dostać TAXANY (cokolwiek to znaczy:) i do tego sterydy chroniące mnie przed tymi pierwszymi (moja wiedza chemiczna rośne, ale się gubię w tym świecie cytostatyków) W szpitalu było sporo znajomych twarzy - posiadaczy ekskluzywnej karty klubowej "RAK W WIELKIM MIEŚCIE". Wszyscy po świętach i Sylwestrze pełni dobrego humoru, spokoju i nadziei na wyzdrowienie. Nie było nas zaś jakoś strasznie dużo, więc nawet udało mi się dorwać łóżko szpitalne bez czekania (taki bonus dodawany do piątej chemii). Jak tylko ogarnęłam temat badań, sali i zajrzałam do stałych bywalców klubu, odwiedziła mnie koleżanka z forum AMAZONKI (taki klub dla babek, które mają "wyjątkowe cycki" ale nie w sposób pożądany, choć wyglądają niczego sobie) Moja nowa koleżanka, do tej pory wirtualna okazała się "lekiem" na szpitalną nudę i została ze mną do późnych godzin obiadowych (nie wiem kiedy minęło 6 godzin, ale dzięki Prezesowo, świetnie się bawiłam).
Szpitalna rzeczywistość tym razem zapowiadała się naprawdę zachęcająco (nie myślałam, że kiedykolwiek to napiszę). Prócz wspomnianej nowej koleżanki poznałam również żwawą i kochaną 82-letnią Panią Marię z łóżka obok oraz uśmiechniętą, piękną Asię. Wolałabym jednak, żeby tak dużo fajnych ludzi tu nie przychodziło na drinki. Dla mnie tego dnia, był to klub "NOWA CHEMIA" dla Asi "SZÓSTY ROK CHEMII" a dla Pani Marii "RED-HOT-CHEMIA". Każdy może nazwać to inaczej, ale łączy nas tutaj jeden cel - wydymać raka bez wazeliny. Niestety przy okazji dymamy tez swój organizm i właśnie do tego dążę. Ale jeszcze chwila...
W szpitalu była również telewizja Wrocław, która kręciła news o nowym sposobie określania sposobu leczenia raka piersi (podobno będzie można przed rozpoczęciem leczenia określić czy chemia pomoże czy też trzeba będzie zastosować coś innego) Szukali pacjentki, która powie parę słów o swojej chorobie. Jak zwykle podjęłam się wyzwania (wszystkie inne pacjentki z rakiem piersi udawały, że ich nie ma) Nie widziałam materiału, ale może i dobrze. Nie wystąpiłam, żeby jarać się swoją gębą w telewizji, ale żeby dotrzeć do ludzi z wiadomością - RAK MOŻE ROSNĄĆ JAK NA DROŻDŻACH I NIE DAWAĆ ŻADNYCH OBJAWÓW. Jeżeli komunikat dotarł do chociaż jednej osoby i dzięki temu poszła się ona zbadać to było warto poświecić pyzatym pyskiem w tv:)
Dzień w szpitalu mijał szybko, przyjemnie na rozmowach, śmiesznie na występowaniu w tv i ...mdłościowo z powodu psychosomatycznych odruchów. Nie pomyślałabym, ale po moich chemicznych przygodach, teraz, kiedy miałam dostać NOWĄ CHEMIĘ, wystarczył widok starej, "czerwonej mikstury" albo nawet sama myśl, albo nawet sama myśl o zapachu, żebym dostawała odruchu wymiotnego. Tak, to była ta mało przyjemna część pobytu. Nawet teraz, kiedy o tym piszę, wypita herbata próbuje wydostać się z mojego żołądka. Tutaj wypadałoby przytoczyć anegdotkę, którą usłyszałam od pielęgniarki. Otóż, pewna Pani Dr poszła na zakupy do marketu naprzeciwko szpitala i spotkała tam swojego byłego pacjenta. Po uprzejmym przywitaniu się, pacjent rzekł "Pani Doktor, jak Panią widzę to rzygać mi się chce".
Śmieszne, ale prawdziwe :)
Żeby przyjąć nowe Taxole, Taxany czy jak je tam zwał, musiałam o 23 łyknąć 8 sterydów, potem o 7 rano i 9, musiałam więc spędzić noc w szpitalu. Jak mus to mus. Tym razem miało się obyć bez mdłości, rozdrażnienia zapachami i takich tam efektów. Lekarz powiedział, że mogą mnie jedynie boleć stawy i mięśnie - brzmi super w porównaniu do ciągłego przytulania muszli. Oprócz mojej NOWEJ miałam również sama podać sobie w domu "sprytny" zastrzyk, który ma odbudować czerwone krwinki po chemii. Spoko, dam radę, wszystko tylko nie czerwona mana... Jakże dałam się zwieźć tym doktorkom-szarlatanom! Chemię przyjęłam, efektów ubocznych nie było (WOW). Pojechałam do domu, tam miałam jeszcze przyjąć przez 2 dni 30 sterydów - pikuś - jedyne co po nich następuje to czerwona gęba i poty w nocy. Ale zapomniałam zakupić "SERUM NA KRWINKI". Lekarz powiedział, że to tak na wszelki wypadek i powinnam go sobie wstrzyknąć 24h po chemii. Przez moje zapominalstwo zakupiłam go dwie doby po chemii, ale z tego co wiem to nie aż takie ważne. Byłam zadowolona, że nic mnie nie boli i nawet samowstrzykiwanie sobie czegokolwiek mnie nie przerażało. Ba! Nawet cena 100% leku na opakowaniu (3280zł!!) jakoś szczególnie mnie nie przeraziła (to straszne, ale człowiek przyzwyczaja się do wszystkich absurdów, kiedy chodzi o ratowanie życia) Jednak gdybym wiedziała co mnie czeka po tym magicznym SERUM SIŁY to byłabym przerażona...
W bajkach Papaj żarł szpinak w puszkach i to mu wystarczało (chociaż wyglądał jakby sterydy też tam były). W rzeczywistości, żebym ja mogła być silna, trzeba mi tę siłę odebrać. Podstępnie. W tej małej plastikowej strzykawce za 3 tys zł czaiło się ZŁO. ZŁO o sile 5 gryp i zębach jak szpilki do pożerania kości. Efekty uboczne zaczęły się kilka godzin po zastrzyku i trwają 3 dobę. Moje ciało zostało opanowane. Prawdopodobnie to czerwone krwinki sa takie popie**olone i mnożą się przez wbijanie mi ostrych przedmiotów w mięśnie i stawy. Tak to przynajmniej odczuwam. Od 3 dni moim najlepszym przyjacielem jest ketonal. Nawet opuszki palców bolą od stukania w klawiaturę (Już myślałam, że nie dotrę do momentu kiedy będę mogła się wyżalić i napisać jak mi źle, nie sprawiło mi to jednak tak wielkiej ulgi jak myślałam:) Jakoś to przetrwam (powtarzam jak mantrę) Jakoś to przetrwam...
NOWA CHEMIA okazała się nie być super-fajnym klubem, ale mam nadzieję, że dla raka również i wykidajło nakopie mu do dupy. Tymczasem ja oddaję się nowej pasji - szyciu z filcu breloczków:) Pozwala mi to oderwać się trochę od bólu i przy dobrym filmie, igle i nitce przetrwać kolejne dni. Dzisiaj niedziela i kolejne zawody w strzelaniu z procy. Dzisiaj pierwszy raz od 8 tygodni beze mnie. Tym razem osłabiona bohaterka poddaje się i procę wymienia na igłę i nitkę, ale nie martwcie się - za tydzień będę jak nowa:)


moje breloczki ;)



PS. Mam masę rzeczy do napisania, chciałabym poruszyć tyle tematów okoliczno-rakowo-społecznych, ale kurna, nie mam jeszcze siły:) Jak tylko efekty uboczne ustąpią, obiecuję zanudzać was dalej. Tymczasem trzymajcie się w zdrowiu!