Dzisiaj miałam intensywnie onkologiczny dzień. Czyli również dzień pełen czekania w różnego maści kolejkach, ale nie ma tego złego. Miałam dużo czasu, żeby obserwować i myśleć, choć to drugie nie jest łatwe w sytuacji pochemicznej kiedy w mózgu zostają dwie szare komórki, lewitujące w puste, które, żeby zadziałać muszą się ze sobą zderzyć. Ale wytworzona w ten sposób myśl jest często ciekawa, albo sprowadza się do jakiegoś niebywale odkrywczego stwierdzenia typu. "jestem głodna". Tak czy siak wynikają z tego przeważnie jakieś wnioski (np. "muszę zjeść") a niekiedy powstaje coś w rodzaju drogi mlecznej składającej się z małych żarzących punkcików-myśli. Tak właśnie powstaje strumień świadomości (mniej lub bardziej odkrywczy).Najpierw kilka faktów - byłam w ZUSie, dostałam zasiłek rehabilitacyjny jeszcze na pół roku. To dobra wiadomość. Byłam również u lekarza, pokazać się przed chemią, pełna radości, że to już półmetek - piąta z dziewięciu chemii. Pod koniec wizyty sekretarka poprosiła mnie o moją kartę wizyt (taka mała karteczka gdzie wpisuje się kolejne daty i godziny wizyt u lekarza) i wpisała mi dziesiątą datę. Zmarszczyłam brwi i wybąkałam "ale jak to? miało być 9 cykli" na co lekarka spokojnym głosem odpowiedziała "Chyba dwanaście, taki jest standard przy leczeniu, które Pani wyznaczono". Konsternacja. Jakie ku*wa dwanaście, chyba ktoś tu oszalał. "Pani karta jest (gdzieśtam) sprawdzimy to przy następnej wizycie, ale jestem prawie pewna, że 12". Zajebiście, dodatkowe trzy tygodnie zamuły i mrowienia kończyn, o niczym innym nie marzyłam.
Tak jak wcześniej wspomniałam, mimo wszystko cały dzień spędzony w Zusach (srusach) i szpitalach (sralach) nie uważam za stracony. Mianowicie rozwijałam w głowie myśl wiążącą się mocno z poprzednim wpisem - o pomaganiu. Dużo się o tym mówi, dużo się o tym słyszy, ale intensywnie starałam się uchwycić istotę pomagania i jakoś to wszystko poukładać.
Altruizm jest pojęciem bezsprzecznie wiążącym się z pomaganiem. Słownik języka polskiego określa go jako
"kierowanie się w swym postępowaniu dobrem innych, gotowość do poświęceń" oraz (za wikipedią)
"zachowanie polegające na działaniu na korzyść innych. Według J. Poleszczuka polega ono na dobrowolnym ponoszeniu pewnych kosztów przez jednostkę na rzecz innej jednostki lub grupy, przeciwstawne zachowaniu egoistycznemu. Zachowania altruistyczne mogą występować zarówno wśród ludzi, jak i w obrębie innych gatunków biologicznych. Jest to podstawowe pojęcie socjobiologii"
Powszechnie altruizm kojarzy się z "bezinteresownym działaniem", ale tak na "chłopski rozum" (z tymi moimi dwiema szarymi komórkami), czy możemy powiedzieć, że naprawdę potrafimy postępować bezinteresownie? Dla mnie osobiście, altruizm jest najwyższą formą egoizmu i nie uważam, żeby to było złe, mimo, że egoizm kojarzy się mocno pejoratywnie. Tylko, że pomagając, poświęcając swój czas, czasami pieniądze, emocje, dobra materialne, jednocześnie "robimy sobie dobrze". Zastanówmy się nad tym głębiej.
Jest kilka powodów, dla których zaczynamy pomagać, część z nich jest powodami, które ciężko sobie uzmysłowić i raczej nie lubimy o tym myśleć, bo to powody, które nie są chlubne.
WYRZUTY SUMIENIA.
Część ludzi po prostu ma wyrzuty sumienia, mniej lub bardziej uświadomione. Wynikać one mogą z naszego postępowania (kiedyś zrobiłam komuś krzywdę, odkupię swoje winy pomagając komuś innemu i poczuję się lepiej). Z naszej sytuacji życiowej - powodzi mi się dobrze, żyję jak pączek w maśle, masa ludzi nie ma tak dobrze jak ja - dam pieniądze potrzebującym. Poczuje się lepiej. I tak dalej. Można mnożyć przykłady w nieskończoność. Często oczywiście są to absurdalne powody, niekiedy bliskie - życzyłam komuś źle, teraz temu komuś na prawdę jest źle i jeśli mu pomogę, może może ugaszę pożar mojego sumienia.
Brzmi dość niefajnie, mało heroicznie, ale chyba każdy miał taką sytuację i według mnie nie ma się czego wstydzić - jesteśmy tylko ludźmi.
WSPÓŁCZUCIE
Kolejny powód, dość częsty, mniej drażliwy niż poprzedni. Zwyczajnie czujemy żal i niesprawiedliwość losu, który spotkał kogoś innego, człowieka, czasami zwierzę. Nasze serce porusza jakaś historia, w porywie emocji i poczuciu smutku pomagamy. Co z tego mamy? Uczucie ciepła na sercu, że spełniliśmy dobry uczynek. Czyli jakby nie patrzeć jakaś korzyść.
ANALOGIA
Odnajdujemy w czyjejś historii siebie. Przeżyliśmy podobne nieszczęście, Może ktoś wtedy wyciągnął do nas rękę i pomógł nam, a może wręcz odwrotnie, nikt taki się nie znalazł. Może byliśmy w ciężkiej sytuacji finansowej i brakowało na chleb, dobrze znamy dylematy czy zapłacić rachunki czy zrobić zakupy. Dziś jest lepiej i dzięki temu możemy podzielić się z kimś innym tym co mamy. Wykonujemy gest w stronę drugiej osoby. Czy nie czujemy radości? Czujemy. I nie ma w tym nic złego.
Pewnie można byłoby podzielić te motywy jeszcze bardziej i poszatkować to drobniej, ale myślę, że uchwyciłam trzy główne powody jakie nami kierują przy decyzji wspomożenia drugiej istoty. Są jeszcze oczywiście istotne różnice w udzielaniu tej pomocy: cicha i publiczna. Tutaj też mozna wyłuszczyc mnóstwo kontrowersji;
CICHA POMOC, o której nikt nie wie, przekazanie pieniędzy, zrobienie zakupów starszej sąsiadce, uratowanie bezdomnego psa. Taka pomoc wydaje się bardziej szlachetna, czasami nawet bohaterska. Często słyszę opinię ludzi typu "Znam pewnego XY, który bardzo pomaga ludziom i on NIGDY SIĘ TYM NIE CHWALI". Taka osoba staje się naszym osobistym bohaterem, To się chwalii podziwia.
POMOC "GŁOŚNA" czyli wystawiona na świeczniku, myślę o publicznych akcjach fundacji, stowarzyszeń i osób prywatnych, które organizują różne zbiórki, akcje, koncerty itp. Temat kontrowersyjny. Chociażby najbardziej spektakularna "Orkiestra świątecznej pomocy" i osoba Jurka Owsiaka, którą zna cała Polska. Z jednej strony rzecz niebywale chwalebna i dobra, z drugiej opluwana i hejtowana. I tutaj też mieści się całe "onkocelebryctwo" i wystawianie swojej twarzy jako "sztandaru" czy też swoistego "loga" przy jakiejś pomocowej akcji.
Bardzo lubimy oceniać takie rzeczy. Szukać dziury w całym. Zawsze znajduje się ktoś kto zarzuci, że ktoś robi to dla sławy i poklasku i pewnie po części jest w tym racja, Bo czy te znane publicznie osoby również nie czują radości i nie mają satysfakcji z pomagania? Ostatnio Dorota Wellman przekazała potężną sumę pieniędzy na cele charytatywne. Zrobiła to bo mogła. I tutaj też znajdą się osoby, którym nie będzie się to podobać, bo może nie powinna się tym chwalić, a może to taki PR-owy chwyt?
Nie mnie oceniać postępowanie i motywy tegoż innych. Tylko zastanawiam się dlaczego to zawsze budzi tyle niepotrzebnych negatywnych emocji w ludziach (wystarczy poczytać sobie komentarze dotyczące jakiejkolwiek publicznej pomocy). Ja uważam, że każda pomoc czy ta mniej czy bardziej spektakularna niesie za sobą coś dobrego. Nie ważne, jakie mamy ku temu powody.
Uważam, że nie powinniśmy się wstydzić, że mimo wszystko altruizm jest podszyty egoizmem, czym bardziej sobie to uświadomimy, tym lepiej i skuteczniej będziemy mogli działać.
Nie boję się powiedzieć, że mam egoistyczne pobudki, chociażby pisząc tego bloga czy biorąc udział w innych pomocowych akcjach. Lubię to uczucie, które pozwala mi myśleć o sobie jak o dobrej osobie. I oczywiście, mam na koncie masę tych gorszych uczynków, którym może czasami się wstydzę, może czasami żałuję, ale nie boję się do tego przyznać. Nikt nie jest kryształowy. Mam w głowie od dłuższego czasu myśl o zrobieniu czegoś bardziej spektakularnego i wiem z jakim wielkim ryzykiem się to wiąże. Z patrzeniem na ręce, ocenianiem i hejtem. Ale też z tym ciepłem w sercu, które lubię. Ocenianie innych to nasz ludzki ulubiony sport, szczególnie dzisiaj w dobie internetu. Strach przed tym jest mimo wszystko dość duży a ryzyko budzi we mnie wikinga.
Pomaganie to temat rzeka - długi, porywisty, wiążący się z nieokiełznanym prądem, który może ponieść na manowce. Piękny, ale równiez okraszony wstydem, strachem i niezdrowymi emocjami. Sądzę jednak, że warto, mimo wszystko. Ja podziwiam ludzi, którzy to robią, bo to naprawdę nie jest wcale łatwe i przyjemne, a popełnienie jakiegoś błędu może skończyć się bardzo fiaskiem i utratą dobrego imienia. Mimo wszystko - kto nie ryzykuje ten nie pije szampana.
Reasumując, uważam, ze pomagając innym, pomagamy też sobie i to jest ten dobry egoizm, który lubię. Ja wierzę też w magiczne myślenie "co w świat wysyłasz, to odbierasz" (czyli znów z aspektem egoistycznym ;))
Mam nadzieję, że udało mi się uchwycić istotę problemu, chociaż jak zwykle czuję niedosyt. Zachęcam was do dyskusji w komentarzach i rozwijania tematu - myślę, ze jest jeszcze dużo do dodania.
Tymczasem idę ułożyć swoje wypełnione chemią ciało do wyra.
Bywajcie w zdrowiu!
Anuk