środa, 15 października 2014

Rak to burak

Wcześniej nie zadzwonił, nie zapukał do drzwi, nie przedstawił się ani nie powiedział "dzień dobry"! Ba! Wszedł po cichu, schował się i w ukryciu rósł, bardzo szybko rósł, tak, że zorientowałam się dopiero kiedy był naprawdę spory. Nie dość, ze to rak, to w dodatku niewychowany burak!


Trzy tygodnie temu dowiedziałam się, że w moim ciele ukrył się rak, a dokładniej w lewej piersi. Jest niezbyt urodziwy, źle wychowany i na dodatek zachłanny, bo postanowił zająć się moimi węzłami chłonnymi. Niczego nieświadoma wykarmiłam go na własnej piersi aż dorósł do 6 cm. Właściwie to po pierwszym USG był bliźniętami 4-ro i 2 centymetrowymi, a już półtora tygodnia później duży pochłonął mniejszego i stał się wielkim grubasem. Nie wiem kiedy się tak rozgościł, ale badania wskazują, że działał bardzo szybko, chyba mu się spieszyło...

Dwa miesiące temu nie wiedziałam, że rak może tak szybko rosnąć, ba! lekarze mówili, że tak młodych jak ja (28 lat) kobiet nie nawiedzają bu-raki piersi tym bardziej kiedy w rodzinie nikt takowego nie posiadał! No cóż, ja zawsze byłam wyjątkowa!:)

Od diagnozy minęły 2 tygodnie i jeden dzień. Dziś jestem po pierwszej i przed drugą chemią. Czuję się dobrze i gdyby nie to, że po godzinnym spacerze czuję się jakbym weszła na Śnieżkę, to nie zauważyłabym, że jestem w trakcie leczenia. Włosy jeszcze mam, dobry humor również i mam nawet apetyt (co chyba nikogo kto mnie zna nie dziwi:)) Ale nie od razu było tak kolorowo. Droga od znalezienia przeze mnie mojego dzikiego lokatora do dzisiaj była dość nieprzyjemna i pokrętna...

Był początek września i jeszcze głową byłam na urlopie, który w tym roku był wyjątkowo długi i udany. Oglądałam w domu jakiś film i coś mnie tknęło, żeby się "pomacać" (nie, to nie był film porno;))) Wyczułam coś w lewej piersi, wydawało się duże, nieregularne i wyjątkowo nieprzyjemne w dotyku. Zaczęłam szperać w internetach i czytać. Wszystko wskazywało, że to rak, jednakże nauczona doświadczeniem, że szukanie objawów w internecie i porównywanie z diagnozami Wikipedii zawsze wskazuje na raka - w zależności od objawów - raka mózgu, żołądka, wątroby, jelit, pępka i rzęs. Wzięłam głęboki oddech i postanowiłam się zbadać i przekonać co to za świństwo noszę. I tu zaczęły się schody bo co właściwie zrobić? Nie miałam pojęcia. Mówi się głośno w mediach o mammografii, zaczęłam więc szperać - niestety młodym kobietom nie poleca się robić tego badania. Co więc mam zrobić?
Wierzcie lub nie, ale okazuje się, że na prawdę nie jest łatwo znaleźć klarownej odpowiedzi w internecie: "znalazłaś guz? nie martw się, to prawdopodobnie nie rak, ale skonsultuj się z lekarzem, żeby skierował Cię na badania" Do jakiego lekarza mam iść?! Jakie badania zrobić? Może od razu zrobić badania, będzie szybciej? Ale co? i gdzie? Takie myśli wtedy mnie nachodziły. Przyszła mi nawet myśl, żeby to zignorować i na pewno "samo zniknie":)
Jako osoba zielona zupełnie w tym temacie postanowiłam zrobić wywiad środowiskowy i dowiedzieć się czegoś od mojej starszej koleżanki z pracy Pani Małgosi, która robi co roku badania (wiem, bo kiedyś mi mówiła:)) Nie powiedziałam nic o moich obawach, ale wypytałam co i jak. Okazało się, że dla mnie najlepszym rozwiązaniem jest zrobienie USG. Zadzwoniłam więc do mojej przychodni i zarejestrowałam się prywatnie, termin był za kilka dni.
Do tej pory starałam się o tym nie myśleć, ponieważ strach mnie zżerał, a czytanie o guzach piersi go pogłębiało. W końcu nadszedł dzień badania i poszłam na nie z podniesioną głową - wyszłam zaryczana i podłamana. Pani doktor powiedziała mi, że "to nie wygląda dobrze" i "trzeba zrobić biobsję" i tutaj zaczęła się moja "NFZ-adventure - level 1" Ale o tym w następnym poście...:)

P.S.
Wiem, że mogą to czytać moi znajomi, którzy nic nie wiedzieli o mojej chorobie. Chciałabym was uspokoić - psychicznie czuję się dobrze i z pewnością w skali złośliwości wygrywam z bu-rakiem. Mam tylko obniżoną odporność i nie można mnie odwiedzać z katarem ani inną zarazą, bo każda bakteria jest dla mnie dużo bardziej niebezpieczna niż dla was.
Druga sprawa - jeszcze się nigdzie nie wybieram - lekarze mówią, że mnie wyleczą tylko potrzeba na to trochę czasu - 8 sesji chemii i jeśli zmniejszymy drania, to potem operacji i rehabilitacji. O tym jeszcze dokładnie wam opowiem:)

Nie bójcie się do mnie zadzwonić - nie siedzę w kącie i nie płaczę, można przy mnie mówić słowo na "r" i można wypytywać o szczegóły:)) Ten blog ma mi pomóc zrobić coś z masą wolnego czasu, który mam i może pomóc komuś kto tak jak ja na początku był zagubiony i kompletnie nie wiedział co ze sobą zrobić.

Rak to nie wyrok. Rak to BURAK:)


15 komentarzy:

  1. Hey...
    Jesteś twarda dziewczyna , przetrzymasz...trzymam kciuki za Twoje zdrówko...moja szwagierka była w podobnej sytuacji [ rak krtani] po paru chemioterapiach dziś wygląda kwitnąco i żyje pełnią życia...pamiętasz moje motto z rebelsów ? ''Nadzieja umiera ostatnia'' - pozdrawiam i całym sercem jestem z Tobą.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki Zbigi:) długa droga przede mną, ale ja zawsze powtarzam, że złe doświadczenia są potrzebne, żeby stać się lepszym człowiekiem:))

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj,
    Ja wyhodowałam też dużego bu-raka i tak jak Ty najpierw miałam chemię. Pogoniłam go i Tobie tego samego życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. No, kochana ty szybko wracaj do zdrowia :* Trzymam kciuki :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Popijaj sok z buraka, pomoże na wyniki krwi. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ania, jestem po operacji, chemii, radioterapii i na hormonach. O mojej gadzinie dowiedzialam się rok temu. Teraz przymierzam się powoli do rekonstrukcji. Włosy rosną gęste i kręcone. Trzymaj się :) Saga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze słyszeć takie wieści! trzymam kciuki za nowego cycka:)))

      Usuń
  7. Pozdrawiam z oddzialu radio I Ja jutro wychodze. Mnie tez dopadl nagle i niezapowiedzianie, ale u mnie szyjka macicy. Pozdrawiam i trzymam kciuki!

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej - nie znamy się, choć mamy wspólną znajomą. Weszłam na Twój profil i jestem pod wielkim wrażeniem Twoich zdolności literackich! Serio! Nie mam podobnych doświadczeń, więc nie będę się mądrzyć, ale podziwiam Twoje "lekkie pióro" i życzę wytrwałości i optymizmu. Dawaj czadu! Przepędzisz bu-raka, bo jesteś fajna taka! :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Witam pozytywnie nakręconą kobietkę!!! Ja to ...Rudzia z wiadomego miejsca ha ha
    wpadłam i tu aby, troszkę Ci swego szaleństwa zostawić :P,
    aby pokazać ludziom, że z tym Rakiem-Burakiem serio serio da się żyć!! I to jak żyć!!!
    Podoba mi się twoja myśl "długa droga przede mną, ale ja zawsze powtarzam, że złe doświadczenia są potrzebne, żeby stać się lepszym człowiekiem:))"... To prawda długa droga przed Tobą...ale to nie oznacza, że straszna...
    To nowy etap, nowe spojrzenie, nowe życie!!! Nowy bagaż...nowe doświadczenie!!!
    Wiem, bo od ponad dwóch lat jestem tą Szaloną Amazonką :):):):)
    Ty zaczynasz bitwę i z tego co czytam to ten burak będzie miał dużyyyy problem.
    Nie łatwo jest pokonać osoby o takiej osobowości, o takiej sile, o wielkiej chęci na ŻYCIE!!!
    Myślę, że z tego Buraka zostanie tylko wspomnienie... taki wpis w życie, taka chwila na spojrzenie w głąb siebie.
    Droga Aniu ...
    czytając Twoje literki widzę, czuję, że tak jak ja nie traktujesz tego "bonusa od losu" jako zło, jako wyrok...
    Widzisz w tym jakiś cel, dostrzegasz to, co czasem inni przegapiają...
    Nie uciekasz, nie zamykasz się... Ty idziesz przed siebie, ty nadal cieszysz się, że jesteś!!!
    Poradzisz sobie i sama zobaczysz jak wiele można, nawet z tym rakiem...
    Ja jestem szczęśliwa,odnalazłam siebie i inne takie tam... :P
    Życzę Ci aby Twoja siła i chęć nigdy nie zgasła...
    Bądź sobą i żyj!!!

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Druga fotka jest super...porwali Cię do haremu ?

    OdpowiedzUsuń
  11. W czasach mojej młodości na tanie wina mówiono ''buraki'' - ile ja tego przelałem przez siebie...pewnie cały skład towarowy - patrz i jakoś mi burak nie zaszkodził...znasz mnie - to żarcik , choć prawdziwy

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetny blog Ania, bardzo fajnie się czyta. Będzie z tego kiedyś świetna książka z happy-endem !
    Pozdrawiam.
    Rafał Lankiewicz

    OdpowiedzUsuń