niedziela, 22 marca 2015

level VIII: operacja "OPERACJA"

Nadchodzi ten dzień. Już tylko kilkanaście godzin, to już jutro. W końcu Burak zostanie wycięty. I wiecie co? Czuję się jakoś dziwnie. Nie cieszę się bardzo, nie skaczę pod niebiosa, nie klnę na niego i go nie straszę, że już jutro go nie będzie. Wbrew pozorom dzięki BUrakowi stało się dużo dobrego.

Dziękuję wam bardzo za wiele słów wsparcia i historii dotyczących narkozy - pomogło, zdecydowanie przestałam się jej bać i zaczęła mnie ona nawet śmieszyć. Dużo bardziej przeraża mnie fakt, że nie będę mogła nic pić przez dwa dni! A najgorsze jest to, że operacja "OPERACJA" zaczyna się dopiero po godzinie 16! Na dodatek nie wiem czy będę pierwsza czy trzecia...ale od początku.




W piątek pojechałam na konsultację z anestezjologiem do Legnicy, gdzie będę cięta. Szpital jest ogromny, taki z lat 70-tych. Oddział Chirurgii onkologicznej jest na samym końcu w osobnym budynku. Byłam zaskoczona ciszą jaka tam panuje i ilością pacjentów (całych 2:)) Przyjęła mnie pielęgniarka oddziałowa, dała do wypełnienia ankietę, powiedziała, że pobiorą mi krew, zrobią ekg i pogada ze mną anestezjolog, ale mam poczekać na resztę pań, które również mają operację w poniedziałek. Wysłano nas (byłam z tatą) do sali zwanej "świetlicą" (6 krzeseł, dwa stoliki, lodówka i czajnik oraz półka na której leżało może 10 książek) Po kilkunastu minutach przyszła jedna z kobiet, z którymi będę dzieliła salę pooperacyjną - Kasia, a potem jeszcze Halina, każda z osobą towarzyszącą i tym sposobem zajęliśmy wszystkie miejsca dostępne w świetlicy. Czekaliśmy. Po kolejnych kilkunastu minutach przyszedł pielęgniarz i zaczął pobierać nam krew. Potem znów minęło kilkanaście, a może kilkadziesiąt minut. Przylazł do nas ordynator "Czy mają Panie pakiet onkologiczny i założoną kartę DiLO?". Szkoda, ze nikt nie robił zdjęć, bo nasze miny musiały być całkiem zabawne "ŻE CO MAMY???". 




Jak się okazało żadna z nas nie ma za bardzo pojęcia czy posiada takową i w ogóle o co chodzi. Po czym Pan ordynator oświadczył, że jeśli nie mamy to dobrze, bo nam założą tutaj, ale jeśli mamy to bardzo źle, bo bez oryginału nie zrobią nam operacji. No i zaczęło się dzwonienie do szpitali w których uprzednio się leczyłyśmy. Ja i Halina byłyśmy pacjentkami DCO a Kasia jakiegoś w Jeleniej.

Kiedy przyjmowałam magiczną manę obiło mi się o uszy, że wszyscy pacjenci DCO po nowym roku mieli założone te karty DILO, więc powtórzyłam tę wiadomość Halinie, która zapierała się nogami i rękoma, że nie ma żadnej karty, bo przecież ktoś coś by powiedział (taaaa, jeszcze ktoś wierzy, że lekarze nas o wszystkim informują??) Zadzwoniłam do sekretariatu i okazało się, że oczywiście takie karty są założone, ale wirtualnie, więc Panie muszą mi ją wydrukować i podbić i jeszcze lekarz musi wypełnić. Mam się po nią zgłosić w poniedziałek o 8 rano (w Legnicy mam być na 12). Przekazałam info Halinie i tu zaczęły się schody, ona również zadzwoniła, ale poinformowali ją, że ona nie ma karty Dilo, bo nie była przyjmowana na oddział tylko była na tak zwanym ambulansie (oddziale dziennym). Halina zadowolona, że nie musi nic załatwiać, bo w poniedziałek rano i tak nie może pojechać do DCO bo coś-tam (nie istotne:) Ale to nie koniec zabawy z DILO, bo za chwilę znowu przyszedł ordynator z telefonem przy uchu i przekazał od dr T, że jednak obie mamy te karty, ale on ich nie może wydobyć z DCO (+100 do zamętu i dezinformacji) Ja, jak to ja, wymyśliłam, żeby Halina napisała mi upoważnienie, to w poniedziałek odbiorę obie karty. Później pojechaliśmy z tatą do DCO wracając z Legnicy, tak na wszelki wypadek, bo może wcześniej się uda. I dobrze zrobiliśmy, bo okazało  się, że owszem- moją kartę odbiorę, ale Haliny już nie, bo po pierwsze ona ma tą kartę w przychodni zakładaną i Panie z oddziałowego sekretariatu nie mają jej w systemie a po drugie PACJENT MUSI BYĆ NA NIEJ PODPISANY I BEZ TEGO DILO NIE WYDADZĄ! No to zadzwoniłam do Haliny, że musi przyjechać przed 15 i to załatwić...Mówiłam już, że uwielbiam NFZ??
Wróćmy jeszcze na chwilę do Legnicy. Poszłyśmy w końcu po 2 godzinach czekania na ekg serca - bardzo miła pani nie kazała nam się rozbierać, co nas wszystkie zdziwiło, tylko podciągnąć bluzkę do góry i odsłonić kostki. Okazuje się, jak wyjaśniła nam ta miła Pani, że wcale nie trzeba się rozbierać do ekg! Stwierdziła, że to są jakieś barbarzyńskie wymysły i ona uważa, że dla wielu osób może być to upokarzające, szczególnie dla młodych. Mnie osobiście to wisi przed iloma osobami świecę cyckami, ale uważam, że ma rację i następnym razem jak mi się każą rozbierać to im w DCO powiem, że nie muszę i żeby się walili:))

Potem jeszcze długo czekaliśmy na anestezjologa, który w końcu nie przyszedł i zabrano nas do innego budynku na blok operacyjny, gdzie łapaliśmy dr SEN między operacjami - wywiad z nim trwał 3 min/ każda i mogłyśmy jechać do domu. Zbliżała się godzina 12. Pół dnia stracone, żeby spędzić 15 min na badaniach:) Na szczęście w międzyczasie idąc do dr Sen zobaczyłam zaćmienie słońca przez moją mammografię (w końcu na coś to zdjęcie się przydało). 

Najfajniejsza tego dnia była rozmowa z Kasią i Haliną w świetlicy. Mój tato akurat wyszedł porozmawiać przez telefon a K zaczęla mówić o swoim strachu związanym z zabiegiem do czego dołączyła H. Ja po wysłuchaniu obu stron, powiedziałm to co mówię zwykle na temat strachu : "wiecie, ze strach nic nie zmieni, a tylko pogorszy sprawę, bo rak lubi strach. Ja narkozy bałam się najbardziej ze wszystkiego do tej pory podczas choroby, ale potem sobie pomyślałam <<jak się nie obudzę, to przecież i tak nie będę o tym wiedziała>>". Po tych słowach nastąpiło lekkie poruszenie wśród słuchających, że jak ja tak mogę myślec itp. Przecież to logiczne...po chwili przyszedł mój tato i słysząc, że gadamy o operacjach mówi tak "Ja jak miałem robione bajpasy, to też się bałem, ale potem sobie pomyślałem <<przecież jak się nie obudzę to i tak nie będę o tym wiedział>>" I tym sposobem dowiedziałam się po kim mam tę zimna logikę :D

Wieczorem wpadła do mnie Mar z Polą i obie ścinałam (jestem domorosłym fryzjerem jakby kto nie wiedział, ale dzieci już więcej nie ścinam,bo mają jakieś za miękkie włosy i widać wszystkie niedoskonałości :) Sobotę postanowiłam spędzić tak, jak lubię - postrzelaliśmy z procy, potem pojechaliśmy na najlepsze burgery w mieście do Moaburger i do knajpy na drinka. Po drodze spotkałam moje dwie koleżanki ze studiów, które od pół roku nie mogły się zebrać, żeby mnie odwiedzić (jedna z nich pracuje 300 m od mojego domu). Oczywiście głośno o ponarzekałam na ten fakt po czym zaciągnęłam do knajpy na pogaduchy. Dziewczyny wyraziły skruchę, przewinienie zostało wybaczone, ale nie obyło się bez opier*...niczu. Kto mnie zna ten wie, że zawsze mówię to co myślę i nie owijam w bawełnę - jedni mnie za to lubią inni za to samo nie cierpią, dla mnie ważni są tylko CI pierwsi :)

Sobota była idealna. A dzisiaj muszę się pozbierać, spakować i ogarnąć. Nie chce mi się. Nie czuję już strachu co prawda, ale czuję lenia. A druga sprawa - może to zabrzmi trochę dziwnie, ale polubiłam poniekąd tego mojego Buraka. Nie chcę, żeby był ze mną do końca życia, chcę się go pozbyć, ale on stał się moim nauczycielem i przez ostatnie pół roku był gwiazdą programu i najważniejszym przeciwnikiem w grze w Buraka. 

Czego się nauczyłam? Miłosci do świata, doceniania każdego dnia, spokoju, odrzuciłam wszystkie "ale", "potem" i "kiedyś", przestałam się bać. Nigdy nie zapytam"dlaczego ja?", bo wiem dlaczego. Bo ja zdołałam odwrócić kota ogonem i dostrzec wszystkie dobre strony choroby, a o dziwo znalazłam ich wiele. Nie, żeby nie było tych złych, bo owszem, są - szczególnie kontakty z polskim NFZ-etem, ale i one mnie czegoś nauczyły. Ból - on jest najbardziej dołujący, gdybym była skazana na ciągły ból, pewnie nie byłby ze mnie taki chojrak (chójRAk??:)) 
Dzisiaj jestem lepszym człowiekiem, wiem czego chcę, odnalazłam w sobie siłę o której nie miałam pojęcia i obudziłam wikinga, który przeważnie drzemał (pewnie w cycku). Gdyby to był amerykański film, walnęłabym wzruszającą przemową, podczas której wszyscy by się popłakali a potem opowiadali jaki to był dobry film. Ale to jest tylko Polska gra, pozbawiona patosu (no może czasami go trochę dodaję tu i tam).

Jutro operacja "OPERACJA" i na pewno odezwę się z relacją później, jak już będe przytomna i wrócę do domu (czyli pewnie w weekend). 
Buziaki




PS. Ostatnio koleżanka MIśnia zrobiła dla mnie wpis na swoim blogu (cycek). Zrobiło mi się strasznie miło i dziękuję oficjalnie - DZIĘKUJĘ :) A wszystkich, którzy lubią się pośmiać zapraszam do jej "ogródka" bo zajebiście pisze: SIOSTRZYCA

PS2. Dzisiaj pisałam już na fejsie, ale powtórze tutaj: Informacja dla wszystkich, którzy pytają czy mogą mnie odwiedzić w szpitalu - od pół roku siedzę w domu, myślicie, że naprawdę chcę, żeby akurat w szpitalu, po operacji ktokolwiek mnie odwiedzał? kiedy będę leżeć, nie będę mogła pić i jeść, będę wyglądać jak ch*j wie co, nie będę mogła ruszać ręką, będę słaba i wkurwiona, na prawdę myślicie że własnie wtedy chciałabym, żebyście mnie odwiedzali? I jeszcze pewnie przynosili mi banany jak małpce w ZOO:)

Nie wiem co ludzie mają z tym szpitalem, żeby koniecznie WŁAŚNIE WTEDY kogoś odwiedzać:) jeśli ktoś przez pół roku nie miał czasu ruszyć dupy parę przystanków, żeby mnie odwiedzić w domu, kiedy czuje się dobrze i panuję nad swoim ciałem, a nagle chce przyjeżdżać do Legnicy to chyba mu cegła na łeb spadła 
Emotikon smile (pomijam koleżanki z Legnicy w tej sytuacji:)) Bez obrazy, ale trochę logicznego myślenia nie zaszkodzi nikomu.

I może myślicie sobie teraz, że jestem niemiła i opryskliwa, ale wielokrotnie pisałam na fejsie albo pisałam smsy, że siedzę w domu sama i zapraszam. Jak wrócę do chaty i będę czuła się jak człowiek, to wtedy zapraszam szczerze wszystkich którzy chcą mnie odwiedzić, jeżeli to was zmobilizuje to powieszę nad wejściem do kamienicy szyld z napisem "SZPITAL" wtedy pewnie więcej osób przyjedzie:)

anuk

24 komentarze:

  1. A czemu aż dwa dni zabroniom ci pić??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No jutro od 10 nie mogę pić i podobno cały wtorek mi nic nie pozwolą wypić:/ tak dr Sen mówił

      Usuń
    2. to jakieś nowe metody
      we wtorek, dobe po operacji?
      Dziwne

      Usuń
    3. będziesz pić w kroplówkach :)
      po operacji dostałam kolejno cztery
      nie czułam ani głodu ani pragnienia :)
      operację miałam rano, wczesnym wieczorem wstałam już sama do toalety

      będę tam z Tobą :*

      Usuń
    4. i ja przysiądę z Olgą i będę też

      Usuń
    5. Niestety pić nie pozwalają, tylko usta można zwilżyć.

      Usuń
  2. Anuk święta racja:)) Ja też sie zastanawiam dlaczego ludzie zawsze lgną do szpitala odwiedzać,a do domu nie przyjdą...ech
    No i trzymam kciuki jutro a potem na wieści z relacją:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba napiszę poradnik dla zdrowych, którzy mają za przyjaciela chorego albo w rodzinie kogoś;)

      Usuń
    2. Napisz, bo zdrowi czasami się gubią i nie wiedzą jak się zachować.

      Usuń
  3. Anuk, no to na jutro moce przygotowane :))))
    Będziemy z Tobą ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Trzymam kciuki z całych sił :*
    Moce na jutro są!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja też czymiem :-* pozdrawiam Anita

    OdpowiedzUsuń
  6. Lo ile ludzi ?
    no to tylko w PL takie szopki odchodza z papierami :(
    nie wiadomo czy sie smiac czy plakac .Choc Ty mnie rozsmieszylas tym zdj.
    :D :D :D

    u mnie moja "niespodziewana" operacje przeszla rano, wiec ostatnie picie bylo o 18h
    Rano dali mi czerwony plyn pod prysznic i heja na salke
    tam to smisznie bylo z anestezjologami jak robili mi
    check-list (zeby nie pomylic pacjetke)(....) i mowie, ja tu tee........ i cyk..
    potem to czlowiek faktycznie dziekuje Bogu, ze sie obudzil
    choc wszystkich wybudzaja."glupata nie boli"
    Z tymi odwiedzinami masz racje, ja osobiscie czulam sie lepiej sama
    jak dochodzilam do siebie.
    Anuk trzymam KCIUKASY :*
    cichosza


    OdpowiedzUsuń
  7. Dużo mocy na jutro ślę!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  8. podoba mi się Twój styl masz moc naprawdę trzymaj się ciepło Ewa

    OdpowiedzUsuń
  9. Trzymaj sie bo bedzie dobrze. Gadasz moim jezykiem, myslisz moimi myslami... Ja jestem juz po. 4 narkozy, dwa cycki mniej, 2 nowe sylikony, wyciete jajniki, chemo party... i tera jestem surviver. Bylam warrior.... tak jak Ty teraz. Good luck!

    OdpowiedzUsuń
  10. a propos picia i jedzenia... o 12 rzucili mnie na stol, o 15 wybudzili, o 18 wjechala lasagna, ciasto dyniowe i kubek goracej kawy. Zdurnialam ale wszystko wymiotlam. o 8 rano nastepnego dnia wypisali ze szpitala. dodam: ja chorowalam w ameryce. oni tu kurna szybko zyja ;)

    OdpowiedzUsuń