piątek, 21 października 2016

Daleko od noszy

Kiedy nie dzieje się po mojej myśli, mam wybór. Siąść i płakać, wkurzać się i denerwować, albo wycofać się do swojej mentalnej jaskini i ukradkiem obserwować ten "film". Lubię filmy, a jeszcze bardziej seriale, więc siadam i kręcę różne sceny na taśmie w głowie.

Problemy małżeńskie

Na korytarzu słyszę krzyki pacjenta i pielęgniarki.
- Proszę to odkręcić (nie mam pojęcia o co chodziło)
- Ile razy jeszcze do cholery? Już dwa razy się pakowałem. Łóżko złożyłem, torbę spakowałem. I co?
- No zdarza się
- Co się zdarza? Ile razy się zdarza? Już wychodziłem i wziął mnie ten na korytarz i mówi, że zostaje.
- Wyjdzie Pan po weekendzie
- Pani! Żona mi już nie wierzy i mówi, że krętacz jestem i kłamca! Przez was się ze mną rozwiedzie!
Nigdy bym nie pomyślała, że wizyty w szpitalu prowadzą do rozpadu małżeństw...

Opiekun pacjenta

Podchodzi do mnie po obchodzie Pan Adam - opiekun pacjenta. Zagaduje:
- Słyszałem, że miała pani raka piersi, której? Prawej?
- lewej, miałam i mam znowu.
- Strata dziecka?
- yyy nie... - wytrzeszczam gały
- musi Pani siebie zaakceptować
- ja siebie akcetuje w 100%
- no widać nie do końca
- nie do konca akceptuję bzdurne teorie, a siebie tak
- rak jest chorobą duszy, jeśli wyleczy się duszę, wyleczy się raka

Na szczęście ktoś go zawołał, bo ciśnienie mi już skoczyło i chciałam go opierdolić. Dlaczego ludzie myślą, że mają prawo gadać komuś kogo nie znają takie rzeczy?

Dieta

Przyszła pani dietetyk, żeby spytać czy możemy posłużyć jako przykładowi pacjenci dla studentów dietetyki 5 roku. Mówię - spoko - jestem ciężkim przypadkiem ;)
Przyszły do mnie trzy studentki. Zadawały dużo pytań, ja jak to ja dużo opowiadałam. Zdecydowanie jestem świadomym konsumentem i wiem co źle robię, ale walka z jedzeniem przy innych, które staczam jest dla mnie w tej chwili nie do przeskoczenia.
Mówię szczerze, że po chemii mam taki niesmak i tak mi niedobrze, że jem na co kam ochotę, bo inaczej rzygam i odczuwam straszny dyskomfort. Po sterydach mam wilczy apetyt i zajadam śledzie winogronem i frytkami...zdarza się po wlewie.
Na co jedna ze studentek:
- A może pani sobie tylko tak tłumaczy swoje podejście do jedzenia? Może po prostu Pani sobie nie radzi i w ten sposób zajada stres i zastępuje jedzeniem jakieś rzeczy?

Znowu miałam wytrzeszcz. Znowu mnie ktoś psychologicznie próbuje oceniać...kurwa!
- Wie pani dlaczego ja jem wszystko na co mam ochotę? Bo kocham wpierdalać! A rak zabrał mi wystarczająco dużo z życia, więc tak, rekompensuje sobie to czego mi brakuje jedzeniem - to moja wielka przyjemność.

Znowu intencje przerosły umiejętność dobierania słów.

Opiekun pacjenta 2

Dzisiaj z przypadku zostałam opiekunem pacjenta. Poszłam do sklepiku po parę drobiazgów i w drodze powrotnej zaczepiła mnie malutka staruszka. Była zgarbiona i miała powykręcane dłonie od reumatyzmu.
- Przepraszam, gdzie jest sekretariat okulistyczny?
- Nie wiem, ale zapytam.- od pielęgniarki dowiedziałam się, że piętro wyżej.
- A pokaże mi pani gdzie są schody
- Schody?! - patrzę na tę staruszkę i zastanawiam się jak ona ma zamiar tam wleźć - może lepiej windą?
- Ja się boję windy
- To ja z Panią pojadę.
Wzięłam staruszkę pod rękę i zasuwamy do windy. W drodze Pani zaczyna opowiadać:
- Ja nie umiem obsługiwać tych wind. To takie jest, że tego nie rozumiem. Jak jeszcze pracowałam 30lat temu to mało mi łba winda nie urwała, wie Pani, takie stare windy towarowe były. Od tamtej pory windami nie jeżdżę.
- i wszędzie pani po schodach chodzi?
- Wszędzie.

Nu ładna, a mi się nie chce czasami jednego piętra wchodzić do góry. Pojechałam z Panią do sekretariatu i odwiozłam później na dół prosto do drzwi wyjściowych.
- Bardzo Pani dziękuję i przepraszam, Pani tyle czasu przeze mnie straciła!
- Nie szkodzi i tak tu zostaję do poniedziałku.
- To Pani tu nie pracuje?
- Nie, jeszcze nie, ale kto wie...

Biorąc pod uwagę jakich tu mają opiekunów, to może powinnam złożyć cv?

Winda

Ogólnie to chyba jednak przejdę na tą dietę. Wczoraj Pan nie chciał mnie wieźć na oddział, bo jestem za duża, dzisiaj dietetyczka mnie próbowała przekonać że chemia to nie wymówka, a przed chwilą wchodzę do windy, wciskam guzik, winda ruszyła i stanęła. Rozległo się głośne
"WINDA PRZECIĄŻONA"
patrzę na napis: 1600 kg albo 21 osób.
Cholera, chyba naprawdę ze mną źle!

Pani Ania

Pani Ania to moja współlokatorka. Ma ponad 80 lat, trochę nie dosłyszy i trochę czasami odjeżdża od rzeczywistości, ale jest przesympatyczną staruszką.
Wczoraj wieczorem lekarz po wizycie zgasił światło w sali. Ja i druga współlokatorka, Pani Danusia, leżałyśmy już w łóżkach, a P.Ania jeszcze siedziała.
Ja: może zapalić jeszcze na chwilę światło?
P.A: Co?
- Może zapalić światło?
- Mam zapalić światło?
- Nie! Pytam się czy chce Pani, żebym zapaliła światło? - wrzeszczę
- No jak Pani chce to zapalę
- Ja nie chcę! Ale może Pani jeszcze chce, żeby się przygotować do spania! - drę ryja
Na co Pani Ania zrezygnowana:
- Nie wiem o co Pani chodzi
Ja zrezygnowana:
- aaa nic, dobranoc!
-Aha! Dobranoc!

Pani Ania 2

Jedzenie w tym szpitalu jest wyjątkowo smaczne jak na szpitale i zróżnicowane. Dzisiaj na obiad był śledź w śmietanie z cebulką, groszkiem, jabłkiem i marchewką i do tego ziemniaki. Dziwne połączenie dla niektórych, ale ja bylam zadowolona.
Pani Ania opróżniła już prawie cały talerz i nagle pyta się mnie z przerażeniem w oczach:
- To jest śledź?
- Tak
- O Boże! Ja nigdy nie jadłam śledzia, ja nienawidzę śledzi!
- No przecież zjadła Pani ze smakiem
- Nie! Ja teraz zobaczyłam, że to śledź! O Boże on mi stoi w gardle!
I zaczęła łapczywie popijać go kompotem. Dwadzieścia minut przeżywała jeszcze tego śledzia.

Dobre złego efekty

Zapomniałabym! Od dwóch dni przewijał się wątek mojej wagi. Ciągle mnie ktoś woził na wózku i ten wózek zamiast jechać to szurał po ziemi wydając przy tym nieprzyjemny chroboczący dźwięk. I tylko słyszałam:
- co jest z tym wózkiem?
- gruba jestem, psze Pani (bo nie widać)
- te koła jakieś niedopompowane...

Dzisiaj rano się budzę i słyszę z korytarza:
- Boże! Co się stało? Te wózki normalnie pływają! Ktoś je napompował?
Pewnie się któraś pielęgniarka wkurwiła co mnie wiozła. Jaki wniosek? Naprawiam Polską służbę zdrowia swoją nadwagą!

Czeka mnie jeszcze weekend w szpitalu, bo zostawili mnie na obserwacji. Może coś jeszcze się zdarzy, a ja to "nakręcę" i opiszę. Kto wie, nic obiecać nie mogę, ale w sumie nie mam tu do roboty zbyt wiele.

Bywajcie w zdrowiu
Anuk

czwartek, 20 października 2016

Jak nie urok...

Ostatnia chemia ostro dała mi w kość. Mdłości, słabości, rozpacz i kurwica. Po dwóch tygodniach powstałam z betów, przygotowana na kolejny cios, ale tym razem cios nie przyszedł z kroplówki, a z tętnicy płucnej!

Ale, że jak? Pewnie ciśnie wam się na usta, a ja już czem prędzej tłumaczę. Ano nazywa się to zatorowość płucna i jest niebezpieczna dla życia (a co dzisiaj nie jest?). Pani technik podczas robienia TK zauważyła skrzep w tętnicy i kazała z samego rana przyjść po opis. Przestraszona nie na żarty w środę rano, przed wizytą u lekarza wyciągałam wynik trzęsącą się ręką, bałam się ujrzeć tam jeszcze innych niespodzianek. Na szczęście tym razem tylko jedno gówno w pakiecie. Tymczasem guzy trochę zmalały - tzn są nieco większe niż na poprzedniej tomografii, ale ona była przed biobsją nim guz urósł. Chemia działa, bo w sumie dziada pomniejszyła o 1,5 cm. Nie jest to wynik zapierający dech w piersiach, tam dech wstrzymuje zator-kurwa-płucny.

Polazłam z wynikiem TK do lekarza, a tam panika i "wzywamy-pogotowie-natychmiast-szpital-kardiologia-nigdzie-pani-nie-wychodzi-siedzieć-czekać" I tylko wszyscy pytają mnie o objawy. Jakie objawy? Że po schodach wejść nie mogę z zakupami? A po której chemii mogłam? No ale dupa jasna, nie ma że ja nie chcę do szpitala, ja muszę, a chemia zaczeka z tydzień.
Na pogotowie czekałam bagatela 2,5 godziny. W tym czasie nie pozwolono mi nigdzie wychodzić. A ja nie wzięłam ze sobą anwi picia, ani jedzenia, pustynia w gębie, echo w brzuchu. Myślałam, że może w szpitalu tym drugim uda mi się coś zjeść i się napić...tiaa. Zawieziono mnie na SOR do wojskowego. A tam widok rodem z filmów z lat 80. Pomarańczowe obrzydliwe zasłonki, 2 krzesełka dla pacjentów i ogólny obskurw. Posadzili mnie i kazali czekać. Prócz mnie w poczekalni jeszcze 90-letnia Pani porucznik wojska polskiego po mikro wylewie, pan po padaczce alkoholowej, Pani, której gorąco, Pan pracoholik łamane przez alkoholik z migotaniem przedsionków (cytat z lekarza), Pani wyrywająca sobie cewnik i Pani wyrywająca sobie wenflon. Słowem- śmietanka towarzyska. Szczęśliwie opanowałam przez ostatnie dwa lata szpitalne zen - godziny czekania nie robią na mnie wrażenia - obserwuję i chłonę cudowną atmosferę:
Pani porucznik zaczyna marudzić, że na krześle niewygodnie. Staram się ją uspokoić. Ratownicy stojący z pacjentem drugą godzinę narzekają na głód, też bym coś zjadła, nie powiem. Pani na łóżku po raz trzeci wyrywa sobie cewnik i sika do wyrka (co Pani robi?! Zwariowała Pani?) Zakładają jej pieluchę, którą za chwilę ściąga. Pani od wenflona sika w majtki, wyrywa sobie wenflon i tryska krwią dookoła. Przybiegają salowe, słyszę tylko krzyki i awanturę zza winkla. Pani porucznik wpada w histerię. Lekarz mówi: są pacjenci w dużo gorszym stanie i to oni mają pierszeństwo. Ja nadal utrzymuję zen-postawę. W końcu przychodzą po mnie. Badania krwi, angiografia i czekać. Na zegarku już po 15. W międzyczasie Alina przywozi mi ciuchy. Siedzi na korytarzu i nie mogę do niej wyjść, ani ona nie może przyjść do mnie, w końcu udaje mi się przechwycić wodę w drodzę na angio. Po kolejnej godzinie w końcu kardiolog mówi, że zostaję na oddziale - zator jest i trzeba go obserwować. Mam czekać. Każą mi się przebrać w piżamę, dzięki czemu w końcu mogę zobaczyć się z Aliną, pozwalają jej zostać. Mija kolejna godzina, przychodzi pan z wózkiem i pyta gdzie ta Pani na oddział? Pokazują na mnie "Ta duża? Ja jej nie zawiozę, za ciężka" powiedział pan ważący conajmniej tyle co ja jak nie więcej i odchodzi. Co za miła obsługa. Zen.
W końcu o 18 przyjmują mnie na oddział intensywnej obserwacji kardiologicznej. Jestem podłączona do monitorków i mam zakaz wszystkiego, nawet odwiedzin, ale udaje mi się ubłagać pielęgniarki, żeby wpuściły o 20 brata z pierogami - mija 24h odkąd coś jadłam. Przychodzi doktor i mówi "Tylko proszę wszystkiego nie jeść, bo po kontraście może Pani zwymiotować", odpowiadam "już rzygałam" i wpierdalam ze smakiem wszystko.

Wieczorna zmiana okazuje się być cudowna i gawędzę godzinę z pielęgniarkami. Do sali dowożą Panią z bajpasami i pana pracoholika łamane przez alkoholika. W środku nocy przywożą jeszcze Panią z zapaleniem płuc, ale waleczna kochana pielęgniarka nie pozwala im położyć w sali z rakową panienką nikogo chorego. Uff.

Dzisiaj obudziłam się o 5, bo próbowali pobrać mi krew- za dziewiątym razem się udało! Teraz sobie leżę, wstrzymuję siku, bo nie umiem lać do basenu, i piszę do was. Mają mnie przenieść na normalną salę dzisiaj. Podobno mój zator jest tylko pośrednim zagrożeniem życia, więc pikuś. Podadzą mi clexanne, porobią badania i wyślą do domu. Oby przed weekendem...

To chyba tyle u mnie. Jak zwykle przygodowo, no ale ktoś musi mieć "wesoło", żeby ktoś się mógł nudzić!

Bywajcie w zdrowiu!
Anuk