poniedziałek, 15 maja 2017

Dziś jest pierwszy dzień reszty naszego życia!

Obudziłam się dzisiaj w cudownym humorze i pomyślałam: "Cholera, może czas coś napisać? Dla odmiany w dobrym humorze a nie jak zwykle na wkurwie?". I od słów do czynów przechodzę prawie natychmiast, czyli po trzech godzinach od powstania myśli. Jak na mnie to i tak nie największe opóźnienie.

Jestem miesiąc po operacji i chyba jestem najszczęśliwszą osobą na ziemi. Nigdy nie pomyślałabym, że ucieszę się z ucięcia cycka, ale dzisiaj jest mi tak lekko na duszy, że za ten stan oddałabym dwa bez mrugnięcia okiem. Oczywiście wcale nie jest kolorowo jakby się mogło zdawać. lekarze twierdza, że prędzej czy później rak wróci i być może będzie to ostateczna walka, ale ja gdzieś w środku jestem spokojna. Tym bardziej pcha mnie to do działania i życia. Ktoś mi powiedział "Nie nastawiaj się tak bardzo pozytywnie, bo jak choroba wróci to się załamiesz". Chyba nic nie odpowiedziałam, ale przemyślałam sprawę - to prawda, jeśli burak znów zaatakuje, to się załamię, ale moje nastawienie nie ma nic do rzeczy. Załamię się bez względu na to czy będę spokojna czy tez będę ciągle myśleć o tym, że niedługo umrę. Więc po co tracić czas na zamartwianie?



I wiecie co? Dzisiaj jest dobry dzień na spełnianie swoich marzeń, bo już nigdy może nie być lepiej! Dlatego właśnie w tym roku postanowiłam spędzić swoje urodziny z najbliższymi w najbardziej sentymentalnym dla mnie miejscu na świecie - Sułowie w Dolinie Baryczy. 30 lat temu były tam ośrodki zakładowe dla pracowników - MPK, Dolmel i inne. Wszystko tętniło życiem. Moja mama pracowała w MPK. Ośrodek był wspaniały! Plac zabaw, świetlica a pod koniec lat 90 wybudowano nawet basen! Spędziłam tam 16 lat swoich wakacji począwszy od skończenia roczku. Dzisiaj ośrodek MPK nadal istnieje, ale osobom "z zewnątrz" nie wynajmują domków. Cała reszta placówek podupadła albo została sprzedana prywatnym właścicielom. Dzisiaj Sułów to już nie to samo miejsce, ale budzi radosne i wspaniałe wspomnienia z dzieciństwa. Od wielu lat planowałam tam pojechać własnie w urodziny i wczoraj postanowiłam, że nie mam na co czekać - może następnych już nie będzie? A może będą i kolejne urodziny spędzę w Barcelonie? Co by się nie działo, postanowiłam, że każdy dzień jest dobry na realizację marzeń. Wysłałam już dwa zapytania do ostatnich działających ośrodków i czekam na odpowiedź.



Dzisiaj to już tylko stare, brzydkie domki w zarośniętym lesie, nad śmierdząca rzeką... przynajmniej dla niektórych. Dla mnie deszcz nigdzie nie pachnie tak wspaniale, a poranne ćwierkanie ptaków brzmi jak najlepsza orkiestra, nigdzie nie ma tak dobrych jagód i herbata wypita o świcie przed domkiem na ławeczce nigdzie nie smakuje tak dobrze . Bywałam tam już w swoim dorosłym życiu kilkakrotnie i nadal tak jest. Nic się nie zmieniło. Jedynie dzisiaj "droga do miasta" (czyli centrum wsi;)) jest dużo krótsza niż 20 lat temu.
Jaram się jak dziecko.


Poza tym postanowiłam spełnić swoje kolejne marzenie, które urodziło się kiedy zachorowałam. Mogłam je spełnić po zakończeniu pierwszego leczenia, ale ciągle na coś czekałam, na lepszy moment, wtedy nie wiedziałam, że może nie być lepiej. Dzisiaj jestem mądrzejsza i nie dam się wykiwać. Póki nie biorę chemii (i jeśli Pani dr pozwoli) robię sobie tatuaż. Dwa lata odkładałam na to do specjalnej szufladki kasę. Dwa lata szukałam odpowiedniego tatuażysty, któremu zaufam i pozwolę zrobić na swoim ciele tatuaż. Nie chcę żadnego wzoru z internetu, nie chcę sama go sobie projektować, chcę mieć na sobie dzieło sztuki. Myślę, że moi rodzice nie będą się cieszyć, ale stara już jestem i chyba nie muszę się pytać o zgodę? Więcej nie zdradzę, ale na pewno się pochwalę jak tylko spełnię to marzeniątko.

Pewnie jeszcze chcielibyście się dowiedzieć co z moim zdrowiem?
Wyniki histopatologiczne odebrałam tydzień temu - DCO jak zwykle się nie spieszyło i przyjęto materiał do badań po dwóch tygodniach od operacji, a wynik oddano po wielu telefonach ponaglających, ale co mi tam...najważniejsze, że wszystko zostało wycięte radykalnie! Co prawda z jednej strony margines był poniżej 0,5 mm i będzie potrzebne naświetlanie, ale w marginesach nie wykazano komórek nowotworowych. Według opisu największy guz miał ponad 90mm! Miałam w cycku trzy "nowotworowe kiwi" plus nacieki na splot nerwowy, który na szczęście udało się uratować i mam w miarę sprawną rękę. Zawdzięczam to wspaniałemu lekarzowi, który podjął się tej operacji i dał radę. Dziękuję dr Sz!

Oczywiście nie obyło się bez przygód szpitalnych. Kiedy leżałam przypięta pod kroplówką a na sali leżały ze mną kobiety po zabiegach mastektomii, tuż przed obchodem wpadła do sali pielęgniarka. Dostałam zjebkę za walizkę (!) leżącą pod łóżkiem (żadna torba ani walizka nie mogą leżeć ani stać koło łóżka, wszystko ma się zmieścić do tej malutkiej szafeczki obok łózka!). Zganiono mnie za pogniecioną kołdrę i prześcieradło i nakazano poprawić (szczegół, że leżałam podpięta do kroplówek i że nie przyszłam tam ładnie wyglądać tylko ratować życie) a panie leżące ze mną zostały zmuszone do uczesania się, bo nie mogą tak brzydko wyglądać jak przyjdzie "pan profesor". Dopiero je przywieźli z pooperacyjnej, może jeszcze powinny się ubrać w garsonki i pomalować?
Zaczęłam się zastanawiać czy te pielęgniarki nie są zastraszane przez kogoś wyżej, że się tak zachowują? Może one dostają opieprz za to, że ktoś miał pogniecioną kołdrę czy walizkę przy łóżku? Tylko gdzie do cholery miałabym schować rzeczy? Pod kołdrę? Wtedy może by się wyprostowała? Jeszcze to jestem w stanie (powiedzmy) zrozumieć, ale przymus czesania? No do chuja, jak dzisiaj postanowiłam nie przeklinać, tak na samą myśl krew mnie zalewa i cycek opada. Czy w innych szpitalach też panują takie zasady?

Następnego dnia rano byłam już po operacji. Tuż po śniadaniu, jeszcze pod wpływem morfiny, ledwo szurająca nogami zwymiotowałam na środku sali, bo nie zdążyłam znaleźć żadnej reklamówki ani dojść do umywalki. Poprosiłam salową, żeby przymknęła na sekundę drzwi, żebym się przebrała, bo cała się obrzygałam - usłyszałam, że nie ma czasu. Pozostawię to wszystko bez komentarza. Panie z sali większość posprzątały i nie stroiły przy tym min jak personel (swoją drogą przy tylu panujących zasadach, mogłaby być tez taka, że każdy pacjent po narkozie ma przy łóżku "nerkę" do której może zwymiotować. Ale lepiej pacjentów ganić niż pomagać).

Całe szczęście to już za mną, chociaż  jestem w szpitalu co 2-3 dni na ściąganiu chłonki. No i okazało się, że prawdopodobnie mam pod skórą kawałek drenu, który musiał się urwać przy wyciąganiu...ale to już zupełnie inna historia. Nie mam pretensji o to do nikogo, bo takie rzeczy się nie zdarzają (chociaż bardzo rzadko). Tylko trochę lipa, że bujam się z tym od dwóch tygodni i sama załatwiam sobie usg (w dco termin 2 tygodnie) a potem dowiaduje się, że usg nie zobaczy gumy i jednak i tak trzeba zrobić nacięcie rewizyjne. Dobrze, że to się nie babrze,chociaż wtedy może nie kazano by mi samemu za tym biegać tylko natychmiast sprawdzono? Dolnośląskie Centrum Onkologiczne - zapamiętajcie tę nazwę i omijajcie to miejsce z daleka. Są tu wspaniali lekarze, ratujący życie i zjebany system niszczący ambicje i empatię. Nie będę się rozpisywać na ten temat, gdyż mam zbyt dobry humor i za chwilę pędzę odwiedzić przyjaciółkę a potem postrzelać z łuku!

Na koniec mam dla was piosenkę, którą zaczęłam nucić tuż po otwarciu oczu i słucham jej już po raz 20 chyba (sąsiedzi mnie nienawidzą:D)

I drugą, która jest motywem przewodnim mojego nowego, trzeciego już życia:



Dziś jest pierwszy dzień reszty Twojego życia. Co z nim zrobisz? ;)

Bywajcie w zdrowiu kochani i cieszcie się życiem! Póki żyjemy!

P.S. nawet jeśli nie macie konta na fejsbuku możecie zaglądać na BURAKA! Tam na bieżąco informuje co u mnie - łatwiej mi tam wrzucić kilka słów i często to robię pod wpływem chwili :) Zapraszam

P.S 2. Ostatnio gadałam w Radio Wrocław na różne tematy dookoła-onkologiczne. Tutaj możecie posłuchać: rozmowa. (ja gadam od około 22:40)



48 komentarzy:

  1. To nieprawda, że będzie jakieś rozczarowanie. Nastawiaj się pozytywnie, myśl o sobie jak o zdrowej, żyj bez buraka. On nie wróci. �� I jeśli chcesz obejrzyj film "Nauka cudów". Jest na YT. Mój ulubiony. Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Kobieto, zwariowana, pozytywna, i zawsze w punkt!
    żyj jak chcesz, ciotki dobre rady niech sobie same doradzają!

    wróci
    albo
    NIE wróci
    no

    OdpowiedzUsuń
  3. Jesteś niesamowita, czytam każdy Twój wpis, uwielbiam Twoje poczucie humoru, trzymam mocno kciuki dasz radę kobitko pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Jesteś Najlepsza !!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Anuk, chyba nigdy nie komentowałam, ale od dawna podczytuję. Podziwiam Cię całym sercem i oczywiście kibicuję Ci w tej Twojej walce.
    Ten ośrodek Dolmelu znam, bywałam tam z rodzicami wielokrotnie, mama z zakładu pracy Dolam) miała możliwosć wynajmowania domków. Tata łowił ryby, chodziliśmy na grzyby, robiliśmy grilla. Tam było super i blisko Wrocka. O mały figiel nie urodziłabym tam najstarszej córki ;) Pojechaliśmy do lasu w okolicę Sułowa własnie na grzyby, ale jak tam dotarłam to odeszły mi wody no i trza było wracać. W tym roku wybiorę się tam, a nie byłam chyba z 30 lat! Pozdrawiam Cię ciepło !!!
    I masz rację, nie martw się na zapas , to nie służy zdrowiu

    OdpowiedzUsuń
  6. Podziwiam profesjonalizm lekarzy z DCO.Mozna powiedziec ze jest zle, ze nie jest dobrze i to lekarza mowia.Ale ze rak wczesniej czy pozniej wroci i bedzie to moze walka ostateczna to juz ....bez komentarza. Poza tym to wiemy wszyscy po diagnozie nic odkrywczego ale jednak to slowo....wroci i ostateczna walka....Ktory to taki ze szklana kula przepowiadacz przyslosci?

    OdpowiedzUsuń
  7. Anuk! Żyj jak chcesz, ciesz się każdym dniem! Nie przejmuj się nikim i niczym, powiedziałaś chorobie "NIE" i tego się mocno trzymaj!
    Pozdrawiam ciepło! :**

    OdpowiedzUsuń
  8. Wydaje mi się że Twoja opinia o DCO jest przesadzona.
    Intensywnego strzelania życzę.

    rozalijew

    OdpowiedzUsuń
  9. Najwaznieszy jest dobry humor i to, ze wszystko w koncu wycieli co trzeba. Mnie strasznie wkurza, ze jakis "czlowiek" ze sluzby zdrowia ewidentnie nawalil, powinien (ktos)jakis lekarz, juz wczesniej "walnoc piescial w stol" i wyciac tego dziada w cholere !
    ale nie ma co narzekac, juz jest dobrze:)

    (jednak to wyraznie pokazuje, jak wyglada to za kulisami, ze jednak trzeba walczyc o siebie samej nie liczyc na innych czy calkowicie komus zawierzyc). Lekarze sa wspaniali, ale czesto zapracowani i zmeczeni roznymi przypadkami, dlatego pracuja bardzo szblonowo ,czasem. Do tego ten chory system..

    Anuczku fakt, faktem przeszlas duzo emocjonalnych zdarzen / hustawek, czy to koniec, kto to wie ? ale powiem Ci nie warto sobie tym glowy zaprzatc !..bo i po co ;-)
    moze byc kilka scenariuszy:
    wroci i go znowu pogonisz innym lekiem
    nie wroci nigdy
    moze tez wrocic po 20latach
    i tak dalej i tak dalej...
    ale do czego prowadzi takie myslenie ? do niczego ! (do niepotrzebnej deprechy i paranoi)

    Szkoda marnowac sobie czasu, dnia, dobrej energi na takie dywagacje !
    Anuk, ale Ty to juz wiesz..bo jestes mega super dziewczyna ;)

    Zycze milego pobytu w tej okolicy, do ktorej sie wybierasz, slonka i usmiechu :***
    Troll

    OdpowiedzUsuń
  10. Sa kobiety i kobiety.Dzis zabieralam pacjentke na badania ktora najpierw poprosila o zmiane koszulki bo wczorajsza a potem grzebienia ze slowami ze ..kobieta sie jest zawsze...wiec kazda ma inne podejscie.Porzadek na sali - wyglad poscieli - tez ma znaczenie swiadczy o Tobie albo pracownikach jak jestes lezakiem..A co do zagruzowania lozka to nie raz pacjent moze nie dostal zjebki ale kategoryczna prosbe o odgruzowanie.Po to w szpitalu sa szatnie a reszta musi sie zmiesci w szafce.Wzgledy tez bezpieczenstwa.Trzeba w sytuacji przymusowej zabrac pacjenta np.na sale monitorowana lub zabiegowa na przekladanie a tym bardziej nie ma czasu na odgruzowania.Lozko musi byc zawsze latwo dostepne do transportu i pelny dostep do pacjenta.Tak latwiej i szybciej w syt.zagrozenia zycia.Nie wiesz jak sie piorunem dziala w takiej sytuacji.pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. piszesz cyt."wyglad poscieli - tez ma znaczenie swiadczy o Tobie" buhahaaa..wiekszych BZDUR nie slyszalam, no to jak ja lezalam po operacji jak worek pod kroplowkami i posciel byla rozwalona to siwadczylo o mnie, ze jestem fleja , czy co ?? ja pied@@@le !!
      a od czego sa piguly, co ??? za co biora pieniadze??? za przeglad pokoju w jakim jest stanie . Powiem Ci jak ja bylam po operacji to pielegniarka trzymala mi nerke do rzygania pod nosem, przykrywala, podcierala nawet, poprwaiala posciel, ale to nie bylo w PL, buhahaha..
      kiedys jak bylam w Polsce to mialam pielegniarke w Tipsach na paznokciach ktora mnie podrapala i smiedzilo od niej fajami z buzi, nie mowiac juz o wyzywajacym wygladzie i tepym nad wyraz umyslam
      a brala sie za taka co to niby wszystkie wszystkie rozumy pozjadala (za te tipsy to poszlam do ordynatora na skarge, zeby babsko sciagnelo te brzytwy, a jakby do mnie weszla taka co mi kaze posciel poprawiac to bym doprowadzila do tego zeby ja wuywamlili na bruk, ale w Polsce ludzie sa naiwni i za bardzo grzeczni, a szkoda ..
      Po drugie piszesz cyt" albo pracownikach jak jestes lezakiem" co ? kto? nazywasz pacjenta LEZAKIEM, o kur@@@a !!! zmknij lepiej swoj niewyparzony pysk i wypierda@@@j z tad !
      (ja Anuk czytam od poczatku i nie pozwole na takie komentarze )
      po trzecie w PL nawet nie ma szafek w pokoju, co za syf....

      z <<<icburg<<

      Usuń
    2. Trochę kultury wieśniaku cebulaku, to nie miejsce na wyzwiska i przekleństwa.Polecam również zajrzeć od czasu do czasu do słownika ortograficznego.

      Usuń
    3. Anonimowy15 maja 2017 22:57
      Polecam analfabetko intrpunkcje i odstepy między słowam �� kropkami.

      Usuń
    4. O chorych określenie "leżak"nie jest chyba czymś miłym...jakim cudem osoba w ciężkim stanie ma sobie niby łóżko pościelić?....
      Moj brat byl operowany parokrotnie w Niemczech i to jak sie obchodzily pielęgniarki z chorymi to w naszej Polsce moze będzie za 50 lat.Codzienna zmiana pościeli,pomoc dosłownie w każdej sytuacji....

      Usuń
    5. Owocek, dokładnie tak...

      Usuń
    6. swoją drogą, taka dyskusja między anonimai nie podpisanymi jest żenującva, nie wiem, za kim jestem i ile osób tu rozmawia:PP

      Usuń
    7. Mam małą nadzieję, że jako pacjentka onkologiczna, niezależnie od stanu zaawansowania mojej choroby, nigdy nie spotkam pielęgniarki, która będzie wobec mnie używać określenia "leżak", nawet przy szybkim ratowaniu życia...

      Usuń
  11. Anuk! Ogromnie się cieszę, że się odezwałaś, że operacja jest za Tobą. W zupełnie magiczny sposób podkreśliłaś swoje piękne oczy. W Twoje zdjęcie będę się wpatrywać "co rusz". Dzięki, że jesteś. Dzięki, że piszesz.... Acha, pogłaszcz rudy bok Awarii ode mnie. A jakże. Pozdrawiam! Joanna

    OdpowiedzUsuń
  12. Auk,wspaniale,że się odezwałaś.Akurat nie mam fb i podpytywałam o Ciebie taką Jedną Fajną,ktora mi uprzejmie donosiła o Twojej aktualnej sytuacji.
    Przede wszystkim trzymam kciuki za realizację Twoich marzeń:-)
    Kochana,nikt z nas nie wie,ile nam jeszcze zostało tego ziemskiego życia...To,ze powiedzmy dzisiaj jestesmy zdrowi,tak naprawdę nie jest żadnym gwarantem....
    Ciesz się Kobieto Wspaniała i nie słuchaj głupich rad ...szczescia,nie można "zapeszyć":-)
    Twoje opisy sa zawsze punkt...no nic dodac i nic ująć...Personel szpitalny pozbawiony empatii z chorymi nakazami nie jest tylko w DCO.....Idiotyczne teksty z cyklu "ale proszę z parapetu wszystko zabrać bo zaraz będzie obchód"(miałam kosmetyczke)a lezalam pod oknem i nie miałam żadnej malej choćby szafeczki tylko mini szufladkę)
    Ale nakaz uczesania sie ,poprawienia łózka brzmi jak żart żywcem z Monty Pythona...
    Dużo siły i nadal niezmąconego apetytu na życie i szczęście !!!:-))))
    Wybór utworów -Zacny!!!!
    :***

    OdpowiedzUsuń
  13. Witaj Aniu.Czytam Cię ,ale pierwszy raz komentuję.Cenię Cię ,Twoją wolę walki i sposób w jaki podchodzisz do choroby.Ja też jestem w tej grupie.
    Baby zawsze sobie znajdą miejsce do awantur.Nawet na Twoim blogu.Nienawidzę takich szczekaczy zza płotu.
    Piosenka w sam raz .

    OdpowiedzUsuń
  14. "Ładne oczy masz, komu je dasz? Takie ładne oczy, takie ładne oczy..."
    ;)
    Ściskam mocno!
    Teresa.

    OdpowiedzUsuń
  15. Kuźwa, czemu fajne babki spotykam tylko w necie...?
    Każdy z nas powinien mieć takie podejście jak Ty. Bo każdy z nas dziś jest a jutro może nie być, prawda? Nigdy nie wiadomo na jaką jeszcze czekoladkę się trafi :).
    Mam nadzieję, że Ty jeszcze najesz się bombonier do urzygu! :))))

    OdpowiedzUsuń
  16. Hello, kochana! Jak fajnie przeczytać Cię w takim wydaniu! Przepięknie wyglądasz, jaki makijaż! Napisałam Ci to już na FB. A ta zaszyta rana jest dla Ciebie PIKUSIEM przy tym, co tam miałaś PRZED operacją, isn't it?
    Powiedz mi, łuczniczko, jakim cudem Ty dajesz radę strzelać z łuku??? Bloczkowy masz, czy klasyczny? Chyba, że naciąg zrobiłaś sobie dziecięcy (w sensie - siły). Mój mąż jest łucznikiem, regularnie organizuje zawody łucznicze - najbliższe 10 czerwca - wpadniesz? zapraszam. Zwykłe, koleżeńskie, hobbystyczne strzelanie. Są na forum łuczniczym pod tematem "zawody, turnieje, spotkania" w wątku "zawody os. lotnisko Stargard". Zaraz będę drukować dyplomy na tenże turniej :-) POZDRAWIAM GORĄCO, serdecznie, jak się cieszę, że taka jesteś! Że jesteś! - Olga

    OdpowiedzUsuń
  17. Anuk pytałaś jak jest z szafkami i wizytami w innych szpitalach. Mogę powiedzieć o dwóch. W nich też generalnie obowiązywała zasada, że żadnych walizek ani toreb na podłodze, z tym, że:
    1) szpital MSWiA z W-M CO w Olsztynie - nie było problemu z bagażem, bo oprócz szafek przy łóżkach była bardzo obszerna szafa ścienna, gdzie mieściły się torby, walizy, itp. Na upartego można było pół chałupy ze sobą zabrać:), obchody intymne, skupione na potrzebach pacjentek[leżałam na ginekologii]
    2) Instytut Onkologii w Gliwicach - szafki podobnie jak w "Twoim" DCO tylko przy łóżku, duże torby należy zostawić w szpitalnej szatni na innym piętrze (dostępna dla pacjentów do godz. 15-stej w dni powszednie). Gdy ktoś ma walizkę przy łóżku, to spotyka się z prośbą, aby podczas następnego pobytu jednak zostawić ją w szatni (przy przyprowadzaniu na oddział także jest prośba, aby nic nie stało na podłodze). Ja jednak mam przy łóżku postawioną torbę z laptopem - nie mieści się w szafce- do tej pory nie spotkałam się z żadną uwagą. Obchody ok - w dni powszednie rano każdego chorego odwiedza jego lekarz prowadzący, wieczorem wszystkich lekarz dyżurny w towarzystwie pielęgniarki. Raz w tygodniu jest tzw. wizyta generalna z udziałem profesora i całego personelu - tu faktycznie wszyscy są "bardziej na baczność" - bywało, że panie salowe prosiły, żeby np. w miarę szybko zjeść śniadanie, ale to im zależało, żeby posprzątać i ogarnąć salę przed wizytą (i zapewne dobrze wypaść)- nikt nam nigdy nie kazał poprawiać pościeli czy tym bardziej czesać się (leżę w III Klinice)
    Co tam jednak zwyczaje w poszczególnych szpitalach grunt, że u Ciebie wychlastali gadzinę i nowy początek życia :)Trzymam mocno kciuki i dopinguję z całych sił :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  19. Bierz te marzenia za bary i na ile tylko możesz zostaw w spokoju to co będzie, i to co było, bo ani na jedno, ani na drugie nie mamy wpływu, a już w ogóle w kwestii wróci, czy nie wróci.
    O tatuażu marzyłam jako nastolatka:-) Potem mi przeszło na jakieś 30 lat. Wróciło w dość dziwnych okolicznościach. Podczas przygotowywania do naświetlań kiedy lekarka wyznaczała obszar naświetlań, między innym przy pomocy strzykawki z tuszem powiedziała żartobliwie, że teraz zrobi mi tatuażyk (kropeczki tylko) i wtedy mi się przypomniało to nastoletnie marzenie. I tak za mną łazi od dwóch lat, a po przeczytaniu Twojego posta, to mnie pewnie zacznie prześladować:-)
    Co do szpitalnych opowieści, to u mnie (CO Bydgoszcz) było zdecydowanie spokojniej, napakowaną torbę miałam pod łóżkiem i nikomu nie przeszkadzała, mało tego, kiedy wróciłam na inną salę po operacji miałam wszystko przeniesione i poukładane. Pielęgniarki i opieka były OK, oczywiście z niechlubnymi wyjątkami, ale to już raczej kwestia człowieka, a nie szpitala. W każdym razie po wysłuchaniu setek opowieści o szpitalnej rzeczywistości myślałam, że będzie gorzej i może dlatego specjalnie nie narzekam;-) Było, minęło i ciągle mam nadzieję, że nie wróci. Czego Nam życzę!
    Trzymam kciuki nieustająco <3 i czekam na tatuaż :-D

    OdpowiedzUsuń
  20. Jesteś niesamowita... :*
    Trzymam za Ciebie mocno kciuki i myślę o Tobie cieplutko! Jesteś mega dzielna! <3 :*

    OdpowiedzUsuń
  21. A ja Pani dziękuję za tego bloga. Dzięki niemu i Pani perypetiom w styczniu tego roku umówiłam się do ginekolożki, pobrałam cytologię, poprosiłam o skierowanie na mammografię, a w promocji dostałam skierowanie na badanie usg piersi, gdyż/ponieważ powiedziała mi ta ginekolożyca, że w moim wieku (41 l) należy wykonać je dodatkowo. U mnie szczęśliwie okazało się, że to pozostałość po młodości (jak powiedział radiolog) czyli tkanki gruczołowej resztki pośród pozostałej większości tkanki ... tłuszczowej. Ufam, że i Pani odnajdzie spokój i wolność od swoich problemów zdrowotnych. Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  22. Aniu, czytając opinię o pobycie w DCO, muszę napisać swoje wrażenia a pobytu w tym ośrodku. Miałam operację na ginekologii, pobyt na III piętrze. Fakt przebieramy się w szatni, ale walizkę można było mieć przy sobie. Ja w czasie pobyt przed, a szczególnie po operacji miałam obok siebie walizkę i na stołeczku ułożone koszule do przebrania. Nikt, mi nie kazał tego zabierać, nawet oddziałowa pomogła w ułożeniu rzeczy w zgrabną stertę. Duża paczka podkładów 30 szt., a prosiłam tylko o kilka sztuk bratową. Wszystko w rogu łóżka przy ścianie - nikt, nigdy przez okres mojego 10 dniowego pobytu nie zwrócił mi na to uwagi. Po operacji raka jajnika, nie wolno nam się schylać, zginać, dźwigać. A koszule na stołku były łatwo dostępne do przebrania, u mnie wystąpiło sączenie ropy z rany. Muszę się zgodzić z wpisem jednej z osób, zależy to od personelu. U nas była świetna salowa, ale odeszła i przyszła nowa i u niej było problem zmiana pościeli, chociaż ropa, krew. Natomiast położne, w większości były świetne, chociaż zdarzyła się i taka z tipsami. Jej odpowiedź, gdy poprosiłam o podanie pasa ściągającego, który mi upadł na podłogę, a bez niego nie wolno wstawać z łóżka i jak pisałam schylać się też, to TO MY TU WSZYSTKIE POŁOŻNE I MAGISTERKI, A NIE SŁUŻĄCE. Jej koleżanka będąc obok drugiej pacjentki, podeszła do mnie i podała mi ten pas. Więc wszystko, zależy od człowieka i ja nie będę nigdy uogólniać. Po prostu są ludzie i taborety. Aniu też się leczę w DCO i napisałam Tobie swoje przeżycia. Pozdrawiam <3 . Uwielbiam Twoje teksty. Trzymam kciuki i może się kiedyś spotkamy w DCO. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja nie dostawałam od wszystkich opierdolu, ale są takie pielęgniarki, które sie spinają. Chyba w kazdej pracy tak jest. Niektórzy ludzie sobie narzucają sami dziwne zasady is ie stresują, choć nikt nie zwraca na to uwagi prócz nich. W sumie to bardzo współczuję takim ludziom - a jest ich bardzo wielu :) Tak, ale większość personelu się tak nie zachowuje, to prawda, więc nastepnym razem powinnam o tym napisać. Łatwiej jest powiedzieć o rzeczach, które były "nietak", poprawię się następnym razem...chociaż i tak wszystkiego nie napisałam...np. że prosiłam cały dzien o opatrunek sączącego się owrzodzenia i byłam ignorowana dopóki nie poszłam i nie syknęłam czy ktoś kurwa z łaski swojej to w końcu zrobi? Było mineło:)

      Usuń
  23. Biorąc pod uwagę, że Twoje wpisy potrafią podgrzać emocje (chociaż wiem, że są prawdziwe), może wypadałoby zamieścić jakiś wpis, w stylu: "za treść zamieszczonych komentarzy autorka nie odpowiada". Taka uwaga techniczna. To, kochana, dla Twojego świętego spokoju, a reszta jak chce - niech się spiera.

    OdpowiedzUsuń
  24. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  25. Tak, to jest paradoks, że mastektomia może dać tyle szczęścia... Miałam tak oba razy... A moja przyjaciółka kiedyś zdziwona zapytala mnie "jak to możliwe że można się tak ucieszyć tym że tracisz pierś...?" ano czasem można....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj można i to jak :D Pytałam ostatnio o rekonstrukcję, patrzą na mnie jak na wariatkę, bo nie wierzą, ze może się udać, ze będę zdrowa, a ja jestem taka spokojna...zobaczymy:)

      Usuń
  26. Nie wiem co napisać niby jestem zdrowa ( no...tak sobie myślę bo papierka na to nie mam ) , ale nie mam takich problemów ze służbą zdrowia bo nie korzystam ( a dzieci leczę prywatnie )... ale nie o tym.... zawsze podziwiałam ludzi co pomimo ciężkiej choroby maja plany , marzenia potrafią się cieszyć życiem ( jak moja babcia ... ) ale zastanawiam się dlaczego my - niby zdrowi - tego nie potrafimy ( przynajmniej ja )i ciągle też jestem "podkurwiona" z powodu dupereli ...zazdroszczę Ci , że masz oparcie w rodzicach , siostrze, bratu - moi się na mnie katalogowo i notarialnie "wypięli" już dawno i robią to przy każdej okazji i w zasadzie nie wiem ... czy potrzeba takich doświadczeń ( jak ciężka choroba aby zacząć po prostu żyć i doceniać takich ludzi jak najbliższa rodzina ... a najgorzej jak jesteś wrażliwcem ... na ten dzień trochę ratuje mnie praca a przede wszystkim moje dzieci ale inaczej skrajna depresja murowana ...więc każdy ma jakiś ciężar w życiu ... pytanie kto z nim zostaje sam a kto może liczyć na oparcie w bliskiej osobie ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz, w moim życiu choroba zmieniła wiele rzeczy. Równiez stosunek do rodziny. A jeśli chodzi o oparcie - w zyciu wcześniej i teraz ludzie byli dla mnie najważniejsi - przyjaźń, miłość i relacje międzyludzkie, dzisiaj czuję, ze "odbieram" od świata to co zawsze starałam się "wysyłać". Wiele razy dostawałam wpierdziel za swój charakter i poświęcanie się dla innych nim zachorowałam, ale opłaciło się, o ile w ogóle można tu mówić o "opłacalności" bo nigdy o tym tak nie myślałam, ale wierzyłam i moja wiara się sprawdziła. Może ta choroba była mi potrzebna? Chociaż myślę, ze nikomu nie jest potrzebna, tylko przy okazji tak skrajnych doświadczeń opadają kotary, które sobie sami zakładami na oczy. Wiele rzeczy zakładamy jednocześnie zamykając sobie drzwi do szczęścia. Sama taka byłam, marudna, wrazliwa, szybko się irytowałam, ale choroba złe rzeczy w większości schowała do szuflady, a moze nawet wyrzuciła. Mogę powiedzieć, ze dzisiaj jestem lepszą osobą, ale gdybym była całkowicie zjebana to nic by nie pomogło :D
      Myślę, że choroba nie jest do tego potrzebna, tylko chęć zmiany - bo żeby coś zrobić trzeba to zrobić i to cała filozofia.
      Pozdrawiam Cię serdecznie, i jeśli chodzi o relacje z rodziną to wiesz, jeśli nie da ise wpłynąć na kogoś to trzeba po prostu przestać sie tym przejmować. Więzy krwi to nie Twój wybór, za to przyjaciele i mąż owszem - zadbaj o to co zalezy od Ciebie, a resztę olej.
      Na prawdę wiele zalezy od nas samych :)
      Anuk

      Usuń
  27. A co z pieniędzmi,jakie zbierałaś na immunoterapię,z której to zrezygnowałaś!? A moze to było zwykłe oszukaństwo ,aby wymusić od ludzi pieniądze na tak zwane milosierdzie...I jak tu wierzyć ludziom. :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie będę się tłumaczyć komuś, kto nie ma odwagi podpisać się imieniem i nazwiskiem.
      Nie wiem czy nie jest to prowokacja kogoś kto mnie nie lubi, albo zwyczajnego trolla. Ja występuję tutaj pod imieniem i nazwiskiem, nie kłamię i nie wymyślam, a Tobie się wydaje, że możesz przyjść i oskarżać mnie o "wymuszenie"?! (swoją drogą jak już, to "wyłudzenie" warto umieć używać języka Polskiego jak sie chce kogoś szkalować)
      Wszystko już na ten temat napisałam w poprzednich postach, jeśli ktoś chce faktur, świadków, papierów - proszę bardzo - mogę się spotkać osobiście z ludźmi, którzy mają czelność oskarżać mnie o oszustwo i porozmawiać na ten temat - zapraszam.

      Usuń
    2. Mały, zawistny człowieczku. Czego zazdrościsz? Pieniędzy? Ludzkiej życzliwości, która Ankę otacza? Może jej choroba też jest w takim razie do pozazdroszczenia? Może jak zazdrościć, to w pakiecie? Idź szukać "oszukaństwa" gdzie indziej, tutaj nie ma na to miejsca.

      Usuń
  28. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  29. Wybaczcie mi kochani, ale wyłączyłam możliwość anonimowego komentowania. Chcę móc namierzyć IP delikwentów, którzy będą rzucać takie oskarżenia. Dość przeszłam, kurwa, żeby teraz tracić nerwy na takich ludzi.
    Coś Ci powiem "anonimie"
    Lekarze powtarzają, że cholerstwo wróci, łażę z rurką pod skórą, radioterapia się przesuwa przez to, każda wizyta w DCO wywołuje u mnie zawroty w głowie i wymioty, swoje przeszłam i pewnie jeszcze przejdę! Jeśli rak wróci, prawdopodobnie nie będę mogła skorzystać z chemioterapii, a już na pewno nie chcę. Będę musiała chwycić się innych metod, w które może nie wierze, ale co mi pozostanie? Na to odłożyłam tę uzbieraną kasę- na umieranie, kurwa mać, na ostatnią deskę ratunku, choć jeszcze nie wiem czym ona będzie.
    Jak ktoś kurwa zazdrości, albo mu żal dupę ściska, to mu z chęcią oddam kasę i chorobę i cały ten strach i lęk, który codziennie muszę pokonywać by żyć normalnie. Masz mojego raka, masz mój ból i strach i kasę, która wydaje Ci się "wielka" a jest kroplą w morzu potrzeb większosci osób chorych.
    Trzęsie mnie jak pomyślę, że ludzie mogą tacy być - najpierw Ci współczują i chcą pomóc a jak jest lepiej (CUDEM KURWA!) to by Ci nóż w plecy wbili. To samo obserwowałam u Ś.P. Magdy (Xeny) i innych dziewczyn zbierających kasę na leczenie. Wtedy myślałam, że nigdy nie będę tego robić, żeby tego nie przechodzić- hejtu i wysłuchiwania obrzydliwych oskarżeń. Rzygam tym, rzygam zawiścią i szukaniem wszędzie oszustów. Nie wiem w jakim świecie żyjesz "anonimie" ale współczuje Ci, że jesteś tak krótkowzroczny, małostkowy i zawistny. Wokół mnie są cudowni ludzie, od których dostałam nadzieję, dzieki którym czuję się zabezpieczona w razie "W". Zachorowałam zbyt młodo, by dostać rentę i nie mam ANI KURWA GROSZA znikąd. Zerowy dochód. Tak, mogłabym wszystkie pieniadze rozpierdolić, tak jak Ci się wydaje - przepić, przejeść, cokolwiek, gdyby miało mi to pomóc to bym tak zrobiła, ale żyję na pierdolonej bombie i mam wyrok śmierci w zawieszeniu, nie wiadomo na ile. Jebnij się w łeb nim kogoś oskarżysz, załóż czyjeś buty i spróbuj się przejść - szybko byś się przewrócił, bo nie wierzysz w ludzi. A ja wierzę, a oni wierzą we mnie i tylko dlatego tu jestem, walczę i żyję. I we wtorek rano zamiast wstać z uśmiechem na ustach myślę o takich małych zawistnych ludziach i psuję sobie humor.

    A wam kochani, życzę miłego dnia i mam nadzieję, że nie jesteście źli za zmianę zasad komentowania.

    OdpowiedzUsuń
  30. Jesteś piękna, jesteś madra, jesteś silna. Podziwiam Cię i ślę ciepłe myśli. A ci co piszą takie pierdoły to huj z nimi. Walcz kobieto! A resztę miej w dupie! :-*

    OdpowiedzUsuń
  31. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  32. Świetny wywiad, jesteś wielka dziewczyno i masz dużo pozytywnej energii w sobie. Fantastycznie było Ciebie usłyszeć <3

    OdpowiedzUsuń
  33. Nowa czytelniczka trzyma kciuki z calych sil !!! Jestes wielka Aniu !!! Uwielbiam Cie czytac <3 Powodzenia w walce z gadzina ! <3 Caluski. Ewa.

    OdpowiedzUsuń
  34. Anuk, świetnie piszesz! Twoje posty czyta się jednym tchem. Płyne razem ze słowami, które nam przekazujesz. Pięknie pokazujesz jak walczysz. Stanowisz wzór do naśladowania. Przynajmniej dla mnie jesteś.

    OdpowiedzUsuń
  35. Czytam Twojego bloga i tak bardzo Cię podziwiam i jednocześnie dziękuje za taką dawkę pozytywnej energii i nastawienia do życia! Ostatnio podjęłam decyzję, że zrobię sobie badania genetyczne bo jestem bardzo obciążona i nawet już znalazłam miejsce http://www.euroimmundna.pl/15-mutacji-7-genach więc zobaczymy co z tego wyjdzie..

    OdpowiedzUsuń