piątek, 17 października 2014

BURAK-GAME level 2

Nigdy nie lubiłam nosić czegoś na głowie. Latem w kapeluszu jest za gorąco, zimą włosy pod czapką robią się oklapnięte i szybko się przetłuszczają, chusty natomiast, choć szalenie mi się zawsze podobały, zsuwają się z głowy i nie wyglądają już wtedy tak atrakcyjnie. Dlatego też całe moje dorosłe życie, jeśli nie musiałam (jedynym powodem mogły być przemarznięte uszy) to nakryć głowy nie nosiłam. Nie spodziewałam się, że kiedyś po prostu zostanę do tego zmuszona (na dodatek nie przez moją mamę:)
 
level 2: Chemical sister

 
cel 1: zdobycie magicznej many
cel 2: przetrwać... 

 
dzień 1:

 
Poprzednia misja skończyła się na diagnozie, ale to tak na prawdę dopiero początek tej gry. Od razu po odebraniu wyników lekarz skierował mnie do rejestracji, żebym oddała swoją kartę i zarejestrowała się na następny dzień do Onkologa od chemioterapii (Alchemik +150 do wiedzy o magicznych miksturach). Miła Pani z okienka powiedziała, ze nie muszę zjawiać się o świcie, ale tak około 8-9. Szczerze mnie to ucieszyło, gdyż podejrzewałam, że emocje mogą nie pozwolić mi spać (na szczęście tylko do trzeciej rano:)
Punktualnie o godzinie 8.17 zjawiłam się pod gabinetem 112 wraz z moją przyjaciółką Martyną (która dzielnie dotrzymywała mi towarzystwa, dodawała otuchy, a głównie to pozwalała zapomnieć o okolicznościach przyrody gadając ze mną o bzdurach; serialach, ciuchach, kosmetykach i naszym ulubionym temacie: JEDZENIU:) Jeśli ktoś nigdy nie był w DCO zapewne nie wie jak klaustrofobiczne mogą być korytarze w przychodniach - jeśli ludzie siedzą w poczekalni (a jeszcze nigdy nie widziałam, żeby była pusta), ledwie można się przecisnąć korytarzem. Zaś szczęśliwcy, którzy zajęli krzesełka i zapomnieli wziąć ze sobą czegoś do czytania (albo przyjaciółki:) mogą co najwyżej wgapiać się w ścianę pomalowaną beżową farbą olejną. Niezbyt miła perspektywa biorąc pod uwagę ilość spędzonego pod gabinetem czasu. Zajęłyśmy kolejkę i znalazłyśmy sobie jakieś miejsce zdala od ludzi przy oknie (zdaję się, że są całe dwa okna, które wpuszczają nieco światła na piętro, ale mieszczą się zdala od gabinetów dlatego nikt tam nie siada) Przede mną była kilka osób, więc zdążyłyśmy wypić 2 litry kawy, obejrzeć na tablecie kilka filmików na youtube, przejść się do sklepu, do ubikacji, znowu do sklepu i kiedy dochodziła godzina 11.30 nagle Pani Alchemik wyszła z gabinetu i powiedziała, że musi się udać na konsylium. Inni pacjenci w poczekalni wyjasnili mi, że to takie spotkanie lekarzy dotyczące pacjentów szpitala, których przypadki nalezy przedyskutować (+10 do wiedzy szpitalnej) Ile to potrwa? Nikt nie wie.
Pani doktor zjawiła się powtórnie ­- UWAGA- około godziny 13.30. W koncu doczekałam się konsultacji. Pani Alchemiczka okazała się bardzo energiczną i całkiem sympatyczną babką z mentalnym jajem. To już druga osoba (!), od której czegoś mogłam się dowiedzieć. Po wnikliwym wywiadzie i badaniu napisała mi szereg skierowań na różne badania i kazała jutro to wszystko zrobić i zjawić się u niej ponownie. Po zaledwie sześciu godzinach udało mi się wyjść z przychodni! Jupi! Już nie mogłam doczekać się jutra! 
Tego dnia jednak czekała mnie jeszcze wizyta u lekarza, który w tym wszystkim mi pomógł i tym razem również mnie nie zawiódł. Pojechałam do niego zaraz po wizycie w przychodni z łomoczącym sercem, trzymając w ręce wyniki biobsji. Doktor T. pozwolił mi wejśc z Martyną (mam nadzieję, że nie pomyślał, że to moja życiowa partnerka:), obejrzał wyniki i powiedział:
- Wyleczymy to, Pani Aniu. Najpierw trzeba zadziałać agresywnie chemią, a jak to się zmniejszy to wytniemy guza. W Pani przypadku uda nam się zachować pierś i przeprowadzić tylko częściową mastektomię. najnowsze badania wskazują, że ten przypadek możemy w 100% wyleczyć.
Te słowa z powiązaniu z jego radiowym głosem oraz aurą spokoju totalnie mnie wyluzowały i od tamtej pory już żadna czarna myśl nie zagnieżdża się w mojej głowie:)


dzień 2: 

 
Tym razem towarzyszył mi przyjaciel mojego... R. (nie cierpię słowa partner, chłopak, facet jako okreslenie osoby z którą się żyje i którą się kocha, mąż też brzmi głupio, więc będę pisać R.:) Kudłaty, bo taką ma ksywę, jest osobą bardzo przydatną i pełną specyficznego humoru. Kto go poznał, raczej go polubił, jeśli się nie wystraszył jego bezpośredniego podejścia do...wszystkiego:) My go w każdym razie uwielbiamy. Wracając do sedna, miałam do zrobienie kilka badań, więc musieliśmy podejść do tego strategicznie. Poszłam najpierw na badanie krwi, zajęłam miejsce w kolejce na ekg serca, zajęłam miejsce w kolejce do ginekologa, poszłam w międzyczasie na TK klatki piersiowej, potem odczekałam swoje pod gabinetem ekg i na koniec pobiegłam do ginekologa, gdzie jeszcze zdążyłam na swoją kolej (+25 do ogarnięcia) Zdążyliśmy jeszcze pójść do sklepu a potem odebrać wyniki. Wyglądało na to, że wszystko jest ok i będę mogła zacząć chemię.


dzień 3 (i kolejne):

Znowu gabinet 212 i kolejka do Pani alchemik. Udało mi się wejść po (bagatela!) czterech godzinach przesiedzianych w poczekalni. Pani doktor na wszystko spojrzała, powiedziała, że mogę iść na pierwszą dawkę magicznej mikstury i wysłała mnie do jaskini białych dam gdzie zaaplikują mi odpowiednie płyny.
Zawędrowałam do szpitala w odpowiednie miejsce, atam znowu kolejka. Łyse Panie w perukach  i łysi Panowie czekają na swoje mikstury. Kiedy w końcu nadeszła moja kolej to jakaś inna czarownica chaosu w peruce wepchnęła się przede mnie. Ok, mogę poczekać (w ciągu 3 dni zdobyłam jakieś 50 punktów cierpliwości)
Kiedy w końcu weszłam do jaskini moim oczom ukazała się dość duża sala gdzie stały: cztery łóżka, 6 foteli podobnych do dentystycznych i 12 krzesełek. Do każdego z miejsc była przyczepiona jedna osoba, a do niej stojak z miksturami. Niektórzy mieli woreczki z czerwonym płynem, inni z przezroczystym. Mnie przydzielono trochę czerwonego i trochę przezroczystego (mana magiczna i mikstura życia z tego co się zorientowałam). Niestety okazało się, że moje żyły nie chcą współpracować z Białymi Damami - ukryły się gdzieś głęboko i nie dają się nakłuć (wcale im się nie dziwię) Jakaś starsza Biała Dama poradziła, żebym podeszła do zlewu i moczyła ręce aż do łokci w gorącej wodzie przez 10 minut. Dziwna to praktyka powodująca zaczerwienie rąk i dużą wilgotność podłogi, ale podobno skutkuje wyjściem żył na powieżchnię. I faktycznie, udało się, choć wcale nie było łatwo.
Zostałam doczepiona do krzesełka i kazano mi tam siedzieć dopóki wszystkie mikstury nie zostaną wchłonięte. Trwało to ponad dwie godziny.





Po chemii nieco dziwnie się czułam. trochę kręciło mi się w głowie, trochę było mi niedobrze, ale najgorsze zaczęło się po kilku godzinach. Odruch wymiotny, osłabienie i brak apetytu to objawy, o których lekarze wspominali, że mogą się pojawić. Nikt natomiast nie powiedział mi, że dostanę premię +500 do węchu! Nigdy w życiu zapachy nei były mi tak bliskie i tak bardzo mnie nie odrzucały! Na szczęście to wszystko tymczasowy efekt, który trwał ok 4-5 dni. Innym efektem ubocznym miało być wypadanie włosów - kobieta, która obok mnie pobierała magiczną miksturę powiedziała, że ona straciła włosy po 2 tygodniach od pierwszej chemii. 


Lekarz potwierdził.
Ja potwierdzam.


Dziś minęły dokładnie dwa tygodnie od pierwszej magicznej i włosy wyłażą garściami. Wieczorem czeka mnie ścięcie na łyso (+10 do opływowości, tylko na co mnie to w domu?:D) Tymczasem przymierzam chusty, które niedawno sobie zakupiłam, gdyż peruki nosić nie będę! (o wyprawie po perukę, wielkiej głowie, chustach i wizycie u dr.RZ w kolejnym poście)


Tutaj ja w turbanach - ten pierwszy to chusta przyszyta do opaski, a drugi to taka specjalna "czapeczka" do której doczepiłam chustę (taki trochę styl jak z bajki Disney`a Alladyn:D)


Nawet jestem podekscytowana możliwościami kombinowania z turbanami i wymyślania nowych wiązań. Może mam pożyczy mi maszynę i pokaże wam jak zrobić sobie turban i nie przepłacać w "specjalnym" sklepie z wyposażeniem dla łysych?:) (nie mówię tu o sklepie kibica:)

Do następnego!

8 komentarzy:

  1. Motyw z bonusowymi punktami mnie powala. U mnie masz +100000 za podejscie i + 50 do stylówy za chusty.

    Kaczka

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam z niecierpliwością na instrukcje turbanowe :) pozdrawiam
    Viola

    OdpowiedzUsuń
  3. Aniuuuu. trzymam kciuki!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Anka, trzymamy kciuki za Twoją walkę.

    OdpowiedzUsuń
  5. + 300 do klasy i szyku za turbanu!
    Pozdrawiam
    Przyszywana kuzynka Hanna Mateuszowa

    OdpowiedzUsuń
  6. Witaj Aniu. Znalazłam stronę dr. Ewy Dąbrowskiej. Tam są wszystkie info na temat sposobu i miejsc leczenia przez nią.
    Dzisiaj kilka godzin przegadałam z moja przyjaciółką, głównie na temat zdrowia. Umówiłyśmy się na post warzywny, po zebraniu bardziej szczegółowych informacji na ten temat. (mamy 37 i 41 lat). Nasz cel to podreperować nasze organizmy i zapobieganie potencjalnym chorobom na przyszłość. Być może i Ciebie to zainspiruje. Pozdrawiam ciepło! :) Dorota
    Poniżej link do strony:
    http://ewadabrowska.pl/

    OdpowiedzUsuń
  7. ojeeej, tyle się napisałam i znikło, Aniu,Byłam w podobnej sytacji, diagnoza guz, ale nie poddałam się ani chemi, ani operacji, łyskaniu, dostałam od koleżanki wilkakorę i jakies miksturki i dięki Bogu, po roku usechł :d Trzymaj się, niech humor cię nie opuszcza , bo myslenie pozytywne, to najwazniejsze w tym .

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej Aniu! Smutna wiadomość, że chorujesz, ale bardzo fajnie piszesz i ładnie wyglądasz w turbanie:) Czytam, oglądam, kibicuję i podziwiam ilość energii oraz poczucia humoru. Ściski i pozdrowienia z Krakowa:-*

    OdpowiedzUsuń