poniedziałek, 23 lutego 2015

LEVEL VII: Batalia o cycek

Co za emocje! Czasami ich brakuje w tej grze w BUraka, czasami jest aż nadto. Ostatnie kilka dni było intensywne, miłe i niemiłe, ale takie jak lubię. Burzliwe i waleczne, ale chyba ten level zaliczony na 5. Kolejny szykuje się też ciekawy, niebezpieczny...ale to będzie już inna historia. Dzisiaj bohaterami wpisu będą: Anuk (czyli ja walcząca z BUrakiem, nfzetem i przeciwnościami losu, głupotą ludzką i nieludzką), Alchemiczka Dr D (kobieta konkretna i ludzka, empatyczna i mądra, która przejęła się moją sprawą i przejęła prowadzenie mojego przypadku na moje szczęście i nieszczęście BUraka) oraz Dr T, który od początku przewija się w moich wpisach (chirurg mądry, ceniony, o innowacyjnym podejściu. Przed diagnozą mi pomógł, po diagnozie postawił mnie do pionu a teraz będzie mnie ciął!) 
No to zaczynajmy!

Tym, którzy nie śledzą od początku mojego bloga, oraz tym nieuważnie czytającym i tym z pamięcią złotej rybki pokrótce przypomnę jak to było od początku... 

Wyczułam guza, poszłam na usg do przychodni - tam Pani radiolog zrobiła smutną minę i wysłała mnie do DCO. Totalnie zagubiona i "nicniewiedząca" wówczas, udałam się gdzie polecono. Zaczęła się ta zawiła gra... W DCO przyjęła mnie pierwsza czarownica - w szybkość rośnięcia guza nie uwierzyła, kręciła nosem, przewracała oczami, naprychała i nakrzyczała na mnie. Termin badań dostałam za trzy tygodnie i dowiedziałam się, że nigdzie nie mogę zrobić prywatnie takowych, bo tutaj ich nie będą uznawać...Sytuacja bez wyjścia (?).
Na szczęście koleżanka poleciła mi innego lekarza z DCO i do niego postanowiłam się udać. I tutaj wkracza nasz super-bohater Dr T. Udałam się do niego lekko przerażona. On mnie zbadał i po raz pierwszy ktoś cokolwiek mi powiedział. Spokojnie i klarownie - co to może być i jak to wyleczymy - podkreślam "WYLECZYMY". Choć jeszcze wtedy wierzyłam, ze to nie rak, jednak słowa te mnie uspokoiły i pozwoliły spać w nocy. Ale to nie było najważniejsze - dr T uwierzył w hiper-szybkość wzrostu mojego buraka i powiedział, że postara się przyspieszyć badania. Udało się, już po 5 dniach miałam zrobione USG Mammo i biobsję. Po minach radiologów z podziemi budynku B widziałam, że nie jest dobrze. Nie było, po 7 dniach dowiedziałam się, że to rak - dowiedziałam się w sposób brutalny i przygniatający do ziemi od złego czarnoksiężnika Oż - "TO PANI TEGO WCZEŚNIEJ NIE WYCZUŁA??" (wyczułam, tylko chciałam zobaczy Pana głupią minę...:/) "TO JEST TAKI RAK, CZEKA PANIĄ DŁUGIE LECZENIE (O ILE SIĘ UDA)". Wyszłam, poryczałam się potem się uśmiałam i stwierdziłam, ze nie będę się leczyć bo nie ma sensu. Sprzedam chatę, jadę na Bali czy inne Kanary, i ostatnie lata czy też miesiące życia będę się bawić do upadłego... Na szczęście moja kochana przyjaciółka Mar i mój poco-mąż powiedzieli - LEĆ DO DR T!
Tak też uczyniłam i po raz kolejny nasz bohater pomógł mi podjąć decyzję - dobrą jak sądzę. Poszła ze mną MAR (bałam się, że mogę nic nie zapamiętać:)) i słuchała jak to mnie poddadzą leczeniu i jak to z tego wyjdę. DR T nas przekonał, uspokoił i wyszłam stamtąd prawie się ciesząc, że mam raka :) 
I tak zaczęła się moja gra. Dwa dni później po kilkugodzinnym czekaniu na korytarzu poznałam alchemiczkę dr D- drugą dobrą duszę w królestwie anty-raka, w której wszędzie pałętają się źli czarnoksiężnicy i złe czarownice czyhający na zagubionych pacjentów ( w dupie mam czy są dobrymi fachowcami, ludzi to oni nie lubią). Dr D była drugą osobą, która zainteresowała się moim losem, porozmawiała i wytłumaczyła, skierowała na badania i jakoś uspokoiła. I nagle zrozumiałam, że muszę walczyć i trzymać się tych dobrych postaci oraz uważnie przyglądać się każdemu kogo spotkam. 

Resztę już mam nadzieję pamiętacie:) Skończyło się ostatnio na tym, że guz, który zmalał bardzo po 4 chemiach czerwonych wziął i się otorbielił po zmianie magicznej many na taksany. No i poprzednio usłyszałam od Pani Ordynator, że to w sumie chyba dobrze. A w poniedziałek okazało się, że w zasadzie to nic się nie zmieniło i to niedobrze. A pani radiolog z podziemnej krainy oznajmiła, że to takie dziwne i nietypowe i nie wie o co w tym chodzi. Trochę zwątpiłam. Ktoś tu mnie jak zwykle okłamuje albo sam nie wie jak jest.

Alchemiczka D się zmartwiła i powiedziała, że czas operować, nie ma na co czekać. Więcej chemii mi nie dadzą, bo nie ma po co mnie truć. Poczułam motyle w brzuchu (nie takie jak przy zakochaniu tylko takie jak przed skokiem na bungie) Przed weekendem byłam u DR T i ustaliliśmy operację na kwiecien - co więcej - operację oszczędzającą (czyli z zachowaniem cycka). Dr T ma podejście nowoczesne, może jak dla reszty lekarzy w Polsce ryzykowne, ale jakoś mu ufam (komuś muszę).
Cały bajer z tą mastektomią polega na tym, że jak guz jest duży to się obcina całego cycka, bez dyskusji. Tyle, że na zachodzie się od tego odchodzi, bo się okazuje, ze jak jest dobrze wszystko wycięte (tkanka, która była zajęta przez komórki rakowe) to prawdopodobieństwo nawrotu wcale nie jest większe niż przy obcięciu całości (może wrócić w miejsce blizny tak czy siak). Od początku z DR T rozmawialiśmy o oszczędzającej - bo jest z czego ciąć u mnie, a i drugiego cycucha się podciągnie i będą obie jędrne jak nigdy:) Nie, żebym się jakoś upierała, bo zdrowie najważniejsze, ale doktor mówi, że to bezpieczne... A tu nagle stanęłam w obliczu nagłej operacji. Więc od razu mówię, że chcę Dr T i nikogo innego...i tu zaczęły się schody. 
Zamiast dr T przysłali mi Panią Dr S na konsultacje w sprawie nagłej operacji. No dobra, ale przecież ciąć mnie od razu nie będzie...Przyszła taka w białym fartuchu i każe się rozbierać. A w międzyczasie pyta: "A Pani do DR T gdzie chodziła na wizyty? tutaj czy prywatnie"? Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy i bąknęłam, ze i tu i tu. Oblicze Pani DR spowił ironiczny uśmieszek "I pewnie Pan DR chce zrobić operację oszczędzającą?" No tak, bo od początku zrobił mi wszystkie badania, rezonans, dokumentację fotograficzną, ryzunki na folii, wszystko, zeby dokładnie później usunąć rakowe miejsce...
W tym miejscu Pani Dr (przy 4 innych pacjentkach w sali) wypala "Pan Dr T i jego głupie pomysły!" 
Trochę mnie to zaskoczyło i wgięło, bo takiego nieprofesjonalnego i żenującego podejścia ze strony lekarki się nie spodziewałam. Rozumiem - inne zdanie. Może uważa, ze mastektomia całkowita jest bezpieczniejsza, lepsza, ale nosz kuźwa, to się używa argumentów a nie podważa dobre imię i autorytet kolegi z oddziału! Potem Pani dr stwierdziła, że skoro jestem taka uparta, to "za wszelką cenę należy mi podać chemię do końca" (mimo iż taksany nie działają jak powinny) I poszła sobie. Pani Dr D chyba też nie wiedziała co myśleć, powiedziała tylko, że rozpisze mi chemię na jutro...
Jakże byłam podkurwiona tym wszystkim! W te pędy poszłam dzwonić do Dr T, żeby po raz kolejny mnie uratował, bo ja już nie wiem o co tutaj chodzi. 
Nazajutrz zjawił się mój ulubiony chirurg i poszedł debatować z alchemiczką. Ja w międzyczasie przeciągałam moment podłączenia chemii, bo wiedziałam, że ani Dr D ani Dr T nie chcą mi jej więcej dawać... Zamieszanie trwało ponad godzinę, bo lekarze biegali w mojej sprawie od gabinetu dr D do gabinetu Ordynatorki a ja czekałam w nerwach i strachu. W końcu Dr T zawołał mnie do siebie i oznajmił, że:
1. Chemię jeszcze jedną, ostatnią, dostanę na życzenie Pani Ordynator
2. Operacji dokona on, jeśli nadal chcę to oszczęzającej
3. Zabieg będzie 23.03.2015r i odbędzie się w Legnicy, gdzie również pracuje i jest tam podobno bardziej komfortowo
Ucieszyło mnie to mimo wszystko. Przynajmniej coś się wyjaśniło. Postanowiłam jednak nie zostawiać sytuacji z dr S niewyjaśnionej i powtórzyłam DR T jak jego kolezanka "pochlebnie" się wyrażała. Na szczęście On tez jest z tych co mają wyje*ane:)
Porozmawialiśmy sobie, ustalilismy szczegóły i teraz czekam na telefon. Będę musiała pojechać przed operacją na rekonesans do Legnicy.
Rozmawiałam później z DR D i powiedziała, że jestem w dobrych rękach bo DR T to świetny chirurg. Też tak myślę i tak czuję. Ufam swojej intuicji. Komuś/czemuś muszę :)

Taka to historyjka. Ostatni wlew magicznej many za mną (mam nadzieję i wierzę, ze ostatni w życiu) Przede mną operacja, naświetlania, badanie histopatologiczne w celu ustalenia jeszcze ewentualnego dalszego leczenia, hormonoterapia. Brzmi strasznie, ale się nie boję. Nie jestem głupia, strach pomaga rakowi ;)

Mam nadzieję, że to jakoś logicznie wszystko napisałam, bo przez bóle chemiczne wpis robiłam z przerwami kilka dni. Teraz leżę i kwiczę i robię sobie creepy selfies z nudów, bo za bardzo nic innego mi nie wychodzi (a wyglądam jak wyłysiały zawodnik sumo) 

Blog kulinarny ma opóźnienie, wybaczcie, ale nie zapomniałam...

Trzymajcie się w zdrowiu i spróbujcie mi tego torbiela myślami jakoś zmniejszyc ;)

Anuk

40 komentarzy:

  1. czesc Kochana ;)*
    nie wiem jak Ci doradzic ? przesylam linka "wszystko o raku piersi" http://www.onkologia.zalecenia.med.pl/pdf/PTOK_2013_05_Rak%20piersii.pdf
    mozesz tez, zerknac lub napisac o sobie na forum onkologicznym, tam udziela Ci fachowej informacji.
    http://www.forum-onkologiczne.com.pl/forum/
    Twoja decyzja wydaje sie sluszna. Sluchaj sie swojej intuicji ale warto , tez sie doinformowac
    na tych linkach ktore Ci polecilam (nie radze szukac w goole informacji mylnych i czesto straszacych zainteresowanego :)
    druga sprawa, czy robilas test na mutacje BARCA ? bo wtedy jest inny schemat leczenia.

    Bez paniki !
    pozdawiam
    cichosza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za linki. Ja już jestem doinformowana z miliona stron ;) wypytałam kilku lekarzy, mam wsparcie od amazonek i temat chyba wyczerpałam (przynajmniej mi się wydaje;) Post jest skrótowy, bo by nikt nie przeczytał gdybym napisała wszystko co wiem i co Pan Dr mi powiedział:) Miałam kilka miesięcy na przemyślenie decyzji i do ostatniej chwili nie wiedziałam, ale już wiem:) Jeśli wszystko pójdzie dobrze to będzie jak zadecydowałam. Zdaję sobie sprawę z możliwości nawrotu, z przerzutów, z wielu zagrożeń, ale na to nie do końca mam wpływ:)
      BRCA1 i BRCA2 robiłam i mutacji nie mam na szczęście:)
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. jestem z Tobą, walcz dzielnie jak do tej pory, rób głupie selfy, rób co masz ochotę ... i kurwa! nie poddawaj się! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Kondziu, że czytasz;) Już myślałam, że nikt zdrowy nie czyta, bo każdy ma dosyć rakowej-srakowej tematyki ;)
      Wierzę, że dobrze wybrałam i zaufałam odpowiedniemu lekarzowi (a ze wszystkich, których poznałam to on wybija się 100 pięter ponad;))
      I się nigdy nie poddaję, przynajmniej do tej pory ;)

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Dzien Dobry Futrzaku;) Kot dziękuje (futrzaki są spoko;))

      Usuń
  4. zalecenia się zmieniaja, to fakt
    podobno nawet w takiej sytuacji jak moja, kiedy tylko jeden wartownik jest zajety, nie usówa sie juz węzłów
    ja mam usuniete, niestety, to kalectwo

    trzymaj się:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No u mnie były zajęte dwa węzły, po chemii są czyste, ale mi usuną wszystkie "na wszelki wypadek".
      Wiem, że niektóre kobiety mają lęk przed zostawieniem piersi, bo wróci...ja tez trochę mam, ale on mi nic nie pomoże, więc leję na niego. A cycka mieć a nie miec, niby nic, ale jakoś się do niego przyzwyczaiłam...

      Usuń
    2. ważna jest jakość życia, bardzo
      smutek po stracie piersi też jest rakotwórczy:)

      Usuń
    3. To samo mówi mój lekarz;) Nikt nie patrzy na to, że zadowolona kobieta jest zdrowsza;)
      Gdyby nie było takiej opcji to bym przezyła, ale skoro jest i jest bezpieczna? Już zdecydowalam, nie ma co gdybać...

      Usuń
    4. Podpisuję się pod Rybeńką !!!!!!!
      Ja miałam węzły czyste, a mimo to mi je usunięto i pierś też. Przeżywam to okrutnie do tej pory, bo byłam niedoinformowana.
      Powodzenia i nie bój się swojej decyzji. Wierz, że jest słuszna, bo brak piersi i węzłów to kalectwo....., jak można ją zostawić to bardzo dobrze !!!!!

      Usuń
  5. Anuk kibicuje Ci bardzo!
    Kot cudny,uwielbiam czarne koty...wszystkie koty w sumie:))

    OdpowiedzUsuń
  6. Trzymam kciuki, a Ty rozpieszczaj się ile wlezie:))))

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej hej! Ja czytam:) I niecierpliwie czekam na kolejne wpisy, bo... świetnie piszesz ;) a poza tym trzymam kciuki u rąk i stóp !!! Pozdrowienia ;) Daria

    OdpowiedzUsuń
  8. U mnie sytuacja była zgoła odwrotna... Chirurg, który będzie mnie operował był urażony że odrzucam jego propozycję oszczędzającej, że za wszelką cenę chcę mastektomii.pewnie zawsze będę się zastanawiała co by było gdyby... Ale mój strach w nawrót skurkowanca jest zbyt wielki. Życzę Ci, podobnie jak sobie, aby wkrótce ten koszmar był tylko wspomnieniem ciężkich chwil, które trzeba było przejść by stać się niezwyciężoną babką!! Będę podczytywala i kibicowała! Moja operacja w połowie kwietnia ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurcze już odpowiadałam na twój komentarz i gdzies ucieklo:)
      Wiele kobiet nie chce już swojej piersi po raku, ja jakos się przyzwyczaiłam:) Jeśli wróci to obetnę, ale najbardziej boję się, że będą przerzuty, to dużo gorsze niż nawrót do cycka. Ale przecież strach nic nie zmieni:)
      dzieki że zajrzałaś;) Trzymam kciuki za operację.

      Usuń
    2. To nie tak, że nie chcę. Bardzo chciałabym go zachować. Jak bardzo chyba tylko ja wiem... Boję się, że w jakikolwiek sposób zwiekszylabym ryzyko nawrotu. Zresztą do oszczędzającej należałoby mieć słuszną pierś, a nie takie rodzynki jak ja... Swoją drogą ironią losu jest mieć raka piersi prawie nie mając piersi...
      Trzymaj się dzielna Kobieto!!!

      Usuń
    3. Świetne! "mieć raka piersi, bez piersi" ;) Trzymam kciuki!

      Usuń
    4. no mężczyźni też miewają raka piersi "bez piersi" :)

      Usuń
  9. Prosisz to masz: myślami zmniejszam tego torbiela.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Czytam,trzymam kciuki,musi byc dobrze!!!!
    Pozdrawiam cieplutko z siersciuchami tez czarnymi:)

    OdpowiedzUsuń
  11. trafiłam na Twojego bloga przypadkiem, wałęsając się po necie.. Muszę przyznać, że nie znam wielu zdrowych osób, które byłyby tak pozytywne i tak zarażały optymizmem, jak Ty! Taka osobowość, takie poczucie humoru :) przesyłam wiele ciepłych myśli, jak najwięcej!!!! Asia

    OdpowiedzUsuń
  12. Witam ;-)
    Myślę, myślę, myślę i niech się zmniejsza raczysko ... ciskam w niego piorunami, może być?
    Czytam Cię od początku ;-) Trzymam kciuki mocno za powodzenie operacji.
    Życzę dużo sił w dalszej walce i oczywiście zdrowia pełnego. Niech wytną, niech idzie w cholerę i nie waży się wracać.
    Gratuluję podejścia i takiego opisu na luzie. Miło się to czyta.
    Trzymaj się !

    OdpowiedzUsuń
  13. ...miło się to czyta....w sensie wyczuwając Twoje podejście, humor i taką spoko babkę ;-) Oczywiście wolałabym tu czytać o nowym sposobie na schabszczka niż o raczysku....i najlepiej jakby go nigdy nie było. Wyjaśniam bo ktoś by mnie mógł źle zrozumieć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zrozumiałam;)
      ja tam tez bym wolała, żeby go nie było, ale gdyby go nie było to i ja byłabym inna;) Wielokrotnie mówiłam, że rak wcale nie jest tym najgorszym co mnie w życiu spotkało. Dał mi wbrew pozorom dużo dobrego, chyba więcej niż zabrał. Mam tylko nadzieję, że sobie pójdzie w porę, bo mimo wszystko nie jest mile widziany:)
      Dziękuję, że zaglądasz i zapraszam w przyszłości, postaram się niedługo coś skrobnąć. A co do schaboszczaka - zapraszam na dzisiaj świezo twarty mój blog kulinarny jadaczka.blogspot.com :)

      Usuń
    2. Ten rak w Twoim cyculku jest doświadczeniem paskudnym, ale skoro dobro dał i wniósł w Twoje życie coś nowego, wartościowego to jest na plus . Teraz tylko niech znika tak szybko jak się pojawił.
      Będę zaglądać, na bloga kulinarnego też już kukłam i fajnie się zapowiada.

      Twarzowe nakrycie głowy ;-) Pyszczuch mój aż sam się uśmiecha do Ciebie za ten dystans.
      Bardzo dobrze. Podejście odpowiednie to już połowa sukcesu i tym tego sokorupiaka skutecznie też zawalczysz.
      Powodzenia !

      Usuń
  14. i ja też chyba muszę nieco uzupełnić swoją wypowiedź :)żebyś nie czuła presji, żeby zawsze być tą zabawną, optymistyczną, z jajem - czasem trzeba posmęcić, posmucić, wyrzucić z siebie,a na pewno znajdzie się tu sporo osób, które pocieszą i przytulą - choćby wirtualnie :) pozdrawiam ponownie. asia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję;) Nie czuję presji, jestem jaka jestem, ale nie lubię uzewnętrzniać swoich smutków - to fakt:) Może dlatego, ze zawsze byłam marudą a odkąd jestem chora zrozumiałam, że do niczego to nie prowadzi tylko do ogóolnego wkurwienia na siebie i innych na mnie;) kiedy mam zły humor to potrafię przepłakać kilka godzin, ale zdarza się to rzadko - szkoda mi życia na to:) Poza tym strasznie nie lubię jak ludzie próbują mnie pocieszać - tylko obecność może to zrobić, przez neta się nie da;) Ale dziękuję za wsparcie i zapraszam do następnych wpisów;)

      Usuń
  15. Jesteś super kobietka:-)
    mój cycek był za mały żeby zostawiać go, po wycięciu guza z właściwym marginesem niewiele by zostało i zbyt ciekawie by pewnie taki kikutek nie wyglądał
    jednak nie pierś w tym wszystkim jest najważniejsza, tylko nasze zdrowie, całokształt bym powiedziała, a Twoje podejście do zdrowienia jest zajefajne;-)
    z całych sił trzymam kciuki żeby wszystko poszło jak powinno, żeby ta "przygoda"ze srakiem jak najszybciej pozostała złym wspomnieniem

    OdpowiedzUsuń
  16. Jesteś osobą o pieknej duszy i wspaniałym poczuciu humoru.
    Nawet,gdyby,nie daj Boże,musiano podjac decyzje o radykalnej operacji - masz mnostwo innych atrybutów kobiecości.
    Imponujesz madrym dystansem - twoim nakryciem głowy po prostu sie zachwyciłam.Życzę Ci dużo,duzo siły,pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  17. Jak Ciebie czytam to jakbym widziała swoją historię, debaty "specjalistów", niedomówienia, niepewność co robić. Było bardzo podobnie, jednemu zaufałam, reszta nie podzielała do końca opinii. Wiem jedno, bo sama siedzę w tej "służbie zdrowia", połowa tych wyżej wymienionych w cudzysłowiu to niedouczeni partacze, każdy jest najmądrzejszy i tak jak napisałaś nie lubią ludzi. Najgorsze jest to, że to Ty sama musisz podjąć decyzję. Ja wiem, że podjęłam dobrą decyzję. Ty też, pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  18. Hej Anuk!!! Czy Ty się czasem nie lenisz z wpisami??

    OdpowiedzUsuń
  19. Hej Anuk !
    Trzymam kciuki za zabieg ;)

    OdpowiedzUsuń
  20. hej , zaglądam tu do Ciebie i myślę ciepło. Powodzenia!!

    OdpowiedzUsuń
  21. Anuk, odezwij się, że u cię wszystko dobrze!

    OdpowiedzUsuń
  22. Anuk...powodzenia w czasie operacji.Jestes w doskonalych rekach i tego sie trzymaj. Czytajac Twojego bloga widzialam siebie a i dr T tez w mojej historii wystepuje :))) i jako operator tez. A wyrazanie opinii o kolegach to widze ze tam to standart...mamy to wpisane w pakiet.

    OdpowiedzUsuń
  23. Operacji sie nie bojaj :)
    to taki zabieg jakby

    wiem, ze jestes twarda sztuka
    i nam wszystkim tu ladnie wszystko opiszesz
    sciskam i :***

    taka sobiejedna

    OdpowiedzUsuń
  24. Trzymam za Ciebie kciuki !!!!

    OdpowiedzUsuń
  25. Trzymam kciuki podziwiam i zapraszam do siebie http://pinkglove73.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń