piątek, 1 kwietnia 2016

ZUS-y, srusy i blondasy

Od wielu dni zabieram się za pewien temat i wciąż coś mi nie wychodzi. A to komputer się zawiesi, a to leżę w łóżku chora, a to mi się nie chce. Teraz właśnie zaliczam trzecią opcję i odkładam temat na potem, a co tam. W końcu postanowiłam robić tylko to co chcę robić, chociaż nie zawsze się to udaje...

Leczenie nadal trwa, chociaż na luzie i bez chemii tylko z herceptyną, która mam nadzieję uchroni mnie przed burakiem na dobre. No ale jakby nie patrzeć minęło już półtorej roku od diagnozy. Pół roku zwolnienia lekarskiego i rok zasiłku rehabilitacyjnego. Fajnie by było wrócić do pracy, ale jak wcześniej wspominałam, nie mam dokąd wracać. Gdzieś po drodze pojawiły się możliwości na pracę dorywczą, ale póki co nie zapeszam. Postanowiłam poprosić ZUS nasz kochany o rentę. Chociaż na tyle, żebym doszła do siebie i skończyła leczenie, by móc w pełni sił rzucić się w wir pracy.
Wniosek złożyłam, na komisję się udałam, rentę na rok dostałam (2 grupę). Jak wiadomo kasy niewiele, ale ubezpieczenie jest i można leczyć się dalej i do renty ewentualnie dorobić (legalnie można na szczęście). Niestety po tygodniu od szczęśliwego orzeczenia dostałam papierek z Zusu, że decyzję lekarza orzecznika podważyli i na komisję ponowną mnie wzywają. Cóż było począć? Wzięłam ciężką teczkę z dokumentacją choroby i pomaszerowałam na komisję. Tym razem miało być trzech lekarzy.

Tak jak podejrzewałam, stwierdzono, że jednak do pracy się nadaję i lekarka popełniła błąd uznając mnie za niezdolną. Poszłam tam gotowa do walki, choć kaszląca i z gorączką. W komisji zasiadało trzech lekarzy - trzech starszych panów, żaden z nich nie był onkologiem i żaden z nich nie był kobietą! To mnie zaskoczyło i zasmuciło, bo kobieta kobietę w takiej delikatnej kwestii jak rak piersi powinna zrozumieć. Niestety, lekarze ani nie rozumieli kwestii raka piersi ani niczego związanego z leczeniem tegoż schorzenia. Kazano mi się rozebrać do majtasów i tak mnie macali, wypytywali, mierzyli, kładli i stukali młotkiem w kończyny. Powiedziałam o wszystkich swoich niedomaganiach i ułomnościach. No prawie - zapomniałam powiedzieć, że mam zaniki pamięci...paradoks :)
Doświadczenie to było dość osobliwe i trochę zawstydzające. Co prawda od półtorej roku widziało mnie już dziesiątki lekarzy i wszyscy prawie macali mnie po cyckach, ale Ci byli jacyś tacy oceniający i mało sympatycznie nastawieni. Wyszłam stamtąd skołowana. Nie wiem co postanowili - mam czekać do miesiąca na decyzję. A Ty, kobieto, pożycz kasę na rachunki i poproś znajomych o jedzenie... na szczęście tak źle nie jest, ale mogłoby być i nikogo to nie obchodzi, że kolejny miesiąc zostaniesz bez środków do życia.
Taki to ZUS. ZUS-srus.

W międzyczasie zachorowałam sobie na zapalenie oskrzeli i pożarłam tabun antybioli i innych tabletek. Herceptynkę mi przesunęli ze względu na chorobę, pojeździłam sobie po lekarzach, pospałam po 12h dziennie i było super. W końcu dzisiaj podano mi hercię i trochę lepiej się poczułam, więc wymyśliłam sobie rozrywkę - farbowanie włosów. Ostatnio byłam ruda i już mi się znudziło, więc postanowiłam znowu być blondynką, coby kolor włosów pasował do intelektu. Zakupiłam więc arsenał farb i przed 16 rozpoczęłam proces. Oto efekty:



Rozjaśnianie wielokrotne jest bolesne - nie polecam, ale czego się nie robi... Jak to dzisiaj powiedziała Alina: Trzeba cierpieć, żeby być pięknym.
Cóż, gdyby cierpienie było wyznacznikiem urody, powinnam być miss świata.
Ale nie ma tego złego, bo wpadła mi do głowy dzisiaj genialna myśl, która może to wszystko podsumować (godna Paulo Coelho):

W życiu nie ma porażek. Są tylko gorsze chwile, z których warto wyciągnąć wnioski.

I tym optymistycznym akcentem zakończę ten wpis, bez żadnego prima aprilisowego żartu. Tak, żeby być oryginalną.

Bywajcie w humorze!
Anuk


11 komentarzy:

  1. Anuku
    powtórzę!
    jesteś cudowna oraz Cię wielbię!!

    a historia ze Zusem..
    brak mi zagranicznych słów...

    OdpowiedzUsuń
  2. Cóż, Zus ma własne definicje zdrowia i choroby...
    Tezymam kciuki!

    OdpowiedzUsuń
  3. Na pewno decyzja jest pozytywna dla ciebie,do m-ca dostaniesz ją na piśmie.Ciekawe,ze ci tego wyraźnie nie powiedzieli.Gdybys miala watpliwosci,to dzwoń i pytaj w Zusie,bo przeciez musisz wiedziec na czym stoisz,zeby ewent.odwolac sie do sądu(bo rozumiem,ze skoro bylo 3 lekarzy ,to byla to tzw.komisja lekarska czyli pierwsza instancja odwolawcza).
    Poradzisz sobie z Zusem,spoko.
    Ladnie ci w blondzie,pozdrawiam
    Ala

    OdpowiedzUsuń
  4. Szanowna komisja zamiast oczywiście chorego, młoteczkiem powinna potraktować swoje szanowne głowy. A jeśli i to nie wystarczyło by, powinna z chorym onkologicznie dumnie kroczyć i towarzyszyć mu przy każdym zabiegu, chemii i całym tym cierpieniu..... a potem się mądrzyć i sknerzyć. Pozdrawiam i stawiam na blond:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Anuk, lubię Cię bardzo.... O!!!!!
    żonamietka

    OdpowiedzUsuń
  6. Anuk, zajebiście wyglądasz. Też chcę taki blond. Napisz proszę jak do niego doszłaś. Jak chłop krowie na roli ( krok po kroku) Zainspirowałaś mnie Nienawidzę już swojego koloru i w poniedziałek lub jutro robię akcję. Produkty widzę na zdjęciu ale nigdy nie rozjaśniałam sama. Teraz mam taki niby ciemny blond niby brąz chuj wie co.
    Całuję Libra

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ogólnie to trzeba uważać, ja spaliłam trochę sobie skórę na głowie po tym. Rozjaśnianie raz po razie jest niestety bolesne :/ piecze łeb strasznie. Przede wszystkim przed rozjaśnianiem nie powinno się myć głowy, najlepiej to rozjaśnianie sobie rozłożyć na 2 dni albo przecierpieć. Ja się uparłam.
      Najpierw zrobiłam dekoloryzację - wszystko kupiłam w rossmanie. Trzymaj jak najdłużej. Jeśli farbowałaś palettą może byc problem z usunięciem farby. Później mycie i odżywka na kilkanaście minut. Trzeba wysuszyć łeb i rozjaśnianie, ja najpierw rozjaśniałam joanny rozjaśniaczem http://www.bangla.pl/foto/prod//0043/d/739_01_6249.jpg i zostawiłam na godzine 10. Ten rozjaśniacz jest lepszy niż ten na zdjęciu, więc drugim razem bym kupiła 2 joanny. Jeśli włosy nadal będą żółte to jeszcze raz rozjaśniacz na 30 min. Oczywiście po kazdym rozjasnianiu kilkanaście minut odzywki. Używałam tej z farb (zawsze tak jakaś jest) ale warto zakupić jakąś rozjasniane wlosy. Potem farba mroźny blond i znowu odzywka oraz mozna zrobić płukankę tę na zdjęciu, ale bardziej polecam: http://sklep.hairlook.pl/wp-content/uploads/excellium-spray-upi%C4%99kszaj%C4%85cy-srebrny-100-ml.jpg Po kadym myciu na wilgotne włosy spryskać. to ze zdjęcia używam też, to jest serum do zniszczonych włosów. Teraz chcę jeszcze kupić sobie toner, można zamówić przez net, koleżanka polecała to, ale są też inne na allegro. Ważne, zeby to był zimny ton.
      http://www.sklep.beabeleza.pl/loreal-dia-light-9-02-50ml-koloryzacja-ton-w-ton,3,10940,6401

      Usuń
    2. Przepiękny kolor, z tym bólem skóry rozumiem. Ja niestety bardzo cierpię przy tak jasnym rozjaśnianiu nawet u fryzjerki, pękająca i krwawiąca skóra to pewnik przy blondzie u mnie :)
      Pełen szacun, trzymam kciuki za głupi Zus żeby tym razem podjął mądrą decyzję !

      Usuń
  7. Dzięki wielkie. Chyba rozłożę sobie na dwa dni rozjaśnianie. Na zniszczone włosy polecam oliwę z oliwek. Moje po farbowaniu były strasznie suche i zdechłe Polatałam cały dzień z oliwą na głowie ( w domu oczywiście ) i odżyły.
    Libra

    OdpowiedzUsuń
  8. Wyglądasz zabójczo kobito:-)

    OdpowiedzUsuń