niedziela, 29 stycznia 2017

Pozbawić godności - czyli przygody z systemem

Kto Ty jesteś?
Polak mały
Jaki znak twój?
Orzeł biały

Pamiętacie ten wierszyk? Jestem z rocznika w którym jeszcze uczono, żeby być dumnym z tego, że jest się Polakiem. Nigdy nie chciałam wyjeżdżać z tego kraju. Wydawało mi się, że jestem tu bezpieczna i ułożę sobie życie jak będę chciała. Nie przewidziałam, że zachoruję ani, że systemy prawne w tym kraju ułożone są tak, aby zgnoić najsłabszych.

Z jednej strony uczyli nas miłości do ojczyzny, z drugiej od najmłodszych lat wpajano nam, że mamy być posłuszni. Mamy wykonywać polecenia, najpierw Pani w szkole, odpowiedziom podręcznikowym, hierarchii szkolnej, potem szefom itd. Ja miałam tyle szczęścia, że trafiłam w wieku 13 lat do szkoły plastycznej - nie było tam dzwonków, każdy sam się pilnował, ale przede wszystkim uczono nas jak myśleć KREATYWNIE, jak wychodzić poza schematy myślenia i tworzenia. Nikt nie mówił mi jak mam się ubierać i nie próbował ustawiać w szeregu z innymi. Myślę, że nic lepszego nie mogło mi się przydarzyć w tamtym okresie. Później wylądowałam na studiach Etnologicznych. Tam też trzeba było głównie myśleć a nie tłuc według schematów. Musiałam nauczyć się pewności siebie (bardzo bałam się publicznych wystąpień i rozmowy z obcymi ludźmi). Nikt nie prowadził mnie za rękę, ale pozwolił rozwinąć skrzydła. Jeszcze w trakcie studiów postanowiłam zostać grafikiem komputerowym. Pomógł mi na początku kolega, który pokazał podstawy Photoshopa, później poszło z górki i nauczyłam się większości rzeczy sama - bo chciałam. W ten sposób dowiedziałam się, ze wiele zależy ode mnie. Jeśli chcę to mogę.

Minęło parę lat. We wrześniu 2014 roku dowiedziałam się, że jestem chora na raka piersi. Podeszłam do tego jak zwykle do problemów - z otwartą i podniesioną głową. Wiedziałam, że nie mogę się załamać ani poddać. Przecież mam twarde dupsko.
Zaczęło się niewinnie. Szpital, przychodnia i zasady, których nie można łamać. "Nie mogę zapisać Pani na wcześniejszy termin", "Może Pani przejść badania potwierdzające tylko u nas, innych nie przyjmujemy, ale proszę czekać miesiąc". Na szczęście jakoś się udało wszystko przyspieszyć, tylko dzięki ludziom nie myślącym jak roboty. Dzięki temu żyję. Jeszcze,

Chemioterapię przyjmowałam na oddziale stacjonarnym. Pamiętam jak byłam wystraszona, głównie przez niewiedzę, ale też onieśmielające okoliczności. Codziennie rano był obchód, Pani ordynator prowadziła ze sobą całą świtę - lekarzy, rezydentów, czasami i studentów. Niekiedy do 4-osobowej sali wlewało się kilkanaście osób. Przy nich (i innych pacjentach) trzeba było rozbierać się i świecić gołymi cyckami, co więcej pozwolić się im wszystkim macać. Jasne - to lekarze, muszą się nauczyć. Jestem za tym, żeby uczyli się w praktyce, ale nie uważacie, że to upokarzające? Żadnej zasłonki, żadnej prywatności, nie dość, że tuzin ludzi dotyka twoich piersi to jeszcze wszystkiego słuchają inni chorzy. Taki system. Ciężko było na początku, ale przecież mam twarde dupsko.
Nie będę opowiadać o kilkugodzinnych kolejkach wszędzie - przecież każdy to zna. Dla wszystkich to normalne. Onkolog kliniczny, zajmujący się chemioterapią przyjmuje 40 pacjentów między 8-14. Normalne, taki system. Normalne? Jak później możemy być zdziwieni, że coś przeoczono, że czegoś nie zauważono, jak wierzyć, że leczą nas dobrze, kiedy tak na prawdę nie mają na to czasu? Poza tym lekarz musi wypełnić stertę papierków, które dla twórcy tego systemu, są dużo ważniejsze niż pacjenci? Skąd niby wzięło się powiedzenie "chcesz być zdrowy, lecz się sam?"
Lekarze są uwikłani w procedury, które często związują im ręce, tylko niektórzy są na tyle odważni (a może trzeba by rzec- kreatywni?) i dla dobra pacjenta naginają niektóre zasady. Ale jak mawiają "Za każdy dobry uczynek będziesz surowo ukarany", tak też niestety czasami się zdarza.



Kiedy w końcu przyzwyczaiłam się do raka i szpitalnych zwyczajów na mojej drodze pojawiły się kolejne instytucje chcące obedrzeć mnie z ostatków godności.
ZUS i MOPS.

Nie mogę narzekać na urzędników w Zusie - są bardzo pomocni i kulturalni. Życzyłabym sobie wszędzie takiej obsługi. "Schody" i upokorzenie zaczęły się dopiero kiedy próbowałam starać się o rentę. Byłam wtedy teoretycznie zdrowa (jeszcze w trakcie leczenia herceptyną i bardzo "zmielona" po intensywnym rocznym leczeniu chemią, radioterapią itd.) Lekarz określił mój stan jako "całkowicie niezdolna do pracy" i przyznał roczną rentę. Ale to nie spodobało się wyżej i zostałam wezwana na dodatkową komisję (wpis o tym >klik<). Tam trzech lekarzy, każdy na oko w wieku już dawno emerytalnym (żaden z nich nie był onkologiem). Kazano mi się rozebrać i paradować w samych majtkach po pokoju, gdzie oczywiście mnie macano i oglądano z każdej strony. A kiedy próbowałam mówić o swoich dolegliwościach w fachowy sposób, operując nazwami medycznymi dostałam opieprz, bo Pan uznał, że mam "mówić własnymi słowami" (ty głupia dziewojo, co Ty możesz wiedzieć o swojej chorobie, nie udawał mądrzejszej niż jesteś kretynko - taki to dla mnie miało oddźwięk). Cóż, znowu trzeba było zacisnąć zęby i przejść z podniesioną głową (choć łatwo nie było). Oczywiście stwierdzono, że nadaję się do pracy (może Pani iść do fabryki) i dostałam częściową niezdolność do pracy, a dodatkowo dowiedziałam się, że zabrakło mi pół roku pracy (odjęli mi pół roku ze zwolnienia lekarskiego z początku choroby), żeby w ogóle dostać rentę (dokładny opis w linku powyżej). I tak ZUS pozbył się jednej słabej owieczki próbującej wyrwać, wyszarpać, zawłaszczyć rentę od państwa.



Poszłam więc do Urzędu Pracy i tam o dziwo w miarę po ludzku mnie potraktowano. I moja doradczyni zawodowa okazała się empatyczną kobietą, zainteresowaną moim losem, kiedy choroba wróciła. Niestety w końcu będę musiała się stamtąd wypisać. Zaczęłam szukać innych rozwiązań. Muszę mieć ubezpieczenie. Nie mam żadnych dochodów, więc nie opłacę sobie NFZ prywatnie.

Poszłam do Mopsu (tutaj historia >klik<) Mój opis wizyty tam wywołał burzę na fb i sprawą zainteresowało się ministerstwo. Nie chciałam aż takiej gównoburzy. Szczerze mówiąc po pierwszym kontakcie nie chciałam nigdy wracać do tego nieludzkiego miejsca. Niestety stało się inaczej, a ja przekonałam się, że po raz kolejny system złamał, być może dobrych ludzi i robi z nich roboty.

MOPS pod wpływem papierów od ministerstwa wysłał do mnie delegację - BEZ ZAPOWIEDZI! Oczy wyszły mi na wierzch jak dwa zepsute bezpieczniki. Miałam akurat gości, a oni chcieli wejść i ze mną porozmawiać - poczułam się mało bezpieczna we własnym domu. No i wiedziałam, że zwyczajnie chcą mnie złapać na czymkolwiek i udowodnić, że nie jestem w złej sytuacji finansowej, że kłamię i może też nie jestem wcale chora - tak wtedy czułam. Nie wpuściłam ich. Umówiłam się na inny termin. Pół dnia nie mogłam dojść do siebie, nienawidzę gdy ktoś przychodzi niezapowiedziany - przecież to urząd, nie mogli wysłać pisma? Przecież tak je wszędzie uwielbiają.

Następnego dnia przypomniało mi się, że składając papiery do ZUSu w sprawie "renty drogą wyjątku" (w toku), podpisałam papier, że nie pobieram i nie ubiegam się o świadczenia z MOPSu. Miła Pani urzędniczka powiedziała, że w takim razie muszę przyjechać (albo ona do mnie) i podpisać papierek, że niczego od nich nie chcę. Zapytałam czy nie mogę wysłać tego pocztą - nie, bo to musi być podpisane na ich druku, a ona nie może mi go wysłać, bo jest ochrona danych osobowych (głupszej rzeczy nie słyszałam, większość papierków można sobie wydrukować z internetu, ale tego nie może mi wysłać mailem bo ochrona danych?) Kolejna zagrywka, żeby mnie docisnąć do ściany?
Pojechałam do Mopsu. Tam zastałam Panią, która za pierwszym razem kazała mi sprzedać samochód i wszystko co mam cennego w domu. Zaczęła się tłumaczyć, że takie jest prawo i tylko mi to wyłuszczyła. I niestety, fakt - takie jest prawo - chore, upokarzające i tak już leżącego i kwiczącego człowieka. Ale ton i postawa pani urzędniczki nie były moim wymysłem. Nie chciałam, żeby Pani mnie przepraszała, nie chciałam się też tłumaczyć się dlaczego to opisałam - powiedziałam jej, że teraz nie ma sensu już o tego rozpatrywać. Szczególnie, że w pokoju była druga urzędniczka. Pewnie chcięli mieć świadków, gdybym się przypadkiem zaczęła sadzić. Ja chciałam to jak najszybciej załatwić i nie widzieć już nigdy tego miejsca. Niestety. Okazało się, że jeszcze kierowniczka prosi mnie do siebie. Oczywiście rozmowa odbyła się w towarzystwie pierwszej urzędniczki (pewnie boją się, że znowu je objadę publicznie i wolały mieć świadków). W gabinecie okazało się, że CHCĄ MI POMÓC, więc powinnam odpowiadać na pytania i być potulną owieczką (moja nad-interpretacja;). Pani kierownik poinformowała mnie, że ODPOWIADAM POD ODPOWIEDZIALNOŚCIĄ KARNĄ! Dobre sobie, własnie podpisałam papier, z którego wynika, że nic od nich nie chcę. Panie zaczęły wypytywać (oczywiście z uśmiechem na twarzy i uprzejmie do porzygania) z czego się utrzymuję, czy z kimś mieszkam, kto płaci rachunki, ile kasy dają mi rodzice... Zauważyłam grzecznie, że nie muszę nic mówić, bo przecież o nic się nie staram, więc po co im te informacje? BO CHCĄ POMÓC. Pod wpływem tego wszystkiego poryczałam się. Zwyczajnie, puściły mi nerwy. Dlaczego niby mam się uzewnętrzniać przed obcymi kobietami od których nie chcę tych 500zł miesięcznie, które żeby dostać trzeba:
- opowiedzieć o najbardziej prywatnych sprawach rodzinnych i udowodnić, ze się nie kłamie
- sprzedać wszystkie cenne rzeczy z domu
- pozwalać wpadać obcym ludziom na oględziny i rozmowy z najbliższymi
- nie można mieć oszczędności i prywatnego życia.
Takie jest prawo. Prawo, które upokarza i stawia człowieka w najobrzydliwszej pozycji w jakiej może postawić - każe wypiąć dupsko i pozwolić się w nie ru*ać za 500zł miesięcznie.
Usłyszałam, że MOPS pomaga ludziom, którzy znaleźli się w skrajnej sytuacji ubóstwa. Takimi najłatwiej manipulować i upokarzać. Bo nie wystarczy, że UMIERAM, prawda? Że jeśli wyrzucą mnie w UP to nie będę mogła dalej się leczyć?
Zasady MOPS są tak ustalone, żeby były nierealne a każdy petent musiał kombinować i kłamać. Dlatego traktuje się klientów jak złodziei. Bo kto w tym kraju jest w stanie utrzymać się za 500zł miesięcznie? Kto nie pracuje w tej sytuacji na czarno? Kto nie przyjmuje pomocy od znajomych i rodziny? Pewnie niestety są osoby zmuszone do tak upokarzającej egzystencji i to właśnie dla nich jest MOPS. Wiem też jak inni oszukują system, przedstawiając nieprawdziwe fakty, pracując na lewych umowach, przyjmując kasę od pracodawcy "pod stołem" i przyjmując jeszcze zasiłki z MOPSu. Ja nie kłamię, nie wymyślam, nie mam dochodów, żadnyh, mam w domu piec kaflowy, którym ogrzewam całą chatę, jestem chora ze średnimi szansami wyzdrowienia, ale do chuja, nie położę się i nie dam dymać temu Państwu. Nie pozbawicie mnie honoru i szacunku do samej siebie, podpierając się chorym prawem.
Zasady, pewnie sprzed 20 albo 30 lat, którymi rządzi się MOPS, który każe urzędnikom wypytywać o prywatne sprawy, jest nieludzkie, zwyczajnie. Nie tylko petentów upokarza, ale również ludzi tam pracujących. Stają się oni robotami pozbawionymi empatii, którzy za, pewnie niewielkie pieniądze, upokarzają ludzi i sprowadzają ich na sam dół drabiny społecznej. Empatyczny człowiek nie byłby w stanie powiedzieć chorej na raka osobie, że ma sprzedać samochód, że oszczędności są dochodem i może ma jeszcze coś w domu co może sprzedać (może duszę diabłu?)



Mam nadzieję, że ten kurewski system kiedyś się zmieni, a osoby pozbawione dziś empatii i ludzkich odczuć kiedyś otworzą swoje umysły i oczy. Niestety pewnie nie jest to możliwe bez jakiś nieszczęśliwych zdarzeń, które postawią je po drugiej stronie - a tego nikomu nie życzę.
Współczuję wszystkim pionkom, którzy dali sobie wmówić, że posłuszeństwo to najlepsza droga w życiu. Którzy zginają kark i za parę groszy dają sobą kierować jak pacynki w dziecięcym teatrzyku.
Też poniekąd jestem trybikiem tego systemu, też jestem marionetką, ale od zawsze staram się obcinać sznurki i zapierdalać po swojemu.
SYSTEM ( na który składa się wiele czynników) próbuje odrzec mnie z godności, pozbawić szacunku do siebie,upokorzyć i wyruchać w dupsko bez wazeliny. Czasami tak jest, często czuję się źle z tego powodu, ale po chwili szoku otrząsam się i idę dalej. Szukam nowych rozwiązań i przeważnie trafiam na kolejny mini-system, który stara się mnie umieścić znów w szeregu. Ale choćbym nie miała już siły oddychać będę pokazywać temu wszystkiemu mentalnego fakolca, bo nie zniewolicie mojego umysłu, nie zamkniecie ust. Żaden ze mnie buntownik.
Po prostu mimo ograniczeń z każdej strony chorobą, zasadami, systemami, mam wolny i lotny umysł, którego wielu ludziom brakuje.

Nie wierzę, że kiedyś zmieni się w tym kraju traktowanie ludzi przez urzędy. Najpierw obywatele musieliby zacząć się masowo temu przeciwstawiać, co często sprowadza się do stracenia wszelkich środków na utrzymanie i innymi konsekwencjami. Teraz tracą tylko godność. Tylko?


Ps. Po ostatnich badaniach wiem, ze cisplatyna z gemzarem nie zadziałały - guzy jak były wielkie tak są. Ja zaczęłam brać kolejną chemię i szukam powoli innych rozwiązań. Nie załamałam się, nie płaczę nad własnym losem - myślę i działam.
Ps2. Pewnie zauważyliście, że zmieniłam nagłówek bloga. Jeśli nie macie pomysłu na 1% to możecie mnie wesprzeć, będę wdzięczna.


13 komentarzy:

  1. Podziwiam Cię za ogrom siły jaki masz w sobie. Nigdy go nie trać. Co do godności człowieka w Polsce. Polski system ludzi traktuje jak dojne krowy, którym nigdy nie powinno braknąć mleka do dojenia a jeśli już braknie to wyrzucają go na śmietnik. Wygrzebać się z tego śmietnika można ale chcąc zostać w domu musisz upokorzyć się tak mocno, że tracisz szacunek do samego siebie i odwracasz głowę od własnego odbicia w lustrze. Takie zarozumiałe pindy z MOPS-u też, jak Ty, pogoniłam z domu. Nie pozwolę nazywać się "złodziejem" i nie pozwolę upokarzać się za 50 złotych polskich (rok 2006). Jedynym wyjściem z sytuacji została emigracja i tak też zrobiliśmy. Najpierw mąż a po półtora miesiąca ja z dziećmi. Nie napiszę, że na emigracji jest raj, bo nie ma i niech nikt nie wierzy jeśli ktoś mówi inaczej ale tą decyzję uważam za najlepszą jaką mogliśmy podjąć dla dobra naszej rodziny. Pozdrawiam i trzymam za Ciebie kciuki. H.

    OdpowiedzUsuń
  2. Anuk, jak dobrze, że mówisz o tym głośno, że godność jest cenniejsza niż te parę złotych, choć wiem, że trudno bez nich żyć!
    Ten odczłowieczony system nigdy się nie zmieni jeśli będziemy chować głowę w piasek!
    Podziwiam i dziękuję za to co robisz!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Anuk dziękuję Ci osobiście!!! Miałaś odwagę powiedzieć głośno o tym co i mnie spotkało, masz odwagę (i resztki sił) by walczyć dalej...ja już nie...Ja "klientka" hospicjum, przykuta do łóżka mogę stwierdzić jedynie ze smutkiem, że tzw.Służba Zdrowia - od dawna nie jest żadną Służbą a jedynie usługami medycznymi, a Instytucje mające służyć interesom i pomocy obywatelom - służą przede wszystkim SOBIE -dając zatrudnienie i byt swoim pracownikom...chore przepisy jak i cały ten system będą temu służyć dopóki nie będzie więcej takich odważnych głosów jak Twój! Bo by się coś zmieniło...najpierw muszą zmienić się ludzie! Dopóki jest przyzwolenie społeczeństwa na takie sytuacje, dopóty będziemy UMIERAĆ bez godności, w osamotnieniu...taka jest gorzka prawda której doświadczam na własnej skórze...Walcz Aniu póki starczy siły!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Brak mi słów...
    Anuk, trzymaj się!
    Z całego serca, zdrowia i sił Ci życzę :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Anuk, jestem pod ogromnym wrażeniem! Mietek

    OdpowiedzUsuń
  6. Mamy niestety taką politykę kraju, osoba która pracuje ,,na czarno'' korzysta z zasiłków mimo ,że faktycznie im nie powinien przysługiwać. Osoby ciężko chore powinny otrzymywać świadczenie w wysokości minimalnej krajowej bo przecież nie są w stanie sobie dorobić a muszą z czegoś żyć, opłacić mieszkanie, dojazdy na leczenie . Moja mama chorowała na chłonniaka i w ostatnim stadium jak leżała w szpitalu zjawiła się u niej komisja czy nie naciąga ich na dodatek pielęgnacyjny (śmieszna kwota ) i wtedy do mnie dotarło jaka jest niesprawiedliwość w tym kraju. Aniu walcz o swoje i nie odpuszczaj.

    OdpowiedzUsuń
  7. Na moje pytanie do pracownika gopsu, może by tak z raz poprosić pana/panią przebywająca na czarno za granicą o złożenie podpisu (czy inny powód) , zapytać telefonicznie kiedy to jest możliwe,bo wszyscy wiedzą że dana pan/pani są za granicą i za 3 miesiące wrócą pod drzwi gopsu autem za ok 10 tys , formalnie bez dochodu, pracujący dorywczo.I otrzymają pomoc,na papierze wszystko się przecież zgadza.A posiadanie ziemi jest źródłem dochodu, nawet w grudniu, styczniu,lutym itd,czy to nie jest śmieszne?Albo smutne.
    Życzymy zdrowia, sił i pomysłów, trzymaj się ciepło.

    OdpowiedzUsuń
  8. To sa tacy wiezienni kapo.
    Za profity daja sie uzywac systemowi. Ale nie boj- tak jak na wieziennych kapo przychodzila pora, tak przyjdzie i na tych. Wczesniej czy pozniej wiekszosc z nich znajdzie sie w takiej samej lub podobnej sytuacji, lub bedzie mialo kogos bliskiego w takiej sytuacji. Hyhy, wobec chorob, wypadkow i smierci wszyscy rowni.

    OdpowiedzUsuń
  9. Dajmy ludziom mozliwosc otrzymania zasilkow bez -scislej-kontroli to napewno nie otrzymaja jej ci najbardziej potrzebujacy i bez sily przebicia.Napewno nie dostana ci ktorzy nie robia medialnego krzyku i ktorzy nie kombinuja z szara strefa- no jezeli zaliczyc do szarej strefy tych ktorzy np.dorabiaja w nielegalnych i zagrazajacych zyciu biedaszybach weglowych. Moim zdaniem powinno byc jak w innych panstwach.Musisz UDOWODNIC ze nie jestes w stanie sie utrzymac i honor niestety ucierpi ...zadnej wyplaty gotowki do reki.Z 1200zl petent otrzymuje 100zl a reszta do rozliczenia w przedstawionych rachunkach( w tym bony zywnosciowe),leki,ubranie,OC iAC itp.Ty decydujesz na co rachunki przedstawiasz...I mozesz byc posiadaczem czy wynajmowac 60m2 mieszkania na 1 osobe,samochodu,wyjazdow na wakacje czy innych dobrodziejstw.Na tej zasadzie dzialaja fundacje i sie sprawdza.No umowmy sie ze z MOPS zyje sie na koszt spoleczenstwa i jakies ograniczenia musza byc. Nie jest wina chorego ze zachorowal ale jaka wine ponosza ci ktorzy pracuja i po 20-tym kazdego m-ca brakuje pieniazkow na podstawowe zycie.Jak dostaniesz na reke 1200 pracujac zawodowo tez wysoko nie podskoczysz zwlaszcza jak masz dzieci.Tacy musza wyjezdzac jak chca lepiej zyc.

    OdpowiedzUsuń
  10. Aniu, spojrz na te badania, moze ktores byloby dobre. Pokaz to swoim lekarzom, proszę.

    https://clinicaltrials.gov/ct2/results?term=breast+cancer+poland&Search=Search

    OdpowiedzUsuń
  11. Aniu, ja juz kiedys pisalam ale moj komentarz się nie pokazał. W 06/2015 dowiedziałam się, że mam raka j grubego z 10+ przerzutami do wątroby. W Polsce nikt nie dawał mi żadnej szansy. Cudem udało mi się trafić do Memorial Sloan w NY, po 4ch operacjach i 23 cyklach chemii żyję, wychowuję moje małe dzieci i jestem jak mówią tu NED. Teraz zaczął się wielki przełom w immunoterapii. Jest mnóstwo bardzo ciekawych badań. Aniu, jest wielka szansa żeby z tego świństwa wyjść. Polski system jest okropny choć wszędzie nie jest łatwo. Zdarzało mi się wiele razy latać samolotem z chemią - tutaj z dłuższym wlewem idzie się do domu. Aniu - po chemii nie trzeba rzygać. Może w PL jest już EMEND. Z nim jest o wiele, wiele lepiej. Chemia jest znośna. Aniu, trzymaj się. Modlę się za Ciebie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest Emend, przy czerwonej chemii pewnie zmniejsza mdłości ale nie zeruje. Ja wymiotowałam i mdłości miałam przez kilka dni.

      Usuń
  12. MOPS niestety się nie zapowiada. Jak mojej mamy matka zgłosiła nas do MOPSu, że ją niby terroryzujemy w domu to też wpadli bez zapowiedzi, wtedy moja mama akurat sprzątała i pomimo, że miałam wtedy już 25 lat to nie chcieli ze mną rozmawiać, bo ja dzieckiem jestem, tylko z osobą dorosłą czyli moją mamą. Ręce opadają.

    OdpowiedzUsuń