Wróciłam z Bieszczad i całkiem nieźle się trzymam. Chemia mną nie zamiata, tylko chce mi się spać ciągle.
Dziękuję wszystkim za wsparcie i dobre rady.
Przejrzałam masę stron o alternatywnym leczeniu, o dietach, terapiach, hipertermiach, ziołolecznictwie i mam dosyć. Cały mój spokój niknie kiedy ludzie zaczynają mi mówić co powinnam, co muszę a czego nie mogę. Wytłumaczę może pokrótce jedną rzecz:
Zachorowałam na raka w wieku 28 lat. Rozmawiałam z wieloma lekarzami i przeczytałam wiele publikacji. Mój rak wziął się najprawdopodobniej z jakiejś mutacji, której jeszcze się nie bada. Brytyjczycy odkryli w tym roku 96 genów odpowiedzialnych za raka piersi. W PL bada się 3, każdy na 2-3 mutacje, a każdy z nich ma tych mutacji od kilku do kilkunastu. I tak, wiem, żywienie, sposób i tryb życia mają znaczenie i wpływ na choroby, ale czynniki zewnętrzne nie wywołują raka piersi w tak młodym wieku (genetyk powiedział, że jest na to 1% szansy). Gdyby stres, używki i złe odżywianie tak bardzo wpływały na raka jak próbują wmówić wszystkim "mądre głowy" to dożywalibyśmy ledwie 30 lat i 90% społeczeństwa umierała by na raka w młodości.
Stres, parabeny w kosmetykach, syf w żarciu, picie, palenie, słońce, brak słońca itp itd, tak to wszystko ma wpływ na raka, dlaczego więc wszyscy go nie macie?
Chorowanie po raz pierwszy różni się od chorowania drugiego.
Za pierwszym razem byłam wikingiem i machałam mieczykiem z uśmiechem wierząc, że wyjdę, jebnę i wrócę. Odstawiłam masę rzeczy a masę zaczęłam przyjmować - bo przecież jak będę jadła kurkumę, odstawie cukier i połknę tysiące suplementów to rak nie wróci. Otóż wrócił. I teraz masa kurkumożerców i jarmużopijców powie, że nie zrobiłam wszystkiego co mogłam, że przecież wszystko ma znaczenia blablabla. Cudownie jest teoretyzować zza monitora, czytać sobie w internetach o cudownym działaniu sody oczyszczonej i innych dziwnych praktykach i wciskać chorym, że chemia zabija, kiedy jest się zdrowym. Prawie nigdzie tego nie przeczytacie, ale rak piersi w młodym wieku ma ch*jowe rokowania, i niech mi nikt nie pisze w komentarzach, że jak wziąć psa i człowieka, to każdy statystycznie ma trzy nogi, bo nie ręczę. Odkąd choruję pożegnałam kilkanaście koleżanek, młodych, pięknych, które miały dzieci i całe życie przed sobą. To nie jakieś pierdolone statystyki a rakowa rzeczywistość.
Kiedy choroba wróciła, uświadomiłam sobie, że nie wystarczy magiczne myślenie i sztuczki ziołowe i uwierzcie mi, gdybym wiedziała, że coś mi pomoże to rzuciłabym się na to jak złomiarz na miedziane druty! Niestety jestem wnikliwa i drążąca temat, jak widzę "lek na raka" to prócz superlatyw szukam też drugiej strony medalu - większość "cudownych środków" była przebadana na szczurach albo myszach i tam wykazywała antyrakowe działanie, ale na ludziach niestety zawodziły. To niestety tyczy się pestek (amigdaliny, która swoją drogą w dużych dawkach bardzo szkodzi), wilkakory, grawioli i wielu innych substancji. Mimo tego, żeby nie mieć później wyrzutów sumienia żrę kurkumę, piję graviolę, odstawiłam cukier i zrobiłam wiele innych rzeczy, które podobno pomogą, z których nie mam zamiaru się zwierzać i się nimi jarać, bo zwyczajnie i tak w to nie wierzę.
Zaraz znajdzie się stado wszystkowiedzących, którzy powiedzą, że "nastawienie jest najważniejsze" i "trzeba myśleć pozytywnie". I będą mieli trochę racji, ale tylko trochę. Placebo niestety nie działa na nowotwory, jest parę urban legends na ten temat, ale w nie też ciężko mi uwierzyć. Wiele osób pomyśli sobie teraz, że się poddaję, że rezygnuję i dlatego umrę. Nic bardziej mylnego, po prostu zmieniam podejście, odrzucam hiperoptymizm, pozytywne myślenie zamieniam na zdrowe, przepoczwarzam się w niedźwiedzia zen ;) To nie znaczy, że przestanę żartować i śmiać się ze wszystkiego, po prostu to co miało być uniwersalną bronią na zło tego świata nie zadziałało, słuchałam wszystkich dobrych rad i jestem tu gdzie jestem.
Tym wpisem staram się też delikatnie powiedzieć pewną rzecz. Otóż to, że dzielę się z Wami moją drogą z Burakiem i częścią mojego życia nie uprawnia nikogo do mówienia mi co mam robić i krytykowania tego co robię, jeśli nie jest moją najbliższą rodziną czy przyjacielem. I nie wiem czy niektórzy ludzie nie rozróżniają tonu wypowiedzi doradzającej od oceniającej, czy po prostu chcą mi dopiec i powiedzieć "Widzisz? Gdybyś mnie słuchała nie miałabyś raka po raz drugi!" Tym samym dowiedziałam się, że mam raka bo:
- piszę o raku, rozmawiam o raku i udzielam się w grupach rakowych
- nie pije miliona mikstur, o których piszą w internetach i nie łykam jak pelikan każdego suplementu antyrakowego
- farbuję włosy (poczytajcie sobie komentarze pod ostatnim wpisem ;))
i jeszcze długa lista innych rzeczy. A jeśli umrę jednak na tego raka, bo zrobi przerzuty, chemia nie zadziała i mój hiperszybkorosnący dziad zwyczajnie zabierze mnie na drugą stronę tęczy (tam chyba odchodzą psy, ale biorąc pod uwagę niektórych ludzi to wolę siedzieć z duszami psów) wtedy niektórzy dopiero będą mogli się wyżyć. I będą pisać "Umarła bo nie piła czystka/ farbowała włosy/ niezdrowo się odżywiała/ była gruba/ straciła wiarę/ bo mówiła o raku/mówiła o śmierci/za dużo mówiła/za dużo myślała itd" Ale na szczęście jeśli umrę to już tych pierdół nie przeczytam. Moje życie to nie jest serial "Trudne sprawy" ani "Dlaczego ja?" Tu jest prawdziwa, żywa i kochająca życie istota, nie jakiś kiepski scenariusz zawsze kończący się happy endem.
I jeszcze jedna rzecz, której, mam wrażenie, wiele osób nie rozumie - w życiu nie chodzi o długość życia tylko o jego jakość. Nie chodzi o to, żeby przejść na obrzydliwą dietę, robić rzeczy, których się nie cierpi nie robić rzeczy, które się lubi tylko po to, żeby pożyć rok czy dwa dłużej. Pomyślcie jakie byłoby wasze życie, gdyby zabrać wam to co najbardziej lubicie i kazać robić to czego nie cierpicie? Nie wolelibyście żyć krócej ale szczęśliwie? Ja wolę. Nie znaczy to, że jem wszystko co wpadnie mi w rękę, piję hektolitry alkoholu (niestety żołądek po xelodzie nie przyjmuje nawet pół piwa) i mam w dupie wszystko. Nie. Ale nie będę odbierać sobie wszystkiego na rzecz długości życia. Wolę rok być szczęśliwa niż trzy lata tęsknić za tym co lubię i chcę. Taki jest mój wybór. Jak to powiedziała moja koleżanka Lucyna: "Dziękuję, ale żyję i umrę po swojemu"
Bywajcie w zdrowiu, ale przede wszystkim w szczęściu, nawet jeśli zdrowia brakuje ;)
Anuk
PS. To wszystko nie znaczy, że nie chcę żebyście podrzucali mi różne ciekawostki i nowinki nt leków na raka. Nadal z chęcią wszystko czytam i rozkminiam i nie mam zamiaru zrezygnować z poszukiwań, tylko do jasnej Anielki, nie wciskajcie mi jak mam żyć!
AMEN.
OdpowiedzUsuńSuper tekst,zgadzam się w 100%,przerabiam to od ponad roku.A nie podsuwają Ci cudownych modlitw czy wizyt u znachorów?
OdpowiedzUsuńW modlitwy jestem w stanie szybciej uwierzyć niż w rewelacyjne leki na wszystko...
UsuńPanna z miśni zabrałaś mi komentarz:) AMEN
OdpowiedzUsuńAnuk pije właśnie Twoje zdrowie poranną niezdrową kawą i po wczorajszym dupnym dniu z powodu szarości za oknem dzisiaj znowu wyszło słońce i budzi się fajny dzień. Jak najmniej efektów ubocznych Ci życzę dzisiaj i uśmiechu mimo wszystko! I jakby ktoś chciał coś dodać to pomimo, że jestem zdrowa mam dupne dni tylko z powodu deszczu i mam do tego prawo! Do usłyszenia i przeczytania Anuk:)) Niech moc będzie z Tobą mądra kobieto!
Kawa podobno jest jednak zdrowa, tak mi farmaceuta powiedział;) Komu wierzyć i ufac? Tylko sobie chyba:)
UsuńMiłego dnia, dzięki, że wpadłaś:)
Brawo !!!! Napisałaś to co myślę !! Zachorowałam jak miała 34 lata - rokowania dupiate. Ciągle słyszałam: nie pij, nie jedz, nie rób. W kuprze to mam !!! Żyję pełnią życia i jeśli przyjdzie mi pójść z tego świata to będę miała świadomość, że było zajebiście i moje dziecko miało normalną, postrzeloną matkę!!!!
OdpowiedzUsuńTrzeba żyć jak chcemy, żeby coś po nas pozostało a nie tylko wspomnienie chuchającej na siebie osoby, która o niczym innym nie myśli tylko o tym co wolno a co nie;)
UsuńAnuk, nie wiem, jak Ty to robisz, ale znowu mam wrażenie, że czytasz mi w myslach
OdpowiedzUsuńzgadzam się z każdą literą twojego posta
pamiętam, jak ksiądz Kaczkowski przytoczył kiedyś pewne wyniki badań
otóż wzięto dwie grupy chorych na raka
jedną z nich poddano bardzo intensywnej oiece psychologicznej
drugą zostawiono sama sobie
okazało się, że nie miało to żadnego wpływu na dłogość życia chorych
tylko ci zaopiekowani umierali pogodniejsi:/
tak czy siak, mamy prawo w tym momencie do pewnego optymizmu, wszak mówimy o wznowie nie o przerzutach
i tego się trzymajmy :)
Anuczku, ściskam przeserdecznie!
Polecam Ci ten wykład, warto godzinkę poświęcic:)
Usuńhttps://www.youtube.com/watch?v=-6xU5Grt4Mw
jak polecasz, to na pewno popaczam!
UsuńMnie najbardziej wkurza to gadanie, że najważniejsze jest pozytywne myślenie, jak przestaniesz wierzyć to po Tobie i żadne leki, operacje i chemie nic Ci nie pomogą. A tak naprawdę są takie nowotwory, które można wyleczyć i takie, których się nie da....
OdpowiedzUsuńdokładnie!!
UsuńPamiętam jak koleżaanka kazała mi sobie wizualizować raka i że on umiera i to miało mnie uleczyć, brrr...
też tego próbowałam, ale jakoś wyobraziłam sobie go miłego i nie umiałam go zabić;) Myślicie, ze dlatego nie mam szans na wyzdrowienie? ;)
Usuńhe he he
Usuńjakoś że jednak wątpię:p
Nie mam raka piersi ale miała moja mama. Przeżyła raka zmarła na co innego. Takie jest życie. Podziwiam Cię i trzymam kciuki za Ciebie. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMoj brat cioteczny zmarł 3 lata temu w wieku 27 lat -rak płuc.Nigdy nie palił ,nie pił ,nie brał używek - mimo to zachorował i zmarł.Genetyk powiedział ze rak w młodym wieku to zazwyczaj mutacja genetyczna (nie mamy szans aby uniknąć )bo ekspozycja na czynniki rakotwórcze była zbyt krótka aby móc wywołać nowotwór.Także zgadzam się z tym co piszesz w każdym słowie Anuk i nie rozumiem ludzi którz roszcza sobie prawo do mówienia innym jak mają postępować .. trzymam mocno kciuki abys pokonała dziada !
OdpowiedzUsuńDzieci też chorują na nowotwory, a przecież nie piją, nie palą, nie żrą byle czego...Rozejrzyjmy się w okół, ilu ludzi kompletnie nie dbających o siebie nigdy nie choruje? Może jednak trzeeba tego raka zapić?:D
UsuńUtopić drania! :D
Usuńwierzę w pozytywna energię- bez wątpienia fakt ze tyle ludzi dobrze Ci życzy nie jest obojętny,zdrowiej Mam Anuczku ♡
Fajna babka z Ciebie!
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie wiem kto to mówi ;)
UsuńDziękuję za te uwagi. Czasami człowiek robi coś w dobrej wierze i nie wie że szkodzi.Zgadzam się z Tobą Anuk.
OdpowiedzUsuńZdaję sobie sprawę, że ludzie chcą dobrze, dlatego nie psioczę na wszystko i wszystkich, tylko na tych którzy próbują narzucać i oceniać a nie mają podstaw wiedzy, żeby to zrobić, albo im isę wydaje, że mają. Druga sprawa, że nikt czy zdrowy czy chory nie lubi jak mu ktoś mówi co powinien a czego nie, głównie na podstawie artykulików z internetu. Ludzie mają taką cechę, że lubią wtykac nos w nie swoje sprawy.
UsuńDobre myśli dla Ciebie Anuk :*
OdpowiedzUsuńJak zwykle świetny tekst!
Pozamiatałaś, Słońce :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam znad kawy z czekoladką w pysku. A może nawet zapalę za Twoje zdrowie ;)
Tulam!
Mojej kolezanki siostra mieszka w Australi od 20lat. Kobieta, ktora na punkcie zdrowego trybu zycia miala mozna smialo rzec "prawie fiola", prowadzila sklep internetowy ze zdrowa zywnoscia jak przyjezdzala do PL obdarowywala nas witaminami, algami i innymi substancjami. Kladla sie spac wczesnie, zeby rano wstac pelna witalnej energi, zawsze pozytywna, usmiechnieta, prowadzila zycie bezstresowe, spacery nad brzegiem morza itp. nie uzywala kosmetykow ani zadnych chemikali (sama nas czsto pouczala pod tym wzgledem) nie musze mowic jaki jest klimat w Au oraz ze mieszka w super ekologicznym domu. W rodzinie nigdy nie bylo rakow. Niestety padlo i na nia (rak dwustronny obu piersi) bardzo to nia tapnelo i stracila wiare w zdrowy tryb zycia na dobre:(
OdpowiedzUsuńi wiecie co! ktos jej powiedzial, ze zachorowala na raka bo za duzo myslala o swoim zdrowiu i przesadzala ze zrowym odrzywianiem itp.
Pisze to wszystko zeby pokazac, ze ludzka natura i tak jest perfidna jak nawet nie ma do czego sie przyczepic to i tak cos wymysla !
Drugi przyklad: sasiadka palila papierosy sporadycznie a jednak palila. Zachorowala na raka piersi po tym fakcie gdzie kobita byla w szoku cala rodzina znajomi w kazdej rozmowie nieomieszkali jej przypomniac i tym samym osrto obwinic ja sama tekstami typu : "a widzisz mowilam ci zebys nie palila, a widzisz nie sluchalas zeby rzucic palenie to teraz masz raka"
Oczywicie przestala palic i przez to czula sie jeszcze bardziej zle/ depresyjnie. Jej lekarz powiedzial jednak, ze nie powinno sie rzucac palenia z dnia na dzien bo to jest bardzo ciezkie dla organizmu takie nagle odstawienie nikotyny i powinna stopniowo ograniczyc palenie. I teraz jak zpali gdzies w ukryciu to tez sie boi, ze ktos ja skrytykuja no bo jak to "nie chce byc zdrowa "? Paranoja ..:/
Anuk masz racje trzeba zyc jak sie zylo wczesniej, owszem mozna cos zmienic polepszyc ale nic na sile i nie przejmuj sie ludzkim gadaniem.
(mnie samej tez bardzo wkurr&&% taki debilizm co nawet nie pomysli, ze moze kogos urazic debilowatymi slowami typu masz raka bo farbujesz wlosy itp )
Mocno Cie sciskam i pozdrwaim Anuku:)
ps.
z neta
" Współczesna medycyna skłania się ku poglądowi, że rak i nowotwory są wywoływane przez współczesny styl życia i środowisko. Nasze badania pokazują, że początki tych chorób miały miejsce u naszych przodków miliony lat przed pojawieniem się współczesnych społeczeństw przemysłowych – komentuje wyniki badań jeden z ich głównych autorów, Edward Odes z University of the Witwatersrand.Antropolodzy zidentyfikowali na skamieniałościach z Afryki Południowej dwa przypadki nowotworów sprzed 2 i 1,7 mln lat.
Naukowcy zaprezentowali najstarsze nowotwory w dwóch artykułach opublikowanych w “South African Journal of Science”."2016
troll
dzięki trollu, zawsze napiszesz coś mądrego:) miło mieć takich czytelników;)
UsuńA propos tej kobiety dbającej o zdrowie - to co napisałaś - "zachorowałaś bo za dużo myślałaś o zdrowym trybie życia" - zawsze się znajdą jacyś kretyni, którzy wiedzą lepiej i myślą, że mają prawo oceniać, bo przeczytali w internetach kilka artykułów z dziwnych niemedycznych stron, za to holistycznych, psychicznych i innych paranienormalnych... ehh. Żyjmy póki żyjemy :)
UsuńZ książki "Cesarz wszech chorób: biografia raka" dowiadujemy się, że rak towarzyszył ludziom od zawsze, a pierwsze próby jego leczenia(nieskuteczne) podejmowano już w starożytnym Egipcie, co zostało udokumentowane. Tak więc zrzucanie na chorych odpowiedzialności za wywołanie u siebie choroby przez np. używanie kosmetyków z parabenami lub jedzenie tzw. niezdrowej żywności jest mocno na wyrost i bardzo niesprawiedliwe, ale najprędzej zrozumie to ten kto zachorował, a nie banda wszechwiedzących zdrowych szczęśliwców.
UsuńFia
Jak zwykle w punkt!!
OdpowiedzUsuńTrzymaj się! :)
czytam od początku, podziwiam, kibicuję (o ile jest to dobre sformułowanie, ale jakoś brak mi innego na podorędziu). Jesteś mądrą babką i wiesz co robisz, a przy tym to jak piszesz, jakie masz poczucie humoru! Chylę czoła. Pozdrawiam ciepło.
OdpowiedzUsuńasia
jesteś taka mądra, tak strasznie mamtaksamojakty.
OdpowiedzUsuńbardzo lubię Cię czytać.
/h.
Punkt
OdpowiedzUsuńZnam to z Autopsji :-( na początku choroby katowano mnie sokiem z buraka , teoriami co jadłam czego nie jadłam co piłam czego nie piłam od tych dobrych rad można się tylko pochorować - Życzę zdrówka u mnie minęło 6 lat jeszcze nie wrócił ale ... Iwona
OdpowiedzUsuńHej. Jestem jedna z osob, ktora poczynila uwage na temat farbowania wlosow, nie dlatego ze uwazam, ze skroci to twoje zycie, lecz ze wzgledu na oslabione chemia wlosy. Oczywiscie zycie na wlasnych warunkach to zarowno twoje jak kazdego prawo, wiec wybacz to wtracanie sie. Wynikalo wylacznie z troski. Mysle, ze przynajmniej czesc pozostalych komentujacych robila to z tego samego powodu i z dobrymi intencjami, nie wiedzac czy masz ta wiedze i czy ja stosujesz. Ja mysle, ze warto probowac. Nawet jesli to nie byl powod zachorowania, to warto wspomoc organizm w walce z choroba. I tak tez sama czynie w rozsadnych granicach.
OdpowiedzUsuńBardzo lubie czytac twojego bloga i cenie twoja umiejetnosc pisania i poczucie humoru. Mam nadzieje, ze nie przestaniesz.
Pozdrawiam serdecznie, J. kolezanka w chorobie.
A co myślisz o preparatach Dr.Nony? Koleżanka chora na nowotwor uzywala ich suplementów wraz z tradycyjnymi sposobami leczenia i odniosła rezultat.
OdpowiedzUsuńjaki nowotwór, jaki rezultat?
Usuńmuszę poczytać bo tego nie znam
UsuńAnuk wirtualnie czytam Ciebie od samego początku najpierw na forum potem tutaj na Twoim blogu. Jesteś dziewczyno niesamowita, masz swoje zasady i tego się trzymaj!!! Wznowa to jeszcze nie tragedia...Mocno Ci kibicuje i trzymam kciuki! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTo ja pisalam o farbowaniu wlosow. Bynajmniej nie chcialam przez to powiedziec, ze sama sobie raka wyhodowalas. Nie moglam tego miec na mysli, bo kiedy Ty zachorowalas, ja nawet jeszcze nie wiedzialam o Twoim istnieniu.
OdpowiedzUsuńMysl jaka chcialam przekazac, byla nastepujaca: poniewaz nie ma watpliwosci co do tego, ze czynniki srodowiskowe maja wplyw na zdrowie wiec nalezy to brac pod uwage. Jasne, na multum czynnikow nie mamy zadnego wplywu. Ale czy to z automatu oznacza, ze wskazane jest miec wyrabane na wszystko, rowniez na to, na co wplywac mozemy? No moze dla niektorych to wlasnie oznacza, ale ja Twoj ostatni wpis odebralam nastepujaco: zrobie cokolwiek, byle tylko wyzdrowiec.
No to przyszlam z podpowiedzia.
Ale spoko, po takiej zjebce jak tu w tym wpisie na 100 % juz sie wiecej nie odezwe.
Anuk, chciałabym Cię poznać... Cudownym człowiekiem jesteś. Nic dodać, nic ująć.
OdpowiedzUsuńAnuk, zacytuję u Ciebie klasyka czyli Chustkę :
OdpowiedzUsuńa gdybyś jadła workami pestki od jabłka, piła tony przecieru pomidorowego z habanero...
a gdybyś suplementowała się witaminą D, B17...
a gdybyś stosowała terapię Gersona, dietę Budwigowej, wisiała jedną nogą na trapezie...
a gdybyś, gdybyś, gdybyś...
pogadamy inaczej, gdy zachoruje ktoś z Was.
wymądrzać się jest łatwo, szczególnie, gdy jest się zdrowym jak rydz.
gdy się zachoruje, perspektywa diametralnie się zmienia.
pokornieje się.
Autor: Chustka, 15.02.2012
Też mam koleżankę, która bardzo o siebie dbała (sport, dieta, dużo snu itd.) i jest chora. Jakby to wszystko było takie proste i łatwe to ludzie tacy jak np. Steve Jobs by nie umierali. Trzym się dobra kobieto :) Niech moc będzie z Tobą w tej walce!
OdpowiedzUsuńHehe. Steve Jobs odzywial sie owocami i uwazal, ze od tego pot nie smierdzi i nie trzeba sie myc. Nie dalabym centa za jego rozsadek w tym zakresie. Chociaz... Choroba zmienia perspektywe, wiec moze... Pozdrawiam, J. :)
UsuńMialam sie juz nie odzywac, ale przyklad Steva Jobsa zawsze rozklada mnie na kawalki. Przeciez to jest jaskrawy przyklad na to, o czym wlasnie pisalam: ze czynniki srodowiskowe maja wplyw na zdrowie. Steve Jobs za mlodu siedzial 24/7 w toksycznych oparach skladajac komputery. To raz. Dwa. Po diagnozie zyl z nowotworem trzustki bodajze 8 lat. 8 lat z nowotworem trzustki. Kto wie cokolwiek o nowotworze trzustki, to rozumie, ze to niebywale. Nowotwor trzustki zwykle zmiata po kilku miesiacach od diagnozy. Jakim cudem Jobs zyl 8 lat? A moze wlasnie dzieki diecie?
UsuńNie cenie postawy "w genach zapisane, taki moj los", bo to stawia nas w roli bezwolnych kukielek slepego losu. Ponure. I nie do konca zgodne z rzeczywistoscia. Polecam zapoznac sie z tematem epigenetyka- nauka o tym, jak czynniki srodowiskowe wlaczaja/wylaczaja geny. Na ekspresje genow mozna wplywac. Oczywiscie nie twierdze, ze wszystko da sie zmienic wlasnym dzialaniem i staraniem. Ale wiecej niz sie przecietnemu czlowiekowi wydaje. Pozdrawiam.
Z rakiem trzustki, na ktorego on zachorowal, przecietna dlugosc zycia, czy z terapia czy bez, wynosi okolo 6-ciu miesiecy. On, wlasnie dzieki zmianie (calkowitej) odzywiania, przezyl z tym rakiem 7 lat, co jest praktycznie cudem medycznym. Tylko ze o tym juz raczej prawie nikt nie pisze, zamiast tego pojawiaja sie bzdurne teksty typu "Nawet taki bogacz mial raka i umarl", To co, jak bogaty to ma zyc dluzej niz zolwie z Galapagos? (czyli ponad 150) Poza tym farby do wlosow maja w sobie mnostwo trujacej chemii, przenika to swinstwo przez skore glowy (a czesc wdychamy), dostaje sie do krwiobiegu, stamtad do watroby, ktora musi tak czy tak na biezaco odtruwac caly organizm, osobiscie nie rozumiem, dlaczego chora osoba dodaje tej wytrobie jeszcze wiecej pracy...tak samo jest z parabenami w kosmetykach (oprocz tych ekologicznych), parabeny dostaja sie przez skore do organizmu i stanowia straszne obciazenie dla watroby. Tak samo jak pestycydy z pryskanych owocow i warzyw. Do tego koktajl antybiotykowo-hormonalno-sterydowy z produktow zwierzecych. Pytania, czemu sasiad nie ma raka a pali i pije, a drugi jedzacy marchewke zachorowal sa smieszne, istnieje cos takiego jak material genetyczny i u kazdego z nas jest on inny. Tylko ze genetyka to nie wszystko, nie kazdy nosiciel rakowego genu musi zachorowac, dlatego tak wazne jest wzmocnienie swojego ukladu immunologicznego, zdrowa zywnosc, regularny sport, relaks. I to nie dopiero jak choroba juz przyjdzie, tylko "od zawsze", z szacunku dla wlasnego ciala i zycia.
UsuńRak trzustki wykryty we wczesnym stadium jest wyleczalny, w Pl ludzie nie maja swiadomosci i nie robia usg jamy brzusznej dlatego rak trzustki jest bardzo czesto wykrywany w poznym stadium i ludzie sa nie doodratowania. Steve Jobs miał guz neuroendokrynny wykryty we wczesnym stadium, charakteryzuje się on powolnym rośnięciem i pacjenci po wykryciu go żyją przeważnie ok 10 lat. Jobs nie poddał się od razu operacji przez co musiano mu usunąć również inne narzady, jego poczynania i decyzje najprawdopodobnie SKRÓCIŁY a nie przedłużyły mu życie. Poczytajcie trochę na temat rodzaju jego raka.
UsuńWłaśnie to mnie wkurza - mało wiedzy dużo słów.
Rak trzustki wykryty we wczesnym stadium jest wyleczalny, w Pl ludzie nie maja swiadomosci i nie robia usg jamy brzusznej dlatego rak trzustki jest bardzo czesto wykrywany w poznym stadium i ludzie sa nie doodratowania. Steve Jobs miał guz neuroendokrynny wykryty we wczesnym stadium, charakteryzuje się on powolnym rośnięciem i pacjenci po wykryciu go żyją przeważnie ok 10 lat. Jobs nie poddał się od razu operacji przez co musiano mu usunąć również inne narzady, jego poczynania i decyzje najprawdopodobnie SKRÓCIŁY a nie przedłużyły mu życie. Poczytajcie trochę na temat rodzaju jego raka.
UsuńWłaśnie to mnie wkurza - mało wiedzy dużo słów.
Mam inne informacje na temat Steve Jobsa i rodzaju jego raka, ale jego asystentem nie bylam wiec nie bede sie spierac. Za to jeszcze dorzuce cos w temacie "geny i tylko geny". W moim otoczeniu byly dwie siostry. Blizniaczki jednojajowe. Rozumiecie- ta sama pula genow - 100%. Jedna jest zdrowa, druga zmarla na raka mozgu kilka lat temu. Wiec prosze nie chrzanic, ze tylko geny.
UsuńRaka trzustki we wczesnym stadium mozna wykryc tylko przez przypadek robiac inne badania, gdyz nie daje on zadnych objawow chorobowych, dopiero w stanie zaawansowanym i wtedy jest praktycznie nieuleczalny. Nie znam nikogo, kto regularnie, kilka razy w roku idzie na badania "poszukac" sobie, czy mu sie czasem rak nie rozwija w trzustce. Jobs nie poddal sie ani operacji, ani chemoterapii i naswietlaniom, wybral metody nieinwazyjne, ale wymagajace wiecej dyscypliny, calkowicie zmieniajac swoje nawyki zywieniowe. Prawdopodobnie stosowal jeszcze inne niekonwencjonalne metody leczenia i wlasnie dzieki temu przezyl te 8 lat.
UsuńAle najlatwiej jest zrzucic wszystko na geny zamiast podniesc wlasny tylek z kanapy i wziasc odpowiedzialnosc za swoje zdrowie.
Miał operację, łącznie z usunięciem woreczka żółciowego. Jego rak wykryty był we wczesnym stadium, przez rok stosował niekonwencjonalne i rak urósł, przez co jego rokowania się pogorszyły znacznie.
UsuńDruga sprawa, że nikt nie zrzuca wszystkiego na geny, oczywiście, że tryb życia ma wpływ, przecież nie napisałam, ze nie ma. Nikt nie zrzuca tutaj wszystkiego na geny, wystarczy czytać ze zrozumieniem. W przypadku zachorowań w młodym wieku są to geny. W trakcie naszego życia genotyp pod wpływem złych nawyków może się uszkodzić, to też jest prawda. Absolutnie nie twierdzę, ze zmiana trybu życia nie może pomóc czy też nie rezygnuję z tego, więc nie wiem co to za durne wnioski.
@"W przypadku zachorowań w młodym wieku są to geny."
UsuńTa blizniaczka jednojajowa, ktora zmarla na raka, zachorowala w wieku 20 lat. To chyba nadal jest "mlody wiek"? Przypominam druga blizniaczka zyje i ma sie swietnie (obecnie 26 lat)
Szerzysz bledne informacje, Anuk. Wlasnie to mnie tak wkurza, ze swoim zafiksowaniem na decydujacej roli genow odbierasz nadzieje tym chorym, ktorzy mieli mniej szczescia i otrzymali kiepskie geny. Podczas gdy niektore z najnowszych badan wskazuja, iz geny maja wplyw na nasze zdrowie jedynie w 5-10 %. Miazdzaca wiekszosc to czynniki, na ktora sami sie wystawiamy.
do Anonimowy,
Usuń-przestan sie wyklucac kto ma racje, a kto nie ! Anuk juz to objasnila jasno;)To nie o to chodzi zeby sie droczyc, kazdy ma swoje jekies teorie glupie, glupsze i jeszcze glupsze. Nie jestesmy lekarzmi ani magikami jedyne co sie liczy w leczeniu raka to najnowsze zrodla naukowe poparte dowodami.
A ja ci powien na uszko, ze strasznie mnie wkur&&& ludzie, ktorzy sa uparci jak osly i ciagle swoje albo tacy co wyciagaja jakies teorie/wnioski z dupy i do tego nie umieja czytac ze zrozumieniem!!!
troll
@”Ta blizniaczka jednojajowa, ktora zmarla na raka, zachorowala w wieku 20 lat. To chyba nadal jest "mlody wiek"? Przypominam druga blizniaczka zyje i ma sie swietnie (obecnie 26 lat)”
UsuńIstnieje coś takiego jak mozaicyzm i mutacje de novo, tudzież niepełna penetracja... Nie wiemy również czy druga bliźniaczka nie zachoruje za lat pięć. Nie wspominając już o tym, że mimo ogromnej wiedzy dot. karcynogenezy w indywidualnym przypadku nie da się powiedzieć dokładnie i bezsprzecznie, co zadecydowało. Jaka kombinacja czynników. Przykład. Nie każda nosicielka tej samej mutacji w genie BRCA1 zachoruje na raka piersi. Albo na raka jajnika. Są takie (rzadko), które nie chorują. Są takie co mają tylko raka piersi, są takie, co tylko raka jajnika i też takie, co mają oba...
@”Szerzysz bledne informacje, Anuk. Wlasnie to mnie tak wkurza, ze swoim zafiksowaniem na decydujacej roli genow odbierasz nadzieje tym chorym, ktorzy mieli mniej szczescia i otrzymali kiepskie geny. Podczas gdy niektore z najnowszych badan wskazuja, iz geny maja wplyw na nasze zdrowie jedynie w 5-10 %. Miazdzaca wiekszosc to czynniki, na ktora sami sie wystawiamy.”
Pozwolę sobie zaprzeczyć, by Anuk szerzyła błędne informacje.
Nie widzę również, w jaki sposób miałaby odbierać nadzieję?
W przypadku bycia nosicielem mutacji w genie odpowiedzialnym za predyspozycję do nowotworów, ma ona (ta mutacja) zdecydowanie większy wpływ niż 10-15%. Są geny/mutacje, które dają ryzyko sięgające 80%, a w niektórych przypadkach 100% zachorowania (oczywiście w odpowiednim wieku). To 10-15% odnieść można do tzw. nowotworów sporadycznych, która dotyczy zdecydowanej większości społeczeństwa, ale wtedy wiek zachorowania jest „typowy”...
karolka
Ok. Moje drugie podejście do napisania na Twoim blogu.Jakoś kiedyś przez przypadek tu weszłam i czytam,ale nie miałam odwagi nic napisać bo radzić nie będę,wymądrzać się nie będę ale mogę ciepło wspierać.Jestem 10 lat starsza od Ciebie,mam wielki nadbagaż doświadczeń życiowych i kilogramów również coby jakaś równowaga była w przyrodzie.Raka jeszcze chyba nie mam,ale mam paskudę autoimmunologiczną,co mnie doprowadza do dna wytrzymałości fizyczno-psychicznej.Na początku choroby wujek dobra rada czyli dr Google wymyślił mi 1000 terapii cud.Po przetestowaniu niektórych byłam jeszcze bardziej i bardziej chora i zmęczona wyciskaniem soczków, piciem 20 herbat z ziół i popijane tego olejem. Wróciłam na dawne tory bo wolę żyć tak jak lubię a nie jak rzekomo muszę....Pozdrawiam ciepło Ewa
OdpowiedzUsuńgrunt nie ocipieć,
OdpowiedzUsuńzdrowe odżywianie, sport i takie tam nie uchronią przed rakiem, ale mogą pomóc w utrzymaniu ogólnie dobrej kondycji, która może się przydać jak się ten rak już przypałęta
ale szlag mnie również trafia jak czytam listę porad niemożliwych do zrealizowania jeśli się jest normalnym człowiekiem, sie pracuje, uczy, ma znajomych, rodzinę; nie będę dzwigać szklanych butelek z wodą tylko dlatego, że pono plastk jest fe, nie będę jechać pół dzielnicy po organiczne warzywa i płacić za nie po stopinsiesiąt złoty za kilkogram czy organiczny serek wiejski w cenie 4 razy wyższej niż normalny, a jak mi smutno to se zjem czekoladę, albo wypiję wódkę; jak mam żyć sto lat bez pizzy i używek to wolę żyć połowę tego, ale ze całym dobrodziejstwem
aaa z głupich porad to słyszałam jeszcze żeby nie latać samolotem :O
aquila
ciekawa konwersacja polecam, o cudach terapii;-)
OdpowiedzUsuńhttp://www.forum-onkologiczne.com.pl/forum/cud-terapii-gersona-vt10932,15.htm#278493
Droga Anuk,
OdpowiedzUsuńNie znamy się, ale śledzę Twojego bloga dzięki komentarzom naszej wspólnej znajomej. Zainteresowało mnie Twoje spojrzenie na świat z perspektywy osoby zmagającej się z chorobą. Masz niewątpliwy talent i szkoda, że BUR-RAK jak go określasz, hamuje Twoje możliwości. Pewnie mogłabyś niezłą książkę napisać z własnymi ilustracjami. Cieszę się, że walczysz i dzielisz się swoimi przemyśleniami. Publikując bloga na pewno liczyłaś się z tym, że różni ludzie będą go czytać i komentować, dlatego nie wkurzaj się na te wpisy. Postanowiłam się do nich przyłączyć, aby zwrócić Twoją uwagę na tę drugą stronę. Piszę z perspektywy osoby zdrowej (póki co i oby tak zostało), która jednak styka się z chorymi. W sytuacji, gdy choroba dotyka kogoś bliskiego staramy się zrobić wszystko, aby jakoś pomóc. Dlatego może wyszukujemy te informacje o różnych cudownych medykamentach, metodach, dietach i uzdrowicielskich rytuałach. Może trochę z egoizmu, aby mieć poczucie, że coś zrobiliśmy, że „dołożyliśmy wszelkich starań”. Kontakt z chorymi nie jest łatwy, bo jak zachowujemy się normalnie, jesteśmy radośni i zadowoleni z życia – to sama pisałaś, że to dołuje. Kiedy udajemy, że choroby nie ma i wszystko jest ok, chory czuje się lekceważony, a jego problemy dla nas nieważne. Kiedy natomiast staramy się być opiekuńczy, dopytujemy i radzimy jak należy postępować, chory uważa, że z buciorami włazimy w jego życie i narzucamy swoją wolę. Znalezienie złotego środka nie jest proste… Dziękuję, że uchyliłaś nieco drzwi do swojego świata. Dzięki Twoim wpisom może będzie mi łatwiej w kontaktach z chorymi, a na pewno bardziej będę doceniać to co mam i cieszyć się każdą chwilą. Pozdrawiam serdecznie
IM
Uwielbiam Cię czytać.
OdpowiedzUsuńMyślę podobnie. Nie ilość a jakość.
Najważniejsza jest równowaga i działanie w zgodzie z samym sobą.
Uwielbiam Cię czytać.
OdpowiedzUsuńMyślę podobnie. Nie ilość a jakość.
Najważniejsza jest równowaga i działanie w zgodzie z samym sobą.
I tak jesteś ode mnie lepsza, bo ja nawet nie podjęłam porządnej próby zmiany trybu życia. Jedynie rzuciłam palenie, bo durnie byłoby wychodzić na fajkę na oddziale onkologii. I syn mnie o to prosił. Jem jak jadłam, czyli jak moja babcia która dożyła ponad 90 lat. Wypiję winko czy drinka. Farbowałam włosy już podczas herceptyny. I pomimo kiepskich rokowań chcę zrobić sobie nowego cycka i iść na randkę. A może pójdę na randkę bez cycka... Trzymaj się dzielnie. To twoje życie i twoje decyzje. Mojej mamie dawali pół roku życia, a minęło od mastektomii 15 lat. Po drugiej stronie tęczy zrobimy niezłą bibę :-). Fajna z ciebie babka.
OdpowiedzUsuńJesteś niesamowita. Czytam Twoje wpisy bo uwielbiam Twój dobór słów. Sama mam afazje i często brakuje mi języka w gebie. Czytając Twoje myśli odświeżam język. Życzę dużo zdrowia
OdpowiedzUsuńNo i prawidłowe podejście - wiele jest ekspertów na temat leczenia raka. Warto zdrowo żyć ale nie popadajmy też w jakąś paranoję na ten temat - trzeba też korzystać z życia. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTak sobie poczytałem Wasze komentarze z ciekawości, i wiecie co? Pomijam poglądy, zapatrywania na te czy inne stanowisko - każdy ma prawo do swojego; dziwi mnie, że tak wielu z Was wyrażając swoje poglądy pragnie pozostać anonimowymi. zjawiskowe - głosić coś, popierać lub się oburzać i nie ujawniać kim się jest. Nawet po "ksywie". Myślę, że niektórzy mają mentalność terrorystów z ISIS - arafatka, byle nikt nie wiedział kim jestem. Jest o tym fajny kawałek "SABATONU" - polecam wszystkim anonimom internetowym. Radek Biczak
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=x9-iX4ESBHw wspomniana muza :)
UsuńOni arafatki z innych pobudek noszą, przecież wiesz.
OdpowiedzUsuńAniu jestes niesamowita,uwielbiam czytac Twoje posty nawet te smutne maja w sobie nute Twojej zajebistości ,pozdrawiam
OdpowiedzUsuńOd jakiegoś czasu podczytuję twojego bloga:) trafiłam przypadkiem, szukając jakichkolwiek informacji..Trzymam kciuki i życzę niekonczacych się pokładów siły do walki. Ja w piątek odbieram wyniki biopsji. Monika
OdpowiedzUsuń