Muszę dziś zacząć od sprostowania, bo uraziłam osoby, których nigdy w życiu nie chciałam urazić! Dwa wpisy wstecz, kiedy wyzywałam Dco od najgorszych, napisałam, że jeden z lekarzy woli gadać z pielęgniarkami niż zajmować się pacjentami. Nie chodziło mi o pielęgniarki, tylko sekretarki, to raz. Dwa, że nie mam do tych Pań pretensji, tylko lekarz to dekiel. Co do pielęgniarek to zawsze starają się pomagać pacjentom i są empatycznymi duszami tego ociekającego chemią miejsca. Dlatego też przepraszam, jeśli poczuły się urażone. Bez nich pacjenci mieli by przerąbane!
(Na końcu umieściłam jeszcze kilka słów do lekarzy z dco, którzy czytają bloga)
(Na końcu umieściłam jeszcze kilka słów do lekarzy z dco, którzy czytają bloga)
Tymczasem siedzę właśnie w sali i pobieram moją dawkę chemii. Ale zacznijmy od początku.
O szóstej rano zadzwonił telefon. Zerwałam się na równe nogi, myśląc, że coś złego się stało, tym bardziej zaniepokoił mnie fakt, że to mama dzwoniła. Odebrałam przerażona, a w słuchawce usłyszałam:
- Zejdź na dół, mam Twojego kota.
I faktycznie, mama siedziała na ławce trzymając uciekinierkę w rękach. Zaniosłam Armiśkę do domu. Pies się ucieszył jak małpa blaszką, a kot zaczął łazić po chacie głośno miaucząc, wlazł do szafy i tam siedział nie przymykając przy tym jadaczki ani na moment.
Pewnie zastanawia was co moja mama robiła o szóstej rano u mnie na podwórku? Odpowiedź jest prosta - szukała kota. A serio, mieszka niedaleko, a ja wczoraj powiedziałam, że jak Miśka będzie chciała to sama wróci, a ja nie mam siły siedzieć po nocy godzinami i jej wypatrywać, więc mama wzięła sprawy w swoje ręce i będzie mogła mi teraz wypominać, że jestem wyrodną właścicielką, wyrodnego kota, a ona jest łowcą ninja.
Jak widzicie dzień zaczął się dobrze. Mimo iż data nie jest dla mnie miła. Dziś druga rocznica diagnozy. Jestem znowu jakby nie patrzeć na początku drogi a minęły dwa lata. Kurwa, dwa lata! Ludzie w tym czasie robią kariery, rodzą się dzieci, masa rzeczy się dzieje, a ja od dwóch lat mam po prostu raka i o tym piszę. Moje życie w gruncie rzeczy jest monotonne, pomijając chwile kiedy coś wymyślę i mój słomiany zapał do czegoś się przyłoży. No dobra, ale nie ma co narzekać, żyję i staram się dostrzegać małe rzeczy. Teraz to wydaje się takie ironiczne - dostrzega małe rzeczy, bo ma za dużo czasu i pierdołami się zajmuje. W sumie fakt.
O szóstej rano zadzwonił telefon. Zerwałam się na równe nogi, myśląc, że coś złego się stało, tym bardziej zaniepokoił mnie fakt, że to mama dzwoniła. Odebrałam przerażona, a w słuchawce usłyszałam:
- Zejdź na dół, mam Twojego kota.
I faktycznie, mama siedziała na ławce trzymając uciekinierkę w rękach. Zaniosłam Armiśkę do domu. Pies się ucieszył jak małpa blaszką, a kot zaczął łazić po chacie głośno miaucząc, wlazł do szafy i tam siedział nie przymykając przy tym jadaczki ani na moment.
Pewnie zastanawia was co moja mama robiła o szóstej rano u mnie na podwórku? Odpowiedź jest prosta - szukała kota. A serio, mieszka niedaleko, a ja wczoraj powiedziałam, że jak Miśka będzie chciała to sama wróci, a ja nie mam siły siedzieć po nocy godzinami i jej wypatrywać, więc mama wzięła sprawy w swoje ręce i będzie mogła mi teraz wypominać, że jestem wyrodną właścicielką, wyrodnego kota, a ona jest łowcą ninja.
Jak widzicie dzień zaczął się dobrze. Mimo iż data nie jest dla mnie miła. Dziś druga rocznica diagnozy. Jestem znowu jakby nie patrzeć na początku drogi a minęły dwa lata. Kurwa, dwa lata! Ludzie w tym czasie robią kariery, rodzą się dzieci, masa rzeczy się dzieje, a ja od dwóch lat mam po prostu raka i o tym piszę. Moje życie w gruncie rzeczy jest monotonne, pomijając chwile kiedy coś wymyślę i mój słomiany zapał do czegoś się przyłoży. No dobra, ale nie ma co narzekać, żyję i staram się dostrzegać małe rzeczy. Teraz to wydaje się takie ironiczne - dostrzega małe rzeczy, bo ma za dużo czasu i pierdołami się zajmuje. W sumie fakt.
Pomijając datę, to powrót kota (króla;) rozpoczął całkiem udany dzień. Udało się! Dostałam nową chemię! Ten prof. Wysocki to chyba szycha wśród Polskich onkologów klinicznych, bo bez dyskusji zastosowano się do jego zaleceń. Kamień spadł mi z serca i po raz kolejny zakwitła we mnie nadzieja - jesienią, a co! I znowu mam wpisane "leczenie radykalne"!
Tak sobie myślę, że równowaga w świecie musi być. Raz na wozie, raz pod wozem, swoista sinusoida. Kilka dni temu miałam ochotę rozpirzyć świat, oblać wszystko benzyną i podpalić, dzisiaj siedzę spokojna i cieszę michę. Powraca porządek, wraz z kotem i nową chemią! Cieszę się, że Pani Dr wpisała to leczenie paliatywne, gdyby nie to, nic bym nie zrobiła. Cieszę się, że tak bardzo wszystko mnie wściekało w ostatnim czasie, dzięki temu wyjaśniłam sporo spraw i teraz mogę znowu być spokojna. Mam tylko nadzieję, że zbyt dużo dzieci nie narodzi się w najbliższym czasie, bo dla równowagi ktoś będzie musiał umrzeć, obym to nie była ja ;)
Ps. I jeszcze raz przepraszam pielęgniarki z dco, mam nadzieję, że wybaczą moje fopa (wiem, że pisze się inaczej, ale nie wiem jak;)
Ps2. Edit: Wiem, że kilku lekarzy z Dco czyta mojego bloga. Odniosłam wrażenie, że są na mnie źli, obrażeni? Jest mi przykro, bo na prawdę szanuję waszą pracę i podziwiam za wybór, bądź co bądź trudnej specjalizacji. Tylko, że tu chodzi o moje życie, nie o to, czy ktoś mnie lubi czy nie, czy dostanę awans w pracy i będę miała więcej kasy czy nie, tylko chodzi o życie i śmierć. O to czy będzie mi dane pochodzić jeszcze trochę na tej ziemi czy nie. Jestem tylko człowiekiem, tak jak i wy, moim życiem targają emocje, bo nie mogę robić planów na przyszłość, być może jej nie mam. Czy napisałam coś co jest nieprawdą? Wiem, że wielu pacjentów narzeka na różne pierdoły i pomija się wiele z tego, bo nie ma środków na wszystkie badania a ludzie panikują, wiem. Ale ja chodziłam z wciągającą się piersią i szybko rosnącym guzem, widziało to kilku lekarzy i każdy to olał. Efekt jest taki, że siedzę od czterech godzin na chemii, a szansę na operacje nie są zbyt wielkie. Mogłabym też obwiniać dr T, że zrobił tę oszczędzającą operację, ale wiem, że chciał dobrze, a ja się na to zgodziłam. Tu na prawdę nie chodzi o to, kto zawinił, to w tej chwili nie jest istotne. Jeżeli przez swoją szczerą wypowiedź uraziłam kogoś to trudno. Bardzo lubię Was jako ludzi i lekarzy, wiem, że się staracie, wiem, że system jest chujowy, wiem, że macie za dużo roboty, ale czy napisałam coś nieprawdziwego? Czy nie zignorowaliście mojego bólu, czy nie postawiliście na mnie krzyżyka pisząc "leczenie paliatywne" czy w walce o swoje życie nie mogłam się poczuć zawiedziona?
A może tak jak słowa "leczenie paliatywne" pomogły mi, żeby działać, tak moje niezbyt przychylne słowa zmotywują was do bycia bardziej uważnymi?
Widząc dziś wyraz twarzy dr K-K i Dr Ś...myślę, że czytali. Pozdrawiam ich serdecznie.
A może tak jak słowa "leczenie paliatywne" pomogły mi, żeby działać, tak moje niezbyt przychylne słowa zmotywują was do bycia bardziej uważnymi?
Widząc dziś wyraz twarzy dr K-K i Dr Ś...myślę, że czytali. Pozdrawiam ich serdecznie.
Bywajcie w zdrowiu
Anuk
Anuk