środa, 1 kwietnia 2015

LEVEL VIII, chapter II: OPERACJA "KOMPLIKACJA"

Dziękuję Wam wszystkim za to, że trzymaliście kciuki, byliście, pisaliście, modliliście się.
Okazuje się, że być może dzięki waszej energii jeszcze tutaj jestem i do was piszę - brzmi bardzo dramatycznie, ale dopiero dzisiaj zdałam sobie sprawę, po rozmowie z koleżanką i przeczytaniu kilku informacji w necie, jak bardzo dramatycznie sytuacja wyglądała...

A było to tak:

Planowo udałam się do szpitala w poniedziałek o 12 i pełna pozytywnej energii wkroczyłam na korytarze Szpitala Wojewódzkiego w Legnicy. Dostałam dwuosobową salę z telewizorem i łazienką, jak w hotelu trochę. Cisza, spokój, świetne warunki. Do dnia następnego miałam być sama na sali, co mnie w sumie cieszyło - będzie po operacji luuuz i spokój (można sobie śmierdzieć swobodnie:)). 


Oprócz mnie operację miały jeszcze Helena i Kasia - leżały na sali obok. 
Jako pierwsza na operacyjną pojechała Helena, po 40 minutach zawieźli tam mnie. Dali mi jakąś śmieszną za małą koszulę, której nie szło zawiązać, kazali mi się położyć na łóżku i ZIUUU...wywieźli poza oddział. tam czekało kolejne łózko i kazali zdjąć tę koszulę i w samych gaciach przenieść się na nie, co usłużnie zrobiłam. Następnie wjechałam na salę przedoperacyjną gdzie pielęgniarka anestezjologiczna przygotowywała mnie do operacji - pogadałyśmy sobie o moich kiepskich żyłach, kilka razy próbowała znaleźć jakąś konkretną, która wytrzyma operację i w końcu udało umieścić się dren. Po kilkudziesięciu minutach zaiweźli mnie na operacyjną, gdzie znowu musiałam wskoczyć na kolejne łóżko, tym razem już to ostateczne - operacyjne. O dziwo jakoś strasznie się nie bałam. Podano mi tlen, pytano się mnie o różne pierdoły po czym wstrzyknięto narkozę i odpłynęłam. Następne co pamiętam to nieustające, strasznie WKU*wiające pikanie
- czy to musi tak pikać???- zapytałam, a Pani Anestezjolog zaczęła się śmiać. Wymieniłyśmy kilka zdań, nie do końca pamiętam o czym. Potem wiem, że przyszedł ordynator i zapytał czy chcę tu zostać całą noc, na co ja odpowiedziałam:
- NI CHUJA, PANIE DOKTORZE! 
- O widzę, że zbiera się Pani na żarty!
- Ja nie żartuję Panie doktorze, ni chuja nie chcę tu zostawać na noc.
I takie były moje pierwsze dialogi pooperacyjne, urocze, czyż nie?:)

I byłoby tak pięknie, bo dr T powiedział, że operacja się udała, na dodatek okazało się, że urodziliśmy się oboje 12.06 i żartowaliśmy sobie po operacji z dr T, że wtedy rodzą się najlepsi i byłam całkiem przytomna i zdążyłam nawet napisać szybką relację na fejsie, bo wiedziałam, że sporo osób na to czeka i wszystko było super...do czasu.



Jakieś 2-3 godziny po operacji przyszła do mnie pielęgniarka i zapytała czy chcę usiąść i że mi pomoże. Byłam chętna, a jakże. Wsparłam się na jej ręce podniosłam o jakieś 15-20 cm i ...straciłam przytomność.... następne co pamiętam jak lekarz i dwie pielęgniarki nade mną stoją a ja biorę wielki haust powietrza w płuca i wybałuszam oczy. Nie wiedziałam co się dzieje...potem wszystko działo się szybko. Otwieranie okien, sprawdzanie ciśnienia...80/60 (czy ja jeszcze żyję?) kolejne próby siadania zakończone tym samym skutkiem, podawanie tlenu. Nawet przez sen traciłam przytomność i budziłam się na bezdechu przerażona.
Pielęgniarki nazwały mnie panikarą. A ja nie bardzo wiedziałam co się dzieje.
Nad ranem zjawił się Pan ordynator i kazał zrobić badanie krwi. Kiedy przyszedł o 10 powiedział tylko: Musimy przetoczyć Pani krew i dzisiaj zrobić REWIZJĘ RANY, kolejną operację. Hemoglobina spadła Pani poniżej 4.
Nie wiedziałam co to znaczy, nie mam pojęcia jakie są wartości prawidłowe hemoglobiny. Zapytałam tylko czy to na pewno konieczne, ta operacja i dostałam odpowiedź jakiej nikt nie chciałby uzyskać:
- Tak, mamy zagrożenie życia.
Byłam sama w szpitalu. Sama w sali. Poczułam jak sufit spada mi na głowę, uwierzcie mi, że wszystkie moje optymistyczne wizje schowały się gdzieś w kiblu za sedesem. Zadzwoniłam do R i do moich rodziców. Byłam przerażona. Powiedziano mi tylko, że dr T przyjedzie za 2 godziny. DWIE GODZINY??? Myślałam, że przez ten czas zwariuję. Na szczęście byłam tak słaba że zasnęłam i czas minął dość szybko. W międzyczasie wpadły na chwilę Martynka z Olą (koleżanki z Legnicy), odrobinę poprawiły mi humor, nim wyrzucono je ze szpitala (bo odwiedziny zaczynamy od 13!) 
Przetoczono mi 2 worki krwi i gdzieś ok. południa zabrano znów na salę operacyjną. Chciałam mieć to szybko za sobą. Nie mogłam nic zrobić, przestałam się już nawet chyba bać. Byłam wkurzona tylko na ordynatora, że powiedział co powiedział, byłabym dużo spokojniejsza bez informacji o zagrożeniu życia.
No i dzień świstaka od początku...wjazd na salę, przebudzenie i te pieprzone PIII PIIII PIII
- Czy to musi tak piszczeć???

Tak to w skrócie wyglądało. Dr T wyjaśnił mi, że miałam krwotok wewnętrzny z rany - tak się zdarza podobno dość często po chemioterapii (krew ma mniejsze krzepnięcie). Trzeba było zrobić reoperację i zamknąć wszystkie naczynia krwionośne i usunąć krwiaka. Dr T poprawił też jeszcze trochę cycka:)) Wszystko skończyło się dobrze, choć dzisiaj doczytałam, ze hemoglobina poniżej 6,5 to stan zagrażający życiu...dobrze, że dopiero dzisiaj sobie to tak NA PRAWDĘ uświadomiłam, bo siedziałam w tym szpitalu prawie tydzień. 
Zastanawia mnie tylko jedno, jak to się stało, że zorientowali się, że to krwotok po 12 godzinach od operacji? Lekarz dyżurny nie zrobił praktycznie nic tylko czekał na poranną zmianę... Mam sporo wątpliwości i przemyśleń dotyczących opieki w tym szpitalu, ale o tym postaram się napisać już niedługo. Nie chce was zanudzać tyloma informacjami za jednym razem:)
Jeszcze raz wszystkim dziękuję, wierzę, że to WY pomogliście mi to przetrwać, wasza energia i modlitwy. To bardzo miłe i wzruszające i nie wiem co więcej mogę napisać. Jestem wdzięczna i nie wiem jak się odwdzięczę :)

Teraz dochodzę do siebie powoli. Szwy ciągną, chłonka się zbiera, na dodatek ze szpitala przywiozłam jeszcze koszmarne przeziębienie, ale nie narzekam. ŻYJĘ! i jeszcze dużo o mnie usłyszycie :)
BUZIAKI!

36 komentarzy:

  1. Trafiłam tu niedawno... cały czas trzymam kciuki za Ciebie. Zdrowia życzę

    OdpowiedzUsuń
  2. z przytupem, jak widzę
    Anuk, będziemy tu, wspierać, modlić się, śmiać z twoich wpisów
    a ty zdrowiej
    i się odzywaj:)

    OdpowiedzUsuń
  3. No było groźnie!!! Mnie nie podali chemii przed operacją, bo nie chcieli mnie za bardzo osłabiać. Ryzykowne przy tak złośliwym draniu ale goiłam się idealnie. Coś za coś :-) Aniu dobra rada, za dużo na początku nie ćwicz i nie forsuj ręki. Wtedy chłonka się tak nie zbiera. Później przyjdzie czas i na ćwiczenia. Ja za namową mojego lekarza (brew zaleceniom rehabilitantów) prawie nie ćwiczyłam pierwszy miesiąc (takie tam małe ruchy) i miałam tylko dwa razy punkcję, jakieś śladowe ilości. Rączkę już rozmachałam do pełnego zakresu. Za to dwa razy dziennie masaż robiłam i robię do dziś. Wszystko powolutku. Moja mama po mastektomii 15 lat jest moim lekarstwem i nadzieją. Trzymam kciuki.

    OdpowiedzUsuń
  4. no to swoje przeszłaś, , teraz myslę szybko powrócisz do kondycji, trzymam cały czas za ciebie kciuki....
    serdeczności Anuk
    leptir
    http://leptir-visanna7.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj Anuk , najadlam sie strachu jak przeczytalam, ze mialas druga operacje bo przeciez normalnie powinno byc wszystko OK.
    Wtedy zaczelam szukac po necie rozne info, przyczyne, wyslalam nawet w poprzednim Levelu, LINKA "zakrzepica krwi" i bingo.Cos przeoczyli w tym szpitalu przed operacja moim zdaniem badanie krwii na zakrzepice i ferrytyne ? nie wiem czy powinnas miec tez sprawdzone to ponownie ? i dodatkowa suplementacje,tabsy itp. spytaj sie doka przy okazji.
    Teraz wazne, ze juz wszystko minelo z powodzniem :)) no.. no... dobrze to wytrzymalas (gratulacje) Trzymaj sie kochana najgorsze za Toba! jestes silna super babeczka ;))
    cichosza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, to nie zakrzepica była tylko krwotok - odwrotność do zakrzepicy. Leki cytostatyczne, tzw "chemia" to leki rozrzedzające krew i mnie zamiast zakrzepnąć to się zaczęła wylewać do środka i zrobił się krwiak. Nie było widać ujścia krwi, bo uchodziła do środka. Zakrzepica to zatkanie się żył. Nie mam z tym problemu bo robione miałam badania wcześniej:)

      Usuń
    2. Przeprasza bardzo jezeli wprowdzilam Cie w blad,
      ale zawsze wydawalo mi sie, ze zakrzepica, powiklania zakrzepowe (nie ta zyl w nogach) ale w czasie operacji jest wlasnie skutkiem krwawienia cyt;arty medyczny"

      "Efekty zakrzepowe mogą opóźnić zabieg rekonstrukcji piersi. Ryzyko wystąpienia komplikacji zakrzepowo-zatorowych uznaje się za potencjalne powikłanie po chemioterapii dożylnej. Chemioterapię stosuje się w leczeniu rozległego operacyjnego lub miejscowo"

      Coraz częstsze stosowanie terapii neoadjuwantowej może skutkować większą liczbą przypadków żylnych powikłań zakrzepowych. Nieodpowiednio wdrożona antykoagulacja terapeutyczna w leczeniu zakrzepicy portu dożylnego, może doprowadzić do ciężkiego krwawienia śródoperacyjnego podczas mastektomii i rekonstrukcji piersi. Z reguły dawki leków są pomijane jeden dzień przed operacją, by zapobiec wystąpieniu nadmiernego krwawienia. Jednakże długotrwała operacja chirurgiczna, w szczególności u pacjentów z nowotworami, wykazuje wysokie ryzyko spowodowania zakrzepicy żył głębokich (DVT) oraz zatorowości płucnej (PE). Dlatego właśnie należy zastosować profilaktyczne leczenie przeciwzakrzepowe w okresie okołooperacyjnym. Nie niweluje ono jednak istniejących zakrzepów krwi, ale zapobiega ich rozprzestrzenianiu się oraz z pewnością przeciwdziała powstaniu zakrzepicy żył kończyn dolnych. Gdy ryzyko krwawienia okołooperacyjnego mija (zazwyczaj w 3-5 dniu), pacjenci muszą wznowić leczenie przez co najmniej trzy do sześciu miesięcy lub dłużej.Pacjenci z powikłaniami zakrzepowymi, którzy mają przejść natychmiastową rekonstrukcję piersi z powłok brzucha, nie powinni przyjmować leczenia przeciwzakrzepowego w tkanki jamy brzusznej, ponieważ może to spowodować uszkodzenie jego perforatorów. Zalecono to wszystkim pacjentom, uczestniczącym w tym badaniu.

      W tej grupie nie stwierdzono krwawienia śródoperacyjnego i pooperacyjnego. Nie zaobserwowano również przepływu krwi żylnej lub nadmiernego krwawienia w wyniku powstałego krążenia obocznego. Choć zjawisko to jest dobrze znane w zespole żyły głównej górnej, krążenie oboczne jest mniej znaczące w zakrzepicy żyły pachowej i podobojczykowej. I chociaż zaobserwowano je także w obrębie klatki piersiowej i tkanki miąższowej piersi, wpływ krążenia obocznego na operację jest zminimalizowany poprzez rutynowe umieszczanie cewników w żyle podobojczykowej po przeciwnej stronie. Wybór techniki chirurgicznej może być zależny od zachowania się tych naczyń krwionośnych, w innym wypadku standardowe postępowanie podczas operacji mastektomii może prowadzić do nadmiernego krwawienia

      Mikrochirurgiczne zespolenie płatu wykonuje się zwykle na naczyniach chłonnych gruczołu sutkowego i naczyniach pachowych, nie dochodzi do komplikacji, gdyż porty naczyniowe znajdują się po przeciwnej stronie. Jednakże, w przypadku rozległej zakrzepicy, np. na żyle ramienno-głowowej, mogą wystąpić komplikacje w drenażu płata, lub w momencie konieczności użycia naczyń z zajętej strony, co może skutkować utrudnieniem krążenia krwi w obrębie płata. Przypadki te, wywołane przez zakrzepicę, będą pojawiać się coraz częściej, gdyż coraz więcej pacjentów poddaje się chemioterapii indukcyjnej podawanej dożylnie.
      cichosza"

      Usuń
    3. zreszta lekarze wiedza najlepiej i trzeba sie ich sluchac ;)
      ja to zawsze szukam po swojemu taka moja wada ; sorry
      cichosza

      Usuń
  6. Ani dzielna z Ciebie dziewczyna,pozdrawiam serdecznie. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobrze, że już po!
    Jesteś dzielna bardzo :) trzymaj się Anuk :*
    Wsparcie jest, przez cały czas, Ty tylko zdrowiej i wracaj do sił!
    Teraz trzeba ćwiczyć po troszeczkę ale systematycznie.

    OdpowiedzUsuń
  8. to nie prima aprilis??
    czym siem zdrowo i pisz!
    buziale

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, to prawda wszystko.
      W następnym wpisie będzie bardziej wesoło:)

      Usuń
  9. Oj, pobyt z "przygodami" :P
    Moce są, a Ty odpoczywaj i nabieraj sił..do dalszego pisania:P
    Ściskam:*

    OdpowiedzUsuń
  10. Super!!!! Trzymaj sie I nigdy nie poddawaj. Wszystkiego dobrego I kolejna dawka energii prosto z Londynu :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Chcemy o Tobie jeszcze duuużo usłyszeć, bo super babka z Ciebie!
    Nabieraj sił:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Anuk, no co ty kobito myslalas? Przeciez oni wiedza, ze jestes bombowa dziewczyna (z WCO doniesli) i musieli Ci rozrywke na poziomie zorganizowac.. ;)

    Ja czekam na wiadomosci o chlonce i oczywiscie trzymam kciuki za to, zeby juz teraz wszystko sie ladnie goilo.. :*)

    Kass

    OdpowiedzUsuń
  13. Anka jesteś wielka!!!

    OdpowiedzUsuń
  14. Oj, najadłaś się strachu Aniu...Nie forsuj ręki,pomyśl nad poprawą wyników naturalną suplementacją.
    100% wiara w lekarzy nie do końca wychodzi na dobre...( z autopsji) ,trzeba pomóc sobie samemu.
    ale ty mądra baba jesteś i wiesz...
    Ściskam Cię ostrożnie .Żeby szwów nie naderwać...
    B.

    OdpowiedzUsuń
  15. Niezly koszmar zaliczylas.Oby teraz bylo juz z gorki.Jestem z Toba myslami.Moce i sily wysylam.Marta

    OdpowiedzUsuń
  16. Niesamowita jesteś ...uwielbiam czytac twoje wpisy piszesz tak obrazowo jakby film sie ogladało
    Podziwiam i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  17. niezły koszmar ale Ty jesteś twarda i dałaś radę oczywiście z pomocą naszych pozytywnych myśli ma się rozumieć. ..... bardzo się cieszę że masz to już za sobą , dbaj o siebie jestem z Tobą i przesyłam ciepłe myśli

    OdpowiedzUsuń
  18. ❤❤❤ moce wprost z serca Anuk posyłam...co było minęło, odrzucamy i patrzysz do przodu Kochana!❤ ❤ ❤ A jeśli chodzi o rękę...to mi pomaga automasaż tzw na sucho. Okrągłą szczotką z naturalnego włosia masuję delikatne okręgi zaczynając od palców idąc w stronę ramienia. Nie za dużo ale systematycznie i nie powinno być kłopotów z chłonką.❤ Trzymaj się Anuk, serdecznie pozdrawiam ❤ ❤ ❤

    OdpowiedzUsuń
  19. Cieszę się,że już po. Powodzenia
    . Ewelina

    OdpowiedzUsuń
  20. Dobrze, że Jesteś

    OdpowiedzUsuń
  21. Witaj. Twojego bloga odkryłam niedawno i przeczytałam jednym tchem.Jestem w trakcie badań po usg przed mammografią ze wskazaniem na biopsję. Jesteś super pozytywna babeczka i z niecierpliwością czekam na każde Twoje zdanie na blogu. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  22. Brakowało mi Ciebie laska... uwielbiam Cię czytać :D pozdrawiam świątecznie

    OdpowiedzUsuń
  23. Anuk,matko,jak czytałam Twoją relację z pobytu w szpitalu,to tylko co chwilę wyrywało mi się"o matko!!!"pomijam część z łaciną,rozłożyło mnie:-)
    Poważnie,to rzeczywiście otarłaś się o śmierć...Wiesz,co mnie zastanawia?...Czy czasami przed operacją,wiedząc(chyba ze ktoś olał sprawę)ze brałaś chemię i w związku z tym masz rozrzedzoną krew,nie powinni zrobić badanie krwi na inr ?(badanie gęstości krwi)przeciez,wtedy byloby jasne co i jak.....nie wiem,moze w błędzie jestem,ale nurtuje mnie to...
    Dzielna,świetna Kobieto,jestes juz w domku,wierzę,że z każdym dniem będziesz czula sie lepiej.
    Zdrowia,zdrowia i zdrowiej!!!!!
    :*

    OdpowiedzUsuń
  24. Aniu, na Święta i na każdy dzień roku życzę Ci tego co najważniejsze -zdrowia, i jeszcze raz, i po stokroć zdrowia .
    I pogody w duszy. I uśmiechu, z którym każdemu do twarzy. I ostatecznego i definitywnego ukatrupienia bu-raka.
    Z całego serca wszystkiego dobrego
    B.

    OdpowiedzUsuń
  25. Niech NOWE, DOBRE zagości w Twoim domu.
    Wielkanocne serdeczności ślę.
    Trzymaj się dzielna Kobieto :)

    OdpowiedzUsuń
  26. Swieta dobiegaja konca.Mam nadzieje,ze troszke doszlas do siebie,a ten pobyt w szpitalu powoli staje sie tylko wspomnieniem.Zdrowka zycze!Marta

    OdpowiedzUsuń
  27. Dobrze, że już po wszystkim i chwała, że dobrze się skończyło:) Teraz tylko zdrówka, zdrówka, zdrówka:)))

    PS. Hmmm... ktoś tu chyba faktycznie coś nie do końca przypilnował z tymi przedoperacyjnymi wynikami... anestezjolog? operator? A swoją drogą operator nie "pod ręką" to też dość niekomfortowa sytuacja...

    Trzymaj się!!!

    OdpowiedzUsuń
  28. Dobrze, że już dobrze :) A w ogóle to masz kopa za zestresowanie mnie! Przypominam, że mam raka (haha!) i nie mogę się nerwować (hahaha!). Zatem żeby mi to było ostatni raz! :*

    OdpowiedzUsuń
  29. Anuk co tam u Ciebie baboooo?
    ja już za dwa dni pod nóż...
    bojem siem...

    OdpowiedzUsuń
  30. Anuk,wracaj do siły.
    Może usmieszek pojawi sie po wysłuchaniu tego utworku:-)
    https://www.youtube.com/watch?v=yfT-ISOwRtw

    OdpowiedzUsuń
  31. Czytam czytam i dotarłam do miejsca 12.06 :D No i zostaję tutaj bo też jestem 12.06 i też traktuję raka jak buraka ;))) A jazda z żyłami... Cholera czy po tych wzlotach chemiczno szpitalnych żyły wracają do normy?

    OdpowiedzUsuń