Ostatnia chemia ostro dała mi w kość. Mdłości, słabości, rozpacz i kurwica. Po dwóch tygodniach powstałam z betów, przygotowana na kolejny cios, ale tym razem cios nie przyszedł z kroplówki, a z tętnicy płucnej!
Ale, że jak? Pewnie ciśnie wam się na usta, a ja już czem prędzej tłumaczę. Ano nazywa się to zatorowość płucna i jest niebezpieczna dla życia (a co dzisiaj nie jest?). Pani technik podczas robienia TK zauważyła skrzep w tętnicy i kazała z samego rana przyjść po opis. Przestraszona nie na żarty w środę rano, przed wizytą u lekarza wyciągałam wynik trzęsącą się ręką, bałam się ujrzeć tam jeszcze innych niespodzianek. Na szczęście tym razem tylko jedno gówno w pakiecie. Tymczasem guzy trochę zmalały - tzn są nieco większe niż na poprzedniej tomografii, ale ona była przed biobsją nim guz urósł. Chemia działa, bo w sumie dziada pomniejszyła o 1,5 cm. Nie jest to wynik zapierający dech w piersiach, tam dech wstrzymuje zator-kurwa-płucny.
Polazłam z wynikiem TK do lekarza, a tam panika i "wzywamy-pogotowie-natychmiast-szpital-kardiologia-nigdzie-pani-nie-wychodzi-siedzieć-czekać" I tylko wszyscy pytają mnie o objawy. Jakie objawy? Że po schodach wejść nie mogę z zakupami? A po której chemii mogłam? No ale dupa jasna, nie ma że ja nie chcę do szpitala, ja muszę, a chemia zaczeka z tydzień.
Na pogotowie czekałam bagatela 2,5 godziny. W tym czasie nie pozwolono mi nigdzie wychodzić. A ja nie wzięłam ze sobą anwi picia, ani jedzenia, pustynia w gębie, echo w brzuchu. Myślałam, że może w szpitalu tym drugim uda mi się coś zjeść i się napić...tiaa. Zawieziono mnie na SOR do wojskowego. A tam widok rodem z filmów z lat 80. Pomarańczowe obrzydliwe zasłonki, 2 krzesełka dla pacjentów i ogólny obskurw. Posadzili mnie i kazali czekać. Prócz mnie w poczekalni jeszcze 90-letnia Pani porucznik wojska polskiego po mikro wylewie, pan po padaczce alkoholowej, Pani, której gorąco, Pan pracoholik łamane przez alkoholik z migotaniem przedsionków (cytat z lekarza), Pani wyrywająca sobie cewnik i Pani wyrywająca sobie wenflon. Słowem- śmietanka towarzyska. Szczęśliwie opanowałam przez ostatnie dwa lata szpitalne zen - godziny czekania nie robią na mnie wrażenia - obserwuję i chłonę cudowną atmosferę:
Pani porucznik zaczyna marudzić, że na krześle niewygodnie. Staram się ją uspokoić. Ratownicy stojący z pacjentem drugą godzinę narzekają na głód, też bym coś zjadła, nie powiem. Pani na łóżku po raz trzeci wyrywa sobie cewnik i sika do wyrka (co Pani robi?! Zwariowała Pani?) Zakładają jej pieluchę, którą za chwilę ściąga. Pani od wenflona sika w majtki, wyrywa sobie wenflon i tryska krwią dookoła. Przybiegają salowe, słyszę tylko krzyki i awanturę zza winkla. Pani porucznik wpada w histerię. Lekarz mówi: są pacjenci w dużo gorszym stanie i to oni mają pierszeństwo. Ja nadal utrzymuję zen-postawę. W końcu przychodzą po mnie. Badania krwi, angiografia i czekać. Na zegarku już po 15. W międzyczasie Alina przywozi mi ciuchy. Siedzi na korytarzu i nie mogę do niej wyjść, ani ona nie może przyjść do mnie, w końcu udaje mi się przechwycić wodę w drodzę na angio. Po kolejnej godzinie w końcu kardiolog mówi, że zostaję na oddziale - zator jest i trzeba go obserwować. Mam czekać. Każą mi się przebrać w piżamę, dzięki czemu w końcu mogę zobaczyć się z Aliną, pozwalają jej zostać. Mija kolejna godzina, przychodzi pan z wózkiem i pyta gdzie ta Pani na oddział? Pokazują na mnie "Ta duża? Ja jej nie zawiozę, za ciężka" powiedział pan ważący conajmniej tyle co ja jak nie więcej i odchodzi. Co za miła obsługa. Zen.
W końcu o 18 przyjmują mnie na oddział intensywnej obserwacji kardiologicznej. Jestem podłączona do monitorków i mam zakaz wszystkiego, nawet odwiedzin, ale udaje mi się ubłagać pielęgniarki, żeby wpuściły o 20 brata z pierogami - mija 24h odkąd coś jadłam. Przychodzi doktor i mówi "Tylko proszę wszystkiego nie jeść, bo po kontraście może Pani zwymiotować", odpowiadam "już rzygałam" i wpierdalam ze smakiem wszystko.
Wieczorna zmiana okazuje się być cudowna i gawędzę godzinę z pielęgniarkami. Do sali dowożą Panią z bajpasami i pana pracoholika łamane przez alkoholika. W środku nocy przywożą jeszcze Panią z zapaleniem płuc, ale waleczna kochana pielęgniarka nie pozwala im położyć w sali z rakową panienką nikogo chorego. Uff.
Dzisiaj obudziłam się o 5, bo próbowali pobrać mi krew- za dziewiątym razem się udało! Teraz sobie leżę, wstrzymuję siku, bo nie umiem lać do basenu, i piszę do was. Mają mnie przenieść na normalną salę dzisiaj. Podobno mój zator jest tylko pośrednim zagrożeniem życia, więc pikuś. Podadzą mi clexanne, porobią badania i wyślą do domu. Oby przed weekendem...
To chyba tyle u mnie. Jak zwykle przygodowo, no ale ktoś musi mieć "wesoło", żeby ktoś się mógł nudzić!
Bywajcie w zdrowiu!
Anuk
Kochana tak to umiesz opisać że poczułam się ..jakbym była tam obok..ciarki mnie przechodzą że człowiek nie dość że psychicznie na włosku musi jeszcze przeżywać i oglądać takie sceny w 21wieku ...i przede wszystkim z naszą chorobą.Ale jak widać w Polsce nie ma wyjątków czy pijak czy rak....dla mnie to chore takie pokazywanie człowiekowi w szpitalu że jest taki malutki i nic nie może...nie może się odezwać tylko czekać...kiedyś też miałam akcje na radioterapi jak zmieniła się zmiana i pani przepuściła swoją znajoma zapewne która była po mnie zawsze, pana z oddziału który ma 2 minuty do radioterapi..a ja dojeżdżałam codziennie około godziny..na 19,30 ..niby tego dnia była już 20,30 i wparowałam tam i się pytam pizdy czy kurwa serca niema że wie że dojeżdżam z daleka że dzieciaki w domu..a ona z uśmiechem że aparat był zepsuty i są opóźnienia..gowno prawda bo Cipa za mną weszła przedemna..i nie wytrzymałam pojechałam do domu...wiesz zrobiłam sobie tylko na złość bo dzień dłużej musiałam jechać..czas paliwo..ale ja nie mam takiego daru jak Ty ZEN ..i już pisałam nie raz że podziwiam Cię za umiejętność przekazania tego nam w tak realistyczny sposób i za Twoją postawę do tego wszystkiego...powinnaś zacząć pisać książkę by wszyscy wiedzieli co człowiek musi przeżywać i przechodzić tak naprawdę a nie jak pokazuje piękne seriale szpital itd...niech ludzie zobaczą real ...nie umiem jak Ty ale coś tam wydusiłam ..
OdpowiedzUsuńDużo można by narzekać, ja mam zen bo inaczej bym zwariowała. Od dwoch lat średnio co 2-3 tyg jestem w szpitalu kilka godzin conajmniej. Bywalo ze codziennie. Na szczescie lubię obserwować i słuchać ludzi, chyba tylko dzięki temu utrzymuję psychiczną równowagę. Oczywiście zdarza mi się kipieć ze złości, jestem tylko człowiekiem :)
UsuńMoże kiedyś mapiszę książkę, kto wie, tylko nie mam cierpliwości do dlugich form :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńAniu wspolczuje. Zator to powazna sprawa i dobrze, ze zauwazyli. Ja rowniez wstrzykuje sobie Clexane, juz od czerwca. Jesli wolno mi cos radzic, to rob to pilnie i przestrzegaj godzin podania, to wazne. Po wstrzyknieciu dobrze jest chwile poczekac z wyjeciem igly, inaczej plyn czasem wyplywa.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Joanna.
Uwielbiam Cię czytać.:-) Jestem dziś słaba ale musiałam wejść zobaczyć co u Ciebie :-) Trzymaj się kochana ! Idę w bety :-*
OdpowiedzUsuńtyz nauczonam cierpliwości..
OdpowiedzUsuńkiedys o tym pisałam u siebie, pacjent traci godność w momencie przekroczenia progu szpitala, nawet jak dalej jest ok,
nie wiem, kiedy to się w Polsce zmieni, ale wierzę, ze tak, że w końcu kiedys...
Anuk, dobrze że jesteś,niedobrze,że z takimi wieściami.
OdpowiedzUsuńLubisz czy nie lubisz długich form,ale pisać powinnaś bo talentu nie wolno chować sobie w kieszeń a piszesz rewelacyjnie.
Przykre tylko że to real a nie fikcja literacka. Pisz ,pisz na bierząco,żeby zostało jak cała ta mroczno-szpitalna rzeczywistość będzie daleko w przeszłości. Tego Ci niezmiennie z całego nieco uszkodzonego serca życzę,niech szybko minie i będzie tylko na kartkach Twojej książki :*
jesteś niesamowita!!
OdpowiedzUsuńAnuk, wysyłam dobre myśli i mnóstwo dobrej energii!
OdpowiedzUsuń:**
Piszesz cudnie, szkoda tylko, że na takie tematy. Myślę o Tobie ciepło i niezwykle podziwiam za nastawienie do otoczenia :)
OdpowiedzUsuńKochana , czytam i jestem z Toba od "prawie" poczatku twojego bloga. Podziwiam cie!
OdpowiedzUsuńAnuk, jak zwykle świetny tekst. Z jednej strony nie mogę powstrzymać śmiechu, bo Twoje teksty są cudne, a z drugiej smutno i żal, że musisz się mierzyć z takimi sytuacjami.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Kochana, też przeszłam zatorowość przy Taxanach, 9 wzięłam z 12 przeznaczonych, a potem wzięła się za mnie zatorowość, dokładnie sobie przy Twoim opisie przypomniałam stare dzieje taki sam pierdolnik w Wojskowym na sorze, tomograf z kontrastem a potem podpięcie do kabelków na noc na intensywnej terapii... Z tym że mnie wzięli z marszu, bo chemię brałam w Wojskowym i jak przed 10 cyklem przed badaniami wspomniałam, że mi tak jakby tchu brakuje, to zaczęli koło mnie latać że hej�� Ale szybko cholernika rozpuścili, potem brałam przez pół roku Clexane, potem doustne przeciwzakrzepowe, a teraz chuj, nic nie biorę, uprawiam sport i już się nie duszę. Trzymam za Ciebie mocno kciuki, podczytuję i kibicuję! Pobyt w szpitalu jest do dupy, ja byłam w dodatku jeszcze wtedy łysa i wszyscy się nade mną użalali�� Podobno właśnie chemia i te wszystkie osłonowe dexametazony mogą powodować zatorowość, mówiłam lekarzowi kiedyś że bolą mnie łydki, ale jakoś to puścił mimo uszu, mimo że i tak był to najlepszy lekarz z którym miałam do czynienia... Bo pani w DCO przed pierwszą moją czerwoną chemią spojrzała na mnie i rzekła: "no proszę, życie to jest jednak sprawiedliwe, nie tylko starzy i brzydcy chorują na nowotwór, takie młode i piękne kobiety jak pani, też." Po takim komplemencie spierdoliłam z DCO do Wojskowego i tam było zupełnie inne podejście, naprawdę, nie mogę narzekać....
OdpowiedzUsuńTrzymaj się Kochana, ślę wiadro pozytywnej energii, rozpuszczaj dziady i wracaj prędko do zdrowia!��
Aniu, nieustająco pozdrawiam. Mietek
OdpowiedzUsuńNo i od razu mam lepszy humor... 😁 Uwielbiam Cię Anuś, wracaj szybko do zdrówka pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNo i od razu mam lepszy humor... 😁 Uwielbiam Cię Anuś, wracaj szybko do zdrówka pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWitam, czytam Pani bloga od niedawna poszukując informacji o raku piersi ( brr jak to brzmi) od kilku lat robię kontrolne usg, byłam też 2 razy u onkologa, diagnoza zmiany łagodne torbiele aż do przedwczoraj gdzie obraz usg nie podobał się pani radiolog, zalecona mammografia( zrobiłam i czekam na wynik) i usunięcie guza. Zastanawiam się co dalej czy powinnam zrobić biopsję? czy to zależy od wyniku mammo? Jeśli biopsja to prywatnie? Mieszkam około 80 km od Wrocławia więc tu chciałabym się leczyć. Jestem przerażona i nie wiem co dalej robić. Bardzo proszę o pomoc i namiary na dobrego onkologa, gdzie się udać?
OdpowiedzUsuńŻyczę Pani powrotu do zdrowia jest Pani bardzo enegetyczną osobą. Dziękuję za ten blog
Jola
Cześć,
OdpowiedzUsuńJesteśmy tu po raz kolejny, aby kupić nerki dla naszych pacjentów i zgodzili się zapłacić dobrą sumę pieniędzy wszystkim, którzy chcą ofiarować nerki, aby je uratować i tak Jeśli jesteś zainteresowany byciem dawcą lub chcesz uratować życie, Musisz napisz do nas e-mail poniżej.
Jest to okazja, aby być bogatym w porządku, zapewniamy i gwarantujemy 100% bezpieczną transakcję z nami, wszystko odbywa się zgodnie z prawem prowadzącym dawców nerki.
Więc marnuj więcej czasu, uprzejmie napisz do nas na irruaspecialisthospital20@gmail.com
Szpital Specjalistyczny Irrua.