Wiecie, że nie lubię narzekać, staram się żyć pełnią sił i czerpać ile się da. Nie tylko dla siebie, ale dla moich bliskich, dla rodziny i tych dalszych, którzy czytają i mi kibicują. Staram się być jak wiking - wejść, jebnąć i wrócić pełną chwały. Ale czasami to ponad moje siły.
Nie chcę współczucia i pocieszania. To ja pocieszam innych. Tak już mam, że lubię być silna i pomagać, Od zawsze, nawet jak nie miałam siły, próbowałam unieść świat na swoich barkach. Zeszłej nocy miałam fajne sny. Byłam kimś innym. Zdrowym człowiekiem, który ma niesamowite przygody. Obudziłam się i zrobiło mi się smutno. rzadko odczuwam smutek, ale pomyślałam, że mogłoby być inaczej.
Codziennie wchodzę na portal społecznościowy na "f" i widzę zdjęcia, posty znajomych, którzy mają swoje radości i problemy. Wiadomo- jak każdy z nas. I czasami dławi mnie jakiś żal, że nie mogę tego wszystkiego robić, pływać, bawić się jak inni, cieszyć z macierzyństwa, z dalekich podróży itd. Robię co mogę, żyję na ile choroba i leczenie mi pozwala i czuję, że to wciąż za mało. Mało mi życia.
Nie wiem czy to choroba, czy mój charakter sprawiają, ze wciąż chcę więcej i więcej. Tak bardzo chciałabym znów być nieśmiertelna, jak jeszcze nieco ponad rok temu.
Słyszę ciągle od znajomych, czego nie powinnam robić, a co powinnam, Bo przecież trzeba o siebie dbać, żyć bez używek, nie przemęczać się, chuchać i dmuchać i cieszyć się chwilą. Racja. Ale czy zdrowi nie muszą tego robić? Czy nie powinni?
Życie mnie niesie, wraz ze wszystkimi problemami, zdrowotnymi i tymi spoza granicy NFZ-towskiego shitu. Jestem tylko człowiekiem, ze słabościami i pragnieniami. Bawić się jak inni 29-latkowie i martwić się o to, czym oni się martwią.Nie chcę być tą cholerną młodą dziewczyną, która jest wyjątkowa przez to, że jest chora na raka. Nie chcę być tylko walczącym o życie człowiekiem.Nie chcę słyszeć ciągle, że "będzie dobrze", nie chcę życ pod presją pieprzonych badań i lekarzy z zatroskaną miną. Wkurwia mnie to, że są osoby, które mają jeszcze gorzej. Wkurwia mnie to, że są osoby, które mają lepiej. Czasami po prostu ogarnia mnie wkurwienie na cały świat. Potem mija. I znowu staram się żyć pełną piersią.
Kiedy ogarnia mnie ten dziwaczny smutek i złość, wszyscy starają się mnie przekonać, że nie powinnam wpadać w taki stan. Martwią się. Rozumiem to, ale każdy człowiek po prostu musi mieć taki dzień, żeby nie zwariować. Zdrowy, chory, każdy. Nie da się być chodzącą "pozytywną energią", bo nie jesteśmy pieprzonymi lalkami barbie z namalowanym różowym uśmiechem.
Płaczemy. Krzyczymy, Leżymy bez ruchu, wgapiając się w biały czy inny sufit. Jesteśmy ludźmi.
Często myślę o śmierci, nie dlatego, że się jej boję, tylko dlatego, że przyjdzie wcześniej czy później. Boję się o tych, którzy tutaj zostaną i będą cierpieć, bo kawałek ich życia, związany ze mną zostanie nagle zabrany. Nie wierzę w życie po śmierci i spoglądanie z chmurek na innych, może dlatego czasami się tak martwię. Mam nadzieję, albo może raczej wiem, że to tak szybko nie nadejdzie. Może dlatego, że mam przekonanie o drodze, która mnie jeszcze czeka. Nie tyle do zbawienie, co do pokonania. Część, która myśli racjonalnie, mówi mi, że to przekonanie jest bez sensu, ale nigdy do końca racjonalna nie byłam, bo po co?
Studiowałam etnologię, to taki kierunek zupełnie bez znaczenia dla światowej nauki. Uczyłam się tam o przesądach, wierzeniach, języku, zachowaniach ludzi itp. To takie połączenie socjologii, kulturoznastwa i wsiologii, nikomu nie potrzebna humanistyczna papka. Ale mi się przydała, żeby zrozumieć, może nie tyle innych co siebie. I jakoś mimo wszystko chyba z tą wiedzą jest mi łatwiej żyć, w chorobie i zdrowiu. Mogłabym was zasypać dziwnymi ciekawostkami, ale nie czas na to,
Każdy z nas, zdrowy czy chory potrzebuje normalności. Stanu zero. Resetu systemu, żeby móc wystartować od nowa. Niekiedy trzeba się wygadać i wypluć z siebie trochę żółci i jadu. Nie bójmy się tego. Nie bójmy się co inni pomyślą. Pozwólmy sobie na szczerość i po prostu bycie sobą. Malkontentem, narzekaczem, chuliganem, rozrabiaką, histerykiem, błaznem, królewną czy kimkolwiek innym. Pozwólmy odetchnąć hamulcom, czasami. A potem złapmy z powrotem pociąg do życia i pierdolmy wyznaczone tory. Stwarzajmy własne, pokręcone i dziwne, złapmy trasę na życie jakie chcemy mieć, a nie jakie powinniśmy. Gdzieś na końcu pozostaniemy sami z tym co stworzyliśmy i z tym co zrobiliśmy, a nasze pragnienia i życzenia umrą w zapomnieniu. Życie jest (chyba) tylko jedno.
Popisałam sobie trochę bez sensu, ale już mi lepiej. Jutro znowu wstanę z piersią pełną chęci do życia i pójdę podbijać świat. Na swój "chory" na raka sposób. Nie dajmy się zwariować, każdy musi mieć chwilę słabości i wyżalić się na chujowy los. Już nigdy nie będzie tak samo, pewnie będzie lepiej.
Bywajcie w zdrowiu
Anuk
Oby było lepiej :) czego i Tobie i sobie życzę :) Pozdrawiam, Asia
OdpowiedzUsuńNie zgadzam się z Twoim stwierdzeniem, że „popisałaś trochę bez sensu”, bo to co napisałaś ma dużo sensu. Przynajmniej według mnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Tak Anuk, nie jesteśmy cyborgami...
OdpowiedzUsuńBywaj w zdrowiu :*
Nic nie napiszę, bo jak mam coś głupiego napisać to pomilczę. Jedno tylko napiszę: bardzo mądra z Ciebie Kobieta.
OdpowiedzUsuńAnuk, masz rację, czasem trzeba. A my tu jesteśmy, gotowi słuchać. Bo jesteś mądra i dobra, i zaprosiłaś nas do swojego świata, a my weszliśmy.
OdpowiedzUsuń"Mało mi zycia...."
OdpowiedzUsuńuświadomienie sobie własnej śmiertelności to pierwszy stopień wtajemniczenia w tej chorobie
życia mi też mało
idę na ławeczkę..
dzięki za miłe słowa i wsparcie. Dzisiaj już mi trochę lepiej, jutro znowu chemia i trzeba na nowo obudzić w sobie wikinga ;) no i trzeba nagotować obiad na 2-3 dni i wysprzątać chatę...i jechać do Zusu, tyle trzevba a tak bardzo się nei chce:)
OdpowiedzUsuńAnuk kochana, życie jest piękne ale też składa się z takich chwil. Mam ciągle emocjonalną sinusoidę. Dziś mama zwróciła mi uwagę, że za często krzyczę na dziecko. Ma rację. Przyklejając sobie uśmiech do twarzy, krzyczę cała wewnątrz i kurde wyłazi jednak ten krzyk na zewnątrz. Nawet tego nie wiedziałam. Czaisz. Nie miałam świadomości, że strasznie wrzeszczę. Nie powiem ci, skoro wolisz, że będzie lepiej. Będzie inaczej i różnorodnie, za to kolorowo. Wiem o tym, bo moja mama jest 15 lat po mastektomii. Mam nadzieję, że my też wygramy z burakiem. Czego z całego ci serca życzę. Myślę o Tobie i przesyłam ci dawkę mojego optymizmu.
OdpowiedzUsuńCzaję:) Ja też tak czasami mam, choć nei krzycze na dzieci (bo nie mam) ale na innych. Tak bywa i już.
UsuńTrzymaj się mocno, damy radę;)
wspaniałe , tylko po chuj tyle wulgaryzmów ....)
Usuńsiedzisz mi w głowie Anuk? znowu???
OdpowiedzUsuńjestem czarownicą;)
UsuńAnuk,nie popisalas bez sensu...
OdpowiedzUsuńJestes czlowiekiem i masz prawo do wyrazania emocji. Nie mozesz chodzic z przyklejonym usmiechem na twarzy,jak w srodku az buzuje.Bardzo dobrze,ze potrafisz to z siebie wyrzucic.
Jak masz ochote krzyczec to krzycz,plakac to placz i nie przejmuj sie innymi
Polubilam Cie od razu,bo jestes szczera i taka prawdziwa.
Nie zmieniaj sie dla innych,badz soba.Trzymaj sie!
Nikt nie jest ze skaly, dobrze, ze starasz sie to zrozumiec jak wazne jest upuscici z siebie troche smutku i zalu. Nie, nie w samotnosci lecz otwarcie przy nas lub bliskich Ci osob, jest to b.wazne zeby ten wylew zalu sie ulal, wydzedl z Ciebie na zewnatrz bys mogla na nowo zaczerpnac swiezego powietrza oddac sie potem kaskadzie smiechu i naladowac baterie w milym gronie lub zebrac dobro w faunie i florze ;-)
OdpowiedzUsuńtroll
ps.oczywiscie wszystko to jest przenosnie powiedziane.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSpotkanie
OdpowiedzUsuńPrzestałam budzić w sobie
olbrzyma
już niczego udawać nie chcę
nie muszę
w prawdzie stanęłam
mam prawo być słaba
kołaczę szukam proszę
zgubioną znajdując duszę
z nadzieją zrozumienia
obnażam własną słabość
serca odkrywam głębię
czekając na szczęścia
pocałunek
spotykam
sama siebie
po latach życia
obok
/Bogumiła Dmochowska/
Anuk, serdeczności ❤❤❤❤❤❤❤
OdpowiedzUsuń
Ja mam dzisiaj taki dzien.. :( moze nie taki sam, tylko 'z tej samej polki'.. taki paralizujacy dolek, kiedy zapominam jak sie rusza reka czy noga, a nawet jak sie oddycha..
OdpowiedzUsuńNiedawno wpadlo mi w rece jakies opracowanie, w/g ktorego kobiety po walce z krabem..hmm.. jak to ujac.. mniej walcza o inne rzeczy w zyciu.. jakby mniej ambitne sie robia, czesciej sa ofiarami depresji, czesciej rezygnuja z kariery, lepszej pracy itp. I nie chodzilo im o to, ze ot wlasnie sobie po prostu poprzestawialy priorytety..nie nie, chodzilo o to, ze generalnie kobiety po walce z rakiem - statystcznie - traca pewnosc siebie.. to tak troche odwrotnie do tego, co nam mogloby sie wydawac, ze jest apeptyt na zycie, ze chwyta sie kazda chwile.. itp. Mnie sie wydaje, ze owszem, sa przypadki kobiet, ktorym udaje sie zachowac "zwyzke" nastroju przez dlugie lata, ale w wiekszosci przypadkow jest chyba tak, ze po poczatkowym zachlysnieciu sie kruchoscia zywota.. spade na nas starch o przyszlosc.. i przygniata. I mimo tego, ze ja tego nie chce, i z tym walcze.. to chyba powoli zaczynam rozumiec.. ble.. a moze ja juz nic nie wiem..
Buzki :**
Kass