Rak zabiera powoli wszystko. Najpierw nieśmiertelność. Nagle z dnia na dzień z osoby z przyszłością stajesz się osobą żyjącą z chwilą. Liczy się każdy moment każdy dzień. Życie mija od badania do badania. Od chemii do chemii. W międzyczasie zaczynasz zauważać wiele pięknych rzeczy, ludzi, których nie doceniałaś. Ulotne chwile stają się podporą Twojego istnienia. Żyjesz tu i teraz i cieszysz się, bo nie masz pojęcia kiedy to może się skończyć.
Musisz z dnia na dzień oswoić się z myślą o śmierci, albo na siłę wypierać ją z głowy. Udawać, że nie istnieje, że nie dotyczy wcale Ciebie. Pomimo, że statystyki nie dają Ci szans, myślisz "Mi się uda". A potem zastanawiasz się "niby dlaczego akurat mi ma się udać?". Ale gdzieś w ferworze zdarzeń starasz się nie myśleć o tym zbyt często. I tak mijają kolejne dni.
Kolejne badania, kolejne chemie. Każde zdjęcie usg z opisem "bez zmian patologicznych" przynosi Ci ulgę, ogromną radość (czy wcześniej potrafiłaś się tak cieszyć?). Często napięcie sięga zenitu - boli cię głowa - czy to już przerzuty do mózgu? Złe wyniki krwi, próby wątrobowe podniesione - czy rak przesiadł się na wątrobę? Wiesz, że te myśli do niczego nie prowadzą, mimo to przyklejają się do Ciebie i nie chcą odejść. Szukasz podobnych przypadków, szukasz potwierdzenia, że tak po prostu się zdarza i to wcale nie oznacza, że choroba wróciła. W końcu kolejne badania potwierdzają, że wszystko jest ok i znowu czujesz ulgę, przeważnie chwilową, do następnych niepokojących symptomów. W pewnym momencie po postu zaczynasz się do tego przyzwyczajać. Już zawsze tak będzie wyglądać Twoje życie. Strach nie minie. Albo się z nim zaprzyjaźnisz, albo Cię zniszczy.
W marszu przez życie oprócz Ciebie maszeruje już śmierć obok dołącza strach.
Kolejne badania, operacje i blizny. Sterydy i inne leki zmieniają kształt Twojego ciała. Kształt Twojej duszy już dawno się zmienił i wciąż ewoluuje.
Pojawiają się niedogodności - bóle, osłabienie, ciągłe zmęczenie. Spacer, który kiedyś sprawiał Ci przyjemność dziś wymaga wysiłku. Po zakupach musisz się położyć i odpocząć. Myśl, że trzeba znaleźć kurtkę na zimę doprowadza Cię do szału. Trzeba będzie dużo chodzić i przymierzać. Myślisz o tych zimnych potach, które pojawiły się wraz z zaniknięciem okresu. No tak, przecież masz menopauzę i wszystkie objawy z nią związane. Wszystko Cię wkurwia i nawet nie wiesz dlaczego. Hormony dają Ci popalić i czujesz się o 20 lat starsza. Twoje ciało też nagle o tyle się starzeje. Traci elastyczność, pokrywa się rozstępami. Żyły się kurczą i bolą. Zastanawiasz się czy nadal jesteś jeszcze kobietą? Robisz wszystko, żeby chociaż tak wyglądać - malujesz się, ładnie ubierasz, wszyscy mówią "nie wyglądasz na chorą". Chcesz wbrew wszystkiemu być piękna.
Obok śmierci i strachu idzie z Tobą zmęczenie.
Ludzie ciągle Ci powtarzają, że będzie dobrze. Na początku w to wierzysz, później Cię to wkurwia, potem znowu po prostu chcesz, żeby tak było. Tracisz znajomych. Na początku do Ciebie piszą współczują Ci, ale nie do końca wiedzą jak z Tobą gadać. Niby chcesz, żeby było jak dawniej, ale nagle odkrywasz, że choroba zajęła już tak dużo miejsca w Twoim życiu, że wszystko się z nią wiąże. Nie chcesz ciągle o niej opowiadać, ale ciężko ją pominąć. Próbujesz zapomnieć, spotkać się z innymi, chcesz, żeby było jak dawniej. Idziesz na imprezę, wyjeżdżasz gdzieś i chociaż świetnie się bawisz to zmęczenie, łysa głowa, ból, przypominają Ci, że już nie do końca jesteś jedną z nich. To Cię tak bardzo wkurwia. Paradoksalnie zaczyna Cię wkurwiać, że oni są zdrowi, że mają te swoje "zdrowe" problemy, takie małe, takie błahe i już nawet nie wiesz czy to "oni" Cię odsuwają czy Ty ich. Zaczynasz zauważać, że innych też wkurwia Twoja choroba, ciągle używasz jej do "wykrętów". W końcu masz ochotę się schować, uciec gdzieś daleko. Wkurwienie przeradza się w bezradność. Idzie z Tobą śmierć, strach, zmęczenie, wkurw i bezradność.
Szukasz podobnych do siebie ludzi. Zaglądasz na fora onkologiczne, odwiedzasz spotkania wsparcia. Tam czujesz się dobrze. Nikt nie spogląda na Ciebie krzywo, nikt nie ocenia, nie przygląda się dziwnie Twojej łysej głowie. Masz wsparcie, wspierasz innych. To Twoi nowi przyjaciele. Bezpieczniejsi. Zaczynacie się spotykać, dużo rozmawiacie, w końcu czujesz, że ktoś Cię rozumie. Dołącza do Ciebie otucha.
Mija czas. Ty walczysz, zbierasz w sobie siły. Kciuki trzymane przez nowych onko-znajomych unoszą Cię do góry. nawet nie wiesz kiedy wszystko się zmienia.
W końcu rozglądasz się dookoła i daleko za sobą widzisz poukładany świat, potem zgliszcza, gdzieniegdzie palące się ogniska, jakieś prowizoryczne budowle z patyków i gliny. Przed Tobą jest mgła i jakieś źródło światła, czasami prawie niewidoczne, jednak niekiedy czujesz jego ciepło gdzieś na policzku.
Uświadamiasz sobie, że sama przyczyniłaś się do tych zniszczeń. Powodowana myślą o śmierci, strachem, zmęczeniem, wkurwieniem i bezradnością. Kogoś odepchnęłaś, czegoś nie zauważyłaś, na kimś się wyżyłaś, może za bardzo skupiłaś się na sobie? Zaczynasz czuć się winna, chociaż budzi to Twój gniew - przecież to nie Twoja wina, że chorujesz! A może...?
W końcu stajesz w miejscu, wszystko idzie ku lepszemu, leczenie powoli się kończy, chociaż wiesz, że już do końca życia co chwilę będziesz musiała się badać, pilnować i sprawdzać.
Jesteś zdrowa.
JESTEŚ ZDROWA?
Nie masz już pracy, z wieloma znajomymi już się nie kontaktujesz, nie poznajesz się w lustrze, nie wiesz co się stało z Twoim organizmem, dlaczego ciągle coś Cię boli, dlaczego musisz się zdrzemnąć popołudniu. Ci bliscy, którzy zostali jakoś inaczej na Ciebie patrzą.
Cierpliwość, miłość, spokój, zrozumienie i ciepło. Drużyna, która jako jedyna może pokonać Twoich kompanów podróży. Tylko czy ludzie w okół Ciebie nie stracili tego walcząc u Twojego boku?
Jeżeli jesteś silna, przekujesz to w swój sukces, odbudujesz w okół siebie rzeczywistość.
Musisz więc być silna. Kurwa. MUSISZ (musisz?).
Czasami myślę, że może lepiej siedzieć cicho, zamknąć myśli w szufladzie i nie obciążać innych. Uciec daleko, pozwolić by wszyscy zapomnieli i dać żyć bez swojej choroby. Może byłby to szczyt miłości z mojej strony. Rak zabija nie tylko mnie, niszczy wszystko dookoła.
Nic już nigdy nie będzie takie samo i minie sporo czasu nim dowiem się na nowo kim jestem.
Dzisiaj nie powiem nic pozytywnego. Sorry.
Sama prawda Anuk!
OdpowiedzUsuń:*
Lepiej bym tego w słowa nie ubrała.Cała prawda. Życie z nawrotem jest jeszcze chujowsze, jeszcze bardziej wszystko wkurwia, drażni, problemy zwykłych ludzi jeszcze bardziej wkurwiają. Brakuje sensu. Bo się przecież walczyło... wygrało... i co z tego przyszło? Strach miedzy badaniami okazał się celowy, bo w końcu ZNÓW coś wykryli!. Trzymaj się!
OdpowiedzUsuńZa trzy tygodnie mam badania. ..
Usuńtrzymaj się iy!
Nie powiem, że będzie dobrze, nie powiem bądź silna. Teksty wkurwiają jak nic. Ale powiem, że co ma być to będzie :). Nawroty są chujowe, ale da się z nimi zyć. Grunt to mieć obok kogokolwiek, kto Cię wesprze. Dawaj znać po badaniach :)
UsuńTak właśnie jest Czuje dokładnie to samo i nie wiem jak sobie z tym radzić Ta pieprzona bezradność mnie niszczy Pozdrawiam i przytulam Teraz wiem że nie tylko ja mam takie odczucia ��
OdpowiedzUsuńPrzeżywamy nasza chorobę jak umiemy
OdpowiedzUsuńżyjemy z nią najlepiej jak potrafimy
nie da się do tego wszystkiego dołożyć jeszcze zimnej kalkulacji
dziękuję za ten wpis:*
Czuję dokładnie to samo, jakbym była główną bohaterką tej historii...
OdpowiedzUsuńOj Anuk.. :*
OdpowiedzUsuńMoze pamietasz, ze my o mojej chorobie powiedzielismy tylko paru osobom.. z jednej strony jest lepiej, bo ja z zalozenia o tym z nikim nie rozmawiam (mam od tego moje kochane forum), i nikt mnie inaczej w zwiazku z tym nie traktuje, ale i tak traci sie przyjaciol/znajomych.. bo mozna o tym nie mowic, ale to i tak siedzi w glowie, i zycie innych idzie do przodu, a moje gdzies sie tu na razie zatrzymalo..
No i mysle, ze moze z czasem bedzie lepiej/latwiej.. :*
chyba nigdy nie czytałam tak trafnego wpisu o chorowaniu. Powinni go wydrukować i dołączać do dokumentacji medycznej, aby każdy chory wiedział, że ze swoimi demonami nie jest sam, a każdy członek jego rodziny / przyjaciel mógł ogarnąć co się z ich bliskim dzieje.
OdpowiedzUsuńPoryczałam się dziś rano przed lustrem. Kolejne wyciągane ciuchy były za małe. Nie mogłam założyć stanika, tak mam spaloną skórę. I poryczałam się czytając Twój wpis, bo tak się kurwa czuję od miesiąca. Jakiś prozak muszę sobie zaaplikować chyba. Czasem trzeba sobie popłakać, upaść, powstać, założyć koronę i do przodu. Dziękuję :-)
OdpowiedzUsuńWiecie co czują wasi bliscy, którzy stoją obok was i was wspierają? Wiecie jak muszą wspinać się na wyżyny swoich możliwości i ile zakładać masek, żebyście nie widzieli ich frustracji, załamania, bezradności? Ja wiem, bo byłam w takiej sytuacji. Anuk, nareszcie inni mogą przeczytać co czują chorzy. Może też warto zapytać co czują bliscy, którzy naprawdę przy nas są i nie pozwalają poddać się? Są to trudne rozmowy, bardzo trudne, bo nikt nie chce się przyznać, że czasem ma już dość wszystkiego.
OdpowiedzUsuńNo własnie napisałam, ze wiem, że też cierpią, ale nie chcąc zranić nas, nic nie mówią, często prowadzi to do całkowitego odsunięcia się od siebie. Chcialabym wiedzieć co czują moi bliscy, ale nie chcą ze mną o tym rozmawiać i czuję że są coraz dalej i dalej... Bardzo bym chciała, zeby jakiś zdrowy powiedział co czuje, bardzo.
UsuńJa kiedyś myślałam, że też chcę wszystko wiedzieć - usłyszeć. A jak usłyszałam to marzyłam tylko o tym aby pewne zdania z głowy wymazać... ale się nie dało. Zatruły mnie. Nic już nie jest tak samo - jest dobrze, ale nie tak jak mogłoby być, bo cały czas odczuwam tą przysłowiową drzazgę pod paznokciem. Czasami mam wrażenie, ze już się jej pozbyłam by drobnostka sprawiła, że wszystko wraca ze zdwojoną siłą.
UsuńMyślę, że czasami dobrze nie mówić wszystkiego, bo jak już się powie to nie ma niedomówień, które można różnie interpretować w zależności od potrzeb i nastroju. Już nie jestem zwolenniczką szczerości do bólu.
Moc uścisków :)
Najgorszy jest rak, na który lekarze nie dają szansy na wyleczenie. Najpierw walczysz o każdy dzień, tydzień, miesiąc osoby bliskiej. Patrzysz także co jej zabiera - siłę, niezależność, pracę, zainteresowania. I zastanawiasz się chwilami czy warto było walczyć. Ale następnego dnia wstajesz i walczysz, aż znajdziesz w drugiej osobie coś zamiast pracy, zainteresowań. I to jest przełom, bo wraca twój partner, i znowu czujesz, że go potrzebujesz
UsuńTo są przemyślenia żony, której mąż ma raka. Może nie na miejscu ale czasami mam wrażenie, ze nas dotyczy tytuł "Kobiety są z Marsa a mężczyźni z Wenus"
Warto walczyć. Pozrdawiam.
I jak tu w dwóch słowach odpowiedzieć komuś na pytanie "jak się czujesz?"???
OdpowiedzUsuńTyle w nas buzujących emocji i poniesionych ran :-S
Trzym się onkokoleżanko :-*
trafiłaś w sedno
Usuńi wytłumacz komuś, że to jedno z najgorszych pytań!!
na szczęście z latami to cichnie....
UsuńTak!!! To pytanie "jak się czujesz?" wprawia mnie w zakłopotanie. Mam wrażenie, że nikt, kto nie był/nie jest w moiej sytuacji i tak nie zrozumie. Standardowa odpowiedź to "w porządku", tiaaa
UsuńAniu dziekuję ci , tak mądrze opisałaś co ja sama czuje , niby zdrowa już , 2 m-ce po zakończeniu leczenie ale jeszcze słaba obolała, niepewna . Trzymam kciuki za ciebie dasz radę , raz lepiej raz gorzej ale dasz :)
OdpowiedzUsuńŻycie nas zmienia, jeśli nie choroba to inne sytuacje.i nie jest prawdą ze mąż, przyjaciele dane są raz na zawsze. Czasem po prostu ewulujemy w różnych kierunkach. Nie ma co się nad tym zastanawiać. Podziękować byłym, dawniejszych przyjaciołom i iść dalej. Trzymam Ania kciuki,.
OdpowiedzUsuńTo straszne, co napisałaś... Bo prawdziwe :(
OdpowiedzUsuńJeszcze dodalabym akapit o onkoznajomych... Jest super. Dopóki nie umiera pierwsze z nich. Drugie... Dziesiąte. I zaczynasz się bać przywiazać do kogokolwiek. I w głowie pojawia się natretna myśl - Kiedy nadejdzie moja kolej?
I kontrast. Usmiechasz się. Cieszysz każdym dniem. Ale masz w sobie tyle bólu, że każdy uśmiech losu uznajesz za cud... Rozumiesz zapewne, o czym mówię.
Piekne wypowiedzi......ALe tak naprawde nikt nie zrozumie BOLU....
OdpowiedzUsuńAnuk uwielbiam Cię mimo, że się nie znamy. Uwielbiam czytać Twoje wpisy. Uwielbiam Twoje trzeźwe spojrzenie na świat. Piszesz w pięknych słowach całą prawdę o życiu i walce z rakiem. Anuk ty żyj 100 lat i pisz skoro to sprawia Ci przyjemność, a ja będę Cię czytać bo mi również to sprawia przyjemność. Rzeszów pozdrawia Anuk!!!!
OdpowiedzUsuńAnuku drogi...kiedy czytałam Twoj post,przypomniały mi się słowa,myśli Madzi(Wojownicza)ile razy w podobny sposób wyrażała swoje emocje,odczucia...
OdpowiedzUsuńStrach,wkurw,samotność...bo nikt nawet najbardziej kochający,życzliwy,do końca nie moze pojąć tego wszystkiego z czym przychodzi się zmierzyć w obliczu takiej choroby,wielka niewiadoma..
Anuk,może to banalnie zabrzmi...
Życzę CI DUŻO ZDROWIA..:*
A to może lepsze od prozaca...
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=g3g7BXEoz7o
Aniu! Nic nie musisz ale wszystko możesz :) I cieszę się, że pozwalasz sobie po prostu na bycie sobą, bo nie jesteś cyborgiem - dokonałaś wiele i ja sobie po cichu obserwuję to jak pięknie w chorobie starasz się znaleźć się coś co miałoby sens.
OdpowiedzUsuńJudzia
Jak zawsze Anuk piszesz trafnie i doglebnie:))
OdpowiedzUsuńMnie zastanawia jedna rzecz co najbardziej jest niekorzystne/bolesne w tej "chorej rzeczywistosci"czy np
.ponury szpital, diagnoza lekarza, skutki uboczne chemii, brak piersi czy statystyki ?
albo moze widok innych chorych a moze kompletyny brak zrozumiemi bliskich osob.
co najbardziej chcalabys zmienic/wymazac z pamieci w tym wszystkim, zeby mozna bylo to przechodzic choc troche lepiej.
troll
Ja jestem chora na raka piersi po raz drugi.Corka mi powtarza słowa wykładowcy -czy chorzy na tradzik maja przyjaznic sie tylko z chorymi na tradzik?
OdpowiedzUsuńAnuk...na ile masz sil staraj sie zyc tez i innym zyciem.Nie tylko choroba o nas stanowi...dobrze jest wyjsc z tego zakletego kregu chorych na raka, onkologicznych stowarzyszen. Nie pozwolmy sie jej zdominowac. Choc wiem ze to ciezko ale przynajmniej sie staram wrocic do swiata zywych.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam...kolezanka niedoli spod reki Dr.Tarkowskiego
Opisałaś to tak jakbyś siedziała w mojej głowie i spisywała moje myśli....
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńAnika ja na widok smsa z pytaniem " jak się czujesz? "Dostawałam szału. Bo ile razy dziennie można powtarzać, że jest dobrze tylko dlatego żeby np. Babcia się nie martwiła . A w rzeczywistości czuć się jak gówno!
UsuńDroga Aniko. O swoim raku piersi dowiedziałam się w sierpniu. Jestem po operacji oszczędzającej, przed konsylium. Swoje już przepłakałam i również przerażała mnie wizja świąt Bożego Narodzenia. I wiesz? Stwierdziłam, że po raz pierwszy od ponad dwudziestu lat spędzę te święta normalnie. Ponieważ jestem jedyna kobietą w najbliższej rodzinie, obowiązek przygotowań do świąt spoczywał na mnie. W tym roku z radością uroczyście postanowiłam, że nie będę nikomu udowadniać że sama dam radę a święta bedą wypasione i szczególnie smaczne. Mniej ugotuję, mniej upiekę, nie będę zaglądała w mysie dziury szukając bałaganu. Może w końcu moi mężczyźni wezmą się do roboty a ja po kolacji wigilijnej, pierwszy raz nie opadnę ze zmęczenia na fotel i zanucę z radością kolędę. Nikt z kochych i zdrowych nie wie jakie bedzie jutro i co czycha za zakrętem. Cieszmy się chwilą i planujmy, chociaz to takie trudne. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
Usuńlepiej tego nie można ująć..
OdpowiedzUsuńty możesz to zmienić ...
OdpowiedzUsuńAnuk odezwij sie ...co u Ciebie?
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńAnuku kochany. Jak się masz??
OdpowiedzUsuńAnuk,tesknimy...
OdpowiedzUsuńTęsknimy, tęsknimy.. Odezwij się choć jednym słowem, to nie fair, że nic nie wiemy. Tyle osób czeka na Twój znak już tak długo. Pamiętamy o Tobie, nie pozostawiaj nas w takiej niepewności. Chociaż jedno słowo..
OdpowiedzUsuńMarta
Co kilka dni jestem żeby zobaczyć czy dodała pani nowy post. Czekamy :)
OdpowiedzUsuńTak dokładnie się dzieje...
OdpowiedzUsuńKobietki kochane, a co ja mam mowic mojej mamie? Pocieszac sie nie da bo nie o to chodzi,,wspierac tez ciezko bo i ona czuje strach i ja. Nie wiem czemu najpierw ma konsylium po wynikach, najpierw chemie a za 3 miesiace operacje, pozniej radioterapie? Guz duzy z przerzutami do wezlow chlonnych. Strach przed nieznanym przed tym CO BEDZIE?
OdpowiedzUsuńWitaj:) Ja dopiero czekam na wynik pooperacyjny, na wyrok? Ale ten tekst zachowam. Może po to żeby kiedyś ktoś z nierozumiejacych mnie znajomych go przeczytał albo żebym ja była znajomym rozumiejacym. Niesamowicie to ujęłaś. Dziękuję za ten tekst. Chociaż przeraził mnie to dziękuję..
OdpowiedzUsuńKOBIETO- podziwiam Cie :) oby kazda z nas miala tyle sily co Ty :)
OdpowiedzUsuń