Dlaczego wena dopada mnie zawsze po północy? Kiedy akurat rano muszę wcześnie wstać i funkcjonować w miarę normalnie? Dlaczego nie kiedy mam masę czasu i mogę spać do 11? Chyba nie ma sensu się nad tym zastanawiać, bo jeszcze później pójdę spać.
Powinnam zacząć od "przepraszam, że tak długo się nie odzywałam..." ale już tyle razy widziałam tak rozpoczynające się posty na blogach... i jeszcze z dodatkiem "obiecuję, że będę pisać częściej...". A guzik! Nie obiecuję i nie przepraszam. Dziękuję wam tylko, że jesteście cierpliwi i jeszcze tu zaglądacie.
Po ostatnim zdołowanym wpisie nie chciałam marudzić i siać fermentu, więc po prostu odpoczywałam od wszystkiego. Nawet rzadko zaglądałam na pożeracza czasu na "f". W tym czasie odwiedziłam stolycę (siedziałam tam 6 dni) i bardzo dużo spałam po przyjeździe. A potem oglądałam dużo seriali, filmów i spotykałam się z ludźmi. Warszawa mnie zmęczyła. Nie wiem jak to możliwe, że kiedyś uwielbiałam to miasto i jego rytm. Może 40 kilogramów temu łatwiej było mi pokonywać te odległości? A może wtedy po prostu nie ułożyłam sobie zabójczego planu spotkań? Tak bardzo chciałam wszystkich odwiedzić i pogadać (a znajomych mam dość sporo w Wawie), że trzeciego dnia zasnęłam o 22 i nie mogłam się dobudzić, a piątego uciekłam o 19 z imprezy, która dopiero miała się rozkręcić. Ale nie narzekam. Poznałam masę onkokoleżanek, które do tej pory znane mi były tylko online i spotkałam się z kilkoma starymi znajomymi. Zabrakło tylko chwili oddechu i może wczucia się w ten rytm, który kiedyś tak bardzo napędzał mnie do życia. A może po prostu się zmieniłam? Najbardziej przeraziły mnie odległości. Wrocław, moje rodzime miasto, choć czwarte pod względem wielkości w PL, jest przytulne i malutkie w porównaniu do stolicy. U nas gdziekolwiek chcesz pojechać to starczy Ci pół godziny, no chyba, że między 15-17 to godzina. W Warszawie godzinę idziesz do sklepu osiedlowego. Szkoda by mi było czasu na mieszkanie tam. Nie zdążyłam nawet zrobić zdjęć, bo większość czasu traciłam na dojazdy, więc jak mogłabym tam się obijać? Życie bez obijania to jak Mikołaj bez brody! (wpiszcie sobie w google grafika - nie ma nawet takiego obrazka!) Dlatego odkąd wróciłam to się obijam, co niektórych wkurza (łącznie ze mną czasami).
Przez ostatni miesiąc zaczęły mnie nachodzić różne dziwne sny. Pojawiają się w nich ludzie z mojej przeszłości, o których nie myślałam wiele miesięcy czy nawet lat. Budzę się rano i walę w czoło "zapomniałam o jego istnieniu!". Dlaczego więc własnie dzisiaj mi się przyśnił? Ponieważ jak wyżej wspomniałam, mam czas na obijanie się i wtedy roztrząsam istotę życia, miałam chwilę na rozkminianie tego zagadnienia i doszłam do wniosku, że nasza podświadomość jest nieźle popieprzona.
Otóż wczoraj śniło mi się, że musiałam pojechać w jakieś dalekie kraje i "uratować" jakąś siostrę zakonną i tam pojawiła się postać (dość dla mnie ambiwalentna), której od około 10 lat nie widziałam na oczy. Rzeczona siostra zakonna okazała się być lesbijką, która się zakochała w jakiejś kobiecie i chciała wziąć ślub, ale ponieważ wierzy w Boga, nie chciała odchodzić z klasztoru i choć targały nią sprzeczne emocje to zrezygnowała z ludzkiej miłości na rzecz Stwórcy. Co więcej, zaczęła śledzić mnie! Postać z przeszłości, zachowywała się w sposób szalony i namawiała mnie do dziwnych działań, po czym zniknęła. Gdyby nie kontekst, o którym zaraz opowiem, można by było rzec, że to metafora walki rozumu z sercem (prawie jak w tp) albo diabła z Bogiem. Nic bardziej mylnego.
Kilka dni wcześniej oglądałam serial "Sposób na Morderstwo", w którym ksiądz zabił drugiego księdza, a adwokat wymyśliła, że alibi da mu kobieta, którą on potajemnie kochał (z wzajemnością), ale tylko platonicznie. W tle serialowym przewijają się również wątki homoseksualne. To wyjaśnienie części snu. Druga sprawa- koleżanka pojechała modlić się do kościoła w Malezji i pisała o tym kilka tygodni temu na fejsie. Na osobę z przeszłości nie znalazłam wyjaśnienia, ale na pewno też czai się w czymś co ostatnio zobaczyłam lub przeczytałam. Skojarzenia wiążą się z obrazami i powstaje z tego pozornie abstrakcyjny sen. Mózg jest niezłym zawodnikiem, bez naszej bezpośredniej pomocy układa historie...o których się nie śniło, chciało by się rzec.
Kontynuując wątek mózgu, prócz snów funduje mi on również niezłe zapadliny w pamięci. Nie pamiętam czasami całych rozmów czy zdarzeń z dnia poprzedniego. Tomografię głowy miałam robioną- wszystko ok. Mam po prostu bardzo intensywny syndrom chemo-brain (mózgu pochemicznego). Z jednej strony nieprzyjemne i uporczywe, z drugiej niezła wymówka, niestety prawdziwa. Uporczywa, kiedy w trakcie gotowania obiadu wychodzę po coś do pokoju i zapominam po co, siadam przed komputerem i przypomina mi się o obiedzie jak poczuję swąd palonego żarcia. Albo kiedy dostaję smsa "To o której będziesz?" i nie wiem gdzie i dlaczego mam być a okazuje się, ze umawiałam się z kimś gdzieś dzień wcześniej. I uprzedzę was- zapisuję sobie...i zapominam, że zapisałam, albo gdzie zapisałam...Szkoda gadać. Kupa śmiechu i zażenowania.
Idąc tropem kupy śmiechu, to niedawno wpadł mi w ręce magazyn SEK&RETY z 1992r. Czasopismo o charakterze erotycznym, głównie z historiami i ogłoszeniami towarzyskimi. Uraczę was kilkoma najciekawszymi, warto poczytać. 20 lat temu to jednak ludzie byli mniej pruderyjni niż dziś, a niby jesteśmy bardziej otwarci.
Mam nadzieję, że się uśmialiście, śmiech to w końcu zdrowie, a zdrowia nigdy nie za dużo...
A skoro już o tym wspomniałam - ja dochodzę do formy i czuję się lepiej. Badania wszystkie ok, więc się nie martwcie, jeszcze długo będę was zamęczać (ewentualnie rzadko).
Dziękuję za uwagę i jak zwykle- bywajcie w zdrowiu!
Anuk
Hahaha!
OdpowiedzUsuńNajbardziej rozbawiło mnie ogłoszenie "umiarkowanego i odpowiedzialnego sadysty " poszukującego kobiety, która "lubi zdrowy zapach czosnku"!
Wyobraźnia mi ruszyła! :)
nie wiem czy zdecydowałabym się coś tu wybrać, ale fantazja niezła i to ułańska wręcz :)
OdpowiedzUsuńTrochę martwiłam się o Ciebie.
OdpowiedzUsuńNabieraj sił! :*
o mnie się nie martw, o mnie się nie martwa, ja sobie radę dam...;)
UsuńDobrze że się odezwałaś i że milczenie było jedynie odpoczynkiem od zgiełku internetu... Ściskam
OdpowiedzUsuńAnuk dobrze,ze jestes:)Rozbawilas mnie do lez:)Jestes wyjatkowa!!
OdpowiedzUsuń:*
..o ja ciebie...he he, ale się uśmiałam w mojej nudnej robocie...strasznie lubię cię czytać Anuk :), Kasia
OdpowiedzUsuń